Zbigniew Marszałkowski
Nie tylko potrafił zarażać innych swoją pasją do biegania i sportu w ogóle, ale był też świetnym organizatorem. Do dziś uczestniczymy w imprezach sportowych, które wymyślił przed laty.
Zbigniew Marszałkowski urodził się 25 sierpnia 1957 w Sulęcimiu w obecnym województwie lubuskim, jako pierwsze dziecko Józefa i Hani (nie Hanny) z domu Kasprzyk. Rodzina mieszkała wówczas w miejscowości Smogóry, w obecnej gminie Ośno Lubuskie. Miał młodszą o 2 lata siostrę Ewę. Na początku lat 60. rodzina przeprowadziła się do rozrastającego się Wodzisławia Śl. Zamieszkała najpierw na Jedłowniku, a następnie na tworzącym się osiedlu na Wilchwach, przy nowo otwartej KWK „1 Maja”, gdzie ojciec Marszałkowskiego podjął pracę. – Zbyszek wspominał, że na osiedlu były wtedy dopiero cztery bloki, a jego ojciec był jednym z pierwszych pracowników KWK „1 Maja” – mówi Aleksandra Marszałkowska, żona Zbigniewa Marszałkowskiego.
Kilkuletni Zbyszek rozpoczął naukę w nowej szkole podstawowej na osiedlu. Po jej ukończeniu poszedł do szkoły zawodowej, a następnie do technikum górniczego, uzyskując tytuł technika. Na kopalniach – najpierw na KWK „1 Maja”, a po jej likwidacji na KWK „Marcel”, pracował aż do emerytury, podejmując również pracę na krytej pływalni w charakterze ratownika wodnego.
W 1978 r. ożenił się z Aleksandrą, którą poznał wcześniej w Żarach, pracując na budowie domu u swojego wujka. Małżeństwo doczekało się dwójki dzieci: starszego syna Adama i młodszej córki Anny.
Marszałkowski od młodości był zafascynowany sportem. – Jako młodzieniec był raczej drobnej budowy ciała, toteż zainteresował się kulturystyką. Dużo pływał, zrobił kurs ratownika wodnego, był ratownikiem na basenie na Wilchwach, jeździł sporo na rowerze. Sport w jego życiu obecny był od zawsze – wspomina żona Aleksandra. Największą pasją okazało się jednak bieganie. Razem z kolegami ratownikami wodnymi dyskutowali kiedyś, że przebiegnięcie maratonu to w sumie chyba nic takiego wielkiego. A przynajmniej dla ratowników wodnych, którzy pokonują kilometry w wodzie. Był rok 1986. – Pojechali razem na maraton do Warszawy. Ukończyli go wszyscy, najlepiej spisał się wtedy Adam Kot. Ale czasy mieli tragiczne, powyżej czterech godzin. Wtedy nabrali szacunku do tego dystansu – wspomina żona Marszałkowskiego. Zbyszek biegał wówczas jednak sporadycznie. W wywiadzie, którego udzielił „Nowinom Wodzisławskim” w 2014 r. mówił: „...była praca, różne obowiązki, a co za tym idzie te biegi poszły w odstawkę, chociaż (...). Po latach mój syn załapał bakcyla sportowego i zaczął startować w triathlonach. Namówił mnie, żeby pojechać na zawody do Poznania. To był 2004 rok. I w zasadzie od tego Poznania wróciłem do takiego systematycznego biegania i startów.” – Syn Adam poprosił Zbyszka czy by z nim nie pobiegał. Chciał go czymś zająć. Szybko jednak okazało się, że to mąż, mimo wieku, jest w biegach lepszy od syna. Syn lepiej radził sobie w wodzie i na rowerze, ale w biegach nie był w stanie dotrzymać kroku mężowi – wspomina Aleksandra Marszałkowska.
W 2004 r. Marszałkowski wspólnie ze znajomymi biegaczami założył Klub Sportowy Forma Wodzisław. – Biegał po okolicznych lasach, okolicznych wioskach. Czasem nie miałam pojęcia gdzie on w ogóle biega. Bałam się, że jakby się mu tak coś stało, to nawet nie będę wiedziała gdzie go szukać. Więc postanowiłam mu poszukać towarzysza do biegów. Dowiedziałam się, że jest tu niedaleko taki biegacz, który biega nawet więcej niż mąż. Tym zapaleńcem był Henryk Szkatuła. Szybko znaleźli wspólny język, po trzech treningach wspólnie zakładali klub – wspomina Marszałkowska. W przywołanym już wywiadzie powstanie Formy, Marszałkowski wspominał tak: „Żona pracowała w sklepie z żoną Janka Żala (…). I ona mówi, że ma kupla, który również biega, a biega nawet więcej niż ja, czy Janek. Tym kumplem był właśnie Heniek. Umówiła nas na spotkanie. Spotkaliśmy się, a półtora miesiąca później zakładaliśmy klub. Oprócz nas dwóch, na początku w klubie był Janek Żal, mój syn Adam, Andrzej Tomaszewski, Karolina Wrona i jeszcze kilka innych osób. Idea była taka, że każdy z nas jeździł już na jakieś zawody, tyle że osobno. A przecież mogliśmy razem startować jako grupa. I takie było założenie, które przyświecało nam kiedy powstawała Forma.”
Klub szybko jednak ewoluował i stał się jedną z najprężniej działających organizacji sportowych w powiecie wodzisławskim, przyciągającą kolejne rzesze amatorów biegania. – Mężowi zależało na propagowaniu biegów jako sportu dla całych rodzin. Chciał żeby biegał każdy, od małego do starego. Uważał, że bieg to najlepsze lekarstwo na wszystko. Mawiał: „Boli cię ząb? Bo nie biegasz. Boli cię głowa? Bo nie biegasz” – wspomina małżonka. Jak dodaje, nawet logo klubu nawiązywało do idei biegów jako sportu powszechnego. – Logo przedstawia tatę, mamę i dziecko, biegnących po wznoszącej się linii, która symbolizuje rosnącą formę. On to miał wszystko przemyślane – mówi Marszałkowska.
Za pomocą klubu, którego Marszałkowski od początku był prezesem, zaczął organizować cykle imprez biegowych. Startowały w nich setki amatorów nie tylko z całego powiatu, ale województwa, a również spoza niego. Półmaraton wodzisławski, Bieg Żubra, Bieg Szerpy, Ja i Maraton, Bieg Twardziela, Wielkanocny Bieg z Jajami, Bieg Przebierańców, Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Pszów to tylko niektóre z imprez biegowych, wymyślonych przez Marszałkowskiego. Część z nich odbywa się do dziś. Marszałkowski nie tylko je wymyślił, ale był też ich organizatorem. Do swoich pomysłów potrafił zarazić nie tylko innych członków klubu, którzy pomagali w organizacji imprez. – On nie rozumiał biurokracji. Nie uznawał, że czegoś nie można zrobić, bo rzekomo przepisy na to nie pozwalają. Potrafił rozmawiać z urzędnikami, z policjantami, potrafił ich przekonywać do swoich racji. Jak go wyrzucali drzwiami, to wracał oknem – mówi małżonka biegacza. Dbał też o to, by każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy medal lub statuetkę, by czuł się doceniony za wysiłek, jaki włożył w pokonanie trasy biegu.
Sam Marszałkowski startował przede wszystkim w maratonach, ultramaratonach, zawodach triathlonowych, a więc w najbardziej wymagających imprezach biegowo-wysiłkowych. Miał plan, który nazwał 100 maratonów na 60. urodziny. Nie zrealizował go. Zmarł niespodziewanie 28 czerwca 2016 r., pozostawiając w szoku świat wodzisławskiego sportu.
Zrealizował jednak inny cel. Sprawił, że biegi stały się w powiecie wodzisławskim sportem popularnym. Kilkanaście lat temu Forma Wodzisław była jedynym klubem zrzeszającym biegaczy w powiecie, a na drogach i leśnych ścieżkach oprócz Marszałkowskiego, można było spotkać jedynie kilku jej biegaczy. Poznawało się ich po charakterystycznych koszulkach. Dziś klubów biegowych w powiecie jest kilka, biegacze na ulicach nikogo już nie dziwią, stali się zjawiskiem powszechnym. W dużej mierze to zasługa Formy i jej pierwszego prezesa.
Artur Marcisz