Konie towarzyszą mu od dziecka [WYWIAD]
Z Witoldem Szałkiem - rolnikiem, strażakiem, społecznikiem, hodowcą koni rozmawiamy o hodowli i zmianach jakie nastąpiły.
Od kiedy zaczął Pan zajmować się rolnictwem?
Jestem związany z końmi od najmłodszych lat. Jeszcze nie umiałem chodzić a już byłem sadzany na konia, gdyż mój wujek był hodowcą. Od dziecka też pomagałem w rolnictwie. Jak wujek już nie miał sił pracować, to sprzedał za symboliczną złotówkę swojego konia oraz cały sprzęt i pole rolne mojemu Ojcu. Miałem wtedy około 12 lat. Poprzez mojego Ojca „przeszło” to na mnie i tak trwa do dziś. Od tego czasu już na poważnie zaczęła się moja przygoda z końmi. Najpierw był jeden, później dwa. Obecnie mam dwie "kobyły, które się ciągną na źrebięta”, czyli dwie mamy posiadające źrebaki, a te z kolei będą sprzedane do gospodarstw w górach albo do Czech.
Jak kiedyś, w okresie Pana dzieciństwa wyglądała praca rolnika? Koń to była podstawa, prawda?
Traktory już się pojawiały, ale rolnictwo głównie było oparte na koniach. Jeżeli chodzi o te zwierzęta, to zacznę może od tego, że trzeba było takiego konia przygotować do pracy wcześnie rano. Rolnik musiał wstawać o czwartej, bo 1, 5 godziny zajmowało koniowi zjedzenie śniadania. Około 7.00 czy 8.00 (zależy od rodzaju wykonywanej pracy) wyjeżdżało się w pole. O 12.00 powrót do domu na obiad a popołudniu znów praca w polu, w zależności od rodzaju co trzeba było zrobić. Jeżeli zbierało się siano, czy zaczęły się żniwa to bywało ciężej, później jeszcze wykopki jesienią. Warto dodać, że rolnicy się "sprzągali", jeżeli wymagała tego praca, to znaczy osoba mająca jednego konia pracowała z drugą osobą również mającą jednego konia. Było to związane z ciężką pracą, z którą jeden koń nie poradziłby sobie np. przy pracach związanych z koszeniem trawy.
Kiedyś dużo rolników należało do ochotniczych straży pożarnych? Te relacje dalej są na terenie wiejskim. Jak to wyglądało u Pana?
Do OSP Syrynia wstąpiłem kiedy miałem 19 lat. Faktycznie związałem się ze służbą w straży. Nie pamiętam już czasów kiedy strażacy używali koni do ratowania życia i mienia. W mojej jednostce był już samochód, którym jeździliśmy do akcji. Ukończyłem kursy i rozpocząłem działalność na poważnie. Zawsze było tak, że dźwięk syreny oznaczał, iż ktoś potrzebuje pomocy. Wtedy wszystko się zostawiało i biegliśmy do remizy. Patrząc z obecnej perspektywy, wtedy było dużo więcej członków. Była też całkiem inna sytuacja. Dużo pożarów stodół, pożary traw związane z wypalaniem.
Powróćmy jednak do hodowli koni. Wspominał Pan, że kiedyś rolnik musiał wstać wcześnie rano aby nakarmić konia. Czy teraz kiedy już Pana konie nie pracują, też trzeba tak wcześnie ich karmić? Jak to wygląda?
Nie. Teraz można powiedzieć, że moje konie są w sanatorium. Nie pracują już ciężko. I tak jest u wielu innych osób. Obecnie są wykorzystywane tylko tam gdzie traktor nie potrafi dojechać, aczkolwiek mam kontakty z góralami i w rejonie górskim koń jest niezbędny. Nie jest to już jednak taka praca jak kiedyś. Konie są wykorzystywane bardziej rekreacyjnie np. do zaprzęgu bryczek czy do jeżdżenia.
Co konie jedzą i ile potrzeba tego jedzenia w Pana przypadku?
U mnie dostają wiele różnych rzeczy. Na śniadanie ok.7.00 dostają czarny owies, który kiedyś tu nie był znany. Czarny owies jest pożywieniem typowo dla koni. Nie trzeba go tyle dawać, gdyż jest wysoko kaloryczny. Jest to pożywienie bardzo energetyczne, są też takie sznycle, które trzeba 12 godzin namoczyć w wodzie i później dać zwierzęciu. To jest już fachowa sprawa. Nie można sobie kupić konia nie znając się na pożywieniu. Jest to pewien system. Musi być też siano, a w okresie letnim trawa, musimy też zabezpieczyć stosowną ilość słomy. Ja mam własne pole, więc mam swoją słomę. Ważny jest też wybieg. U mnie to 2 hektary wybiegu, z którego korzystają codziennie, jeżeli pozwala na to pogoda.
Od pewnego czasu widać zainteresowanie hodowlą, czy też posiadaniem koni. Jakie by Pan dał rady osobom, które chciałyby rozpocząć przygodę z końmi?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że posiadanie każdego zwierzęcia związane jest z obowiązkami, a wtedy nie ma urlopu czy przerwy świątecznej. Zwierz jest istotą żywą, która musi dostać jedzenie, musi mieć zapewnione warunki niezależnie od pogody czy zdrowia osoby posiadającej konia. Jeżeli masz gorączkę to nie zwalnia Cię z obowiązku nakarmienia zwierzęcia. Nie dasz rady, musisz kogoś poprosić czy wynająć. Do tego dochodzą sytuacje nieprzewidywalne, jak choroba. To nie samochód, którego można zostawić w garażu. Jeżeli chodzi o konie, to trzeba mieć wybieg i bazę paszową. Spacer na świeżym powietrzu musi być zapewniony a stajnia nie może być ciemnym pomieszczeniem. Jeżeli chodzi o wybieg to trzeba też pamiętać, że koń potrzebuje pracy. Wiem, że to dla niektórych jest kontrowersyjne, ale tak jest. To dla jego zdrowia. Oczywiście nie mam na myśli znęcania się, czy pracy ponad siły. Obecnie kiedy konie nie pracują, muszą biegać.
Jeżeli ktoś zastanawia się nad zakupem konia to z jakimi kosztami musi się liczyć?
Wszystko zależy od rasy. Rasa śląska jest obecnie modna, ale też bardzo droga. Rasowy koń jest przystosowany i do bryczki i do siodła, oraz do pracy w polu, mniej do skoków. Dla porównania rasa zimnokrwista, którą ja hoduję posiada więcej masy ciała. Takie konie już mają trudniej np. przy bryczce, ale nadają się do pracy w lesie. Ras koni jest dużo i każda jest związana z jakąś cechą konia. Źrebaka można kupić jeśli ma 6 miesięcy kiedy matka przestaje go karmić. Odstawia się go aby jej nie przemęczać bo zazwyczaj jest już w ciąży. 6-miesięcy to jednak daleka droga do osiodłania czy „zaprzągnięcia”. Koń gotowy to ten, który ma 3-5 lat, w zależności od rasy. Jeżeli chodzi o rasę śląską to jest to koszt ok. 30 tysięcy. To jest pierwszy wydatek, później są koszty związane z utrzymaniem. Wszystko zależy od tego czy ktoś ma swoje pole, traktor, sprzęt. Miesięczne utrzymanie konia w hotelu to minimum ok. 1000 złotych.
Oprac. Fryderyk Kamczyk