Śląska palma zawsze była związana z ludową teologią [WYWIAD]
O tradycjach wielkanocnych, które zanikają oraz ich znaczeniu, rozmawiamy z panią sołtys Grabówki Gabrielą Świerzy.
- Ostatnio koło gospodyń w Grabówce spotkało się, aby wykonywać śląskie palmy. Jakie ona ma cechy?
- Śląska palma jest zupełnie inna niż ta, którą można kupić gdzieś na bazarze czy sklepie. Palma taka składa się z pewnych elementów, które musiały być uwzględnione do jej skomponowania. Kiedyś właśnie takie palmy były w naszym regionie robione i chciałabym wrócić do tej tradycji. Nasze "starki", czyli babcie, wykonywały palmy skromne z ludową teologią. Każdy element coś oznaczał i był bardzo ważny. Palma śląska była stosunkowo mała (do 40 - 50 cm). Nie miała żadnych ozdób, sztucznych kwiatów, wstążek. Składała się tylko z tych elementów, które można było znaleźć na spacerze, bądź które rosły w ogródkach.
- Z czego zatem konkretnie się składała?
- W śląskiej palmie musiały być takie gałązki, które miały odniesienie do męki Chrystusa, musiało być co najmniej pięć gałązek, które symbolizowały pięć ran Chrystusa na krzyżu, lub siedem, co z kolei symbolizowało przebicie serc Maryi przez siedem mieczy. Tak było to powiedziane w naszej śląskiej tradycji. Była w takiej palmie gałązka czerwona lub z odcieniem czerwonym, czyli wierzba czerwona albo dereń, to oznaczało krew Chrystusa . Nie mogło też zabraknąć gałązki z kolcami symbolizującej koronę cierniową. Tutaj nasze babcie dawały agrest lub porzeczkę. Była gałązka drzewa owocowego, jako odradzające się życie. Dodatkowo w palmie znajdowały się też "kocanki" czy "kociki" oraz bukszpan i koniecznie bez. Kiedyś w każdym ogrodzie rósł jeszcze "kokocz" lub krzew różańcowy. Gałązka tego krzewu również była konieczna. Z jego owoców robiono różańce. Teraz niestety rzadko występuje. "Kokocz" symbolizował piejącego koguta przypominającemu św. Piotrowi o zdradzie Pana Jezusa w czasie Męki Pańskiej. Palmę wiązano kawałkiem bicza, co również odnosiło się do wydarzeń w Jerozolimie.
- Czy tradycja robienia palm w Grabówce przetrwała, czy została wskrzeszona?
- Ta tradycja jest cały czas. Ja to widziałam już w dzieciństwie u mojej "starki". To było przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ja obecnie wracam do tych rzeczy, tych tradycji, które kiedyś były, bo współcześnie są różne unowocześnienia. Może ta palma wygląda wizualnie ładniej, ale właśnie brakuje tego wymiaru religijnego, tej ludowej religijności i teologii. Ja również uległam tej modzie, ale od pewnego czasu wracam do korzeni i promuję tę śląską palmę. Niestety nasze wnuki i dzieci nie znają tej tradycji, oni idą do kościoła z gotową palmą kupioną w sklepie.
- Koło Gospodyń Wiejskich robi palmę, która będzie zaprezentowana na gminnym przeglądzie w Nieboczowach. Co to za palma? Czym się charakteryzuje?
- To jest duża palma, którą sami wykonujemy i później prezentujemy. Wysokość tej palmy wynosi około 1,5-1,8 m. Wszystko jest robione ręcznie. Oczywiście składa się z różnych gałązek typu bukszpan, tuja itd. Na tej palmie są już "szlajfki" czyli wstążki. Taką palmę wykonujemy przez jeden dzień, ale wcześniej musimy mieć przygotowane elementy, z których będzie wykonywana i to trwa około tygodnia, może trochę więcej. Taki przegląd palm jest już od kilkunastu lat. To zapoczątkowało Koło Gospodyń Wiejskich z Nieboczów (jeszcze w starych Nieboczowach, których już nie ma).
- Wspominała pani o swojej "starce". Jak wtedy przeżywało się święta i cały okres w Grabówce?
- Jeżeli chodzi o palmę to wiadomo, że była ona poświęcona w Niedzielę Palmową w kościele, zaś podczas święcenia ognia w Wielką Sobotę lekko się ją podpalało. Gałązkę czerwoną, która symbolizowała krew się wyciągało i robiło się nią małe czerwone krzyżyki i umiejscowiło te kawałki gałązki na rogach każdego pola. Rolnicy w ten sposób błogosławili swoje pole i uprawy. To była specjalna modlitwa, której niestety ja już nie znam. Samą palmę zaś dawało się za święty obrazek w domu. Bardzo bym chciała żebyśmy powrócili do tych tradycji robienia palm.
Ja jeszcze mam oryginalne stroje mojej "starki". Kiedyś jak człowiek był młody i głupi to nas było "gańba" czyli wstyd za te stroje. Teraz ubieram się w niego i uczestniczę w spotkaniu z dziećmi w szkole. Przekazuję w ten sposób tradycję i kulturę śląską. Opowiadam dzieciom również o wielu ciekawostkach, o których już nie wiemy.
- Jakie to ciekawostki?
- Jest ich wiele, ale np. bardzo ciekawym elementem stroju kobiety na śląsku była "zopaska", która miała wiele zadań i funkcji. Była to jedna z najważniejszych rzeczy. Każda kobieta ją miała, a właściwie posiadała trzy: jedna była do kościoła lub wielkie uroczystości, druga na "wiesiady" czyli jak się szło pogadać z koleżankami, a trzecią używało się "po domu" i ona miała bardzo dużo zastosowań. "Zopaską" zdejmowało się garnek z pieca, ucierało brudne ręce dziecka, a czasami pijany mąż dostał też nią po głowie (śmiech). Służyła też jako worek czy koszyk, w którym przynosiło się jabłka, wynosiło się małe kurczaki czy gąski na trawę itd.
Na zdjęciu rodzaje "zopasek". 1. Używana codziennie "na beztydziyń", 2. Wykorzystywana podczas "wiesiad", 3. Do kościoła i na specjalne uroczystości. Foto. Gabriela Świerzy.
- Jak wyglądało zatem życie w Grabówce?
Było rolnictwo, ale był też majątek i moja babcia pracowała właśnie u Księcia Lichnowskiego. Mieliśmy tu pałacyk murowany, którego już nie ma. Pozostał zabytkowy spichlerz. W okresie komunizmu zostało to przejęte i utworzono PGR. Może mało zarabiali, ale nigdy nie mieli głodu. A trzeba przyznać, że w wielu rodzinach w tym okresie głód był. Niestety nie mam nawet zdjęć z tego okresu. Tutaj wychodzą pewne braki nas, mieszkańców i brak poczucia przynależności do tej naszej, niewielkiej miejscowości. Każdy człowiek musi do tego dojrzeć i ja też dopiero teraz dojrzałam jak dokumentowanie i gromadzenie informacji jest ważne. Mam nadzieję, że będzie coraz więcej młodych, którzy będą to doceniać. Życie zaś było bardzo ciężkie. Moja babcia została wdową w wieku 26 lat. Dziadek zginął w wieku 26 lat pod Stalingradem, w roku 1942. Jak mój tato miał roczek, to dziadek poszedł na wojnę i już nie wrócił, więc mój tata nie znał swojego ojca, a ja nie znałam swojego dziadka.
- Wróćmy jeszcze do innych Wielkanocnych tradycji. Szukaliście zajączka? Było obmywanie się w potoku?
- Tak jak w całej Polsce, tak i na Śląsku i na Grabówce robiło się pisanki (kroszonki). U nas domu było tak, że jak ktoś umiał tak malował, każdy mógł się wykazać. Jako barwnik wykorzystywało się łupiny po cebuli i trawę. Był też zwyczaj, że należało się umyć w potoku i się nie wycierało. Takie wydarzenie było zawsze w Wielki Piątek. Ta tradycja już zanikła. Była też tradycja chodzenia z Marzanną i topienia jej w rzeczce lub stawie. To jest zwyczaj świecki, ale występował w okresie świąt, gdyż dotyczył wiosny.
- Myśli Pani, że a takich sołectwach jak Grabówka czy Buków, które mają mało mieszkańców ludzie będą powracać do tych zapomnianych tradycji?
- Grabówka liczy około 350 osób. Jeżeli w takiej małej miejscowości znajdzie się człowiek, który będzie tradycją żył, będzie gromadził zdjęcia, spisywał informacje to jest szansa uratować to co jeszcze zostało. Ja nie od razu się tym interesowałam. Jak człowiek był młody, to zachwycało miasto, a wsi człowiek się wstydził. Taka była ówczesna pedagogika władz komunistycznych. Gwara była zła według nich i zwalczana, dzieci dostawały karę za mówienie gwarą. Pamiętam nauczycielki, które nas karciły za to, że człowiek się nią posługiwał . Dopiero jak już się troszkę rozumu nabyło, to zaczęło się cenić fotografię, tradycję. Na szczęście u nas w Grabówce jest nowe koło gospodyń, mamy izbę pamięci i staramy się te wszystkie tradycje wskrzeszać. U nas na pewno nie zaginie. Czego życzę wszystkim, życząc im jednocześnie Błogosławionych Świąt Wielkanocnych.
oprac. Fryderyk Kamczyk
Cinema