Dziki dewastują kukurydzę. I to w mieście!
Kilkanaście tysięcy zł stracił młody rolnik z Wodzisławia na skutek zniszczeń spowodowanych przez dziki w polach kukurydzy.
- Niech pan patrzy, jak nic połowa zbiorów zniszczona - mówi Adam Wybraniec pokazując szerokie połacie stratowanych roślin i setki nadgryzionych kolb na polu przy ul. Mszańskiej. - Jakby tornado przeszło. Nigdy nic takiego się nie zdarzyło - dodaje jego brat Tadeusz. Rolnicy mówią, że w poprzednich latach dziki tratowały skrawki pól, stąd zniszczeń praktycznie nie odczuwali. Teraz, jak utrzymują, w pole wlazło stado liczące ponad 20 sztuk. - Sąsiedzi, którzy tu mieszkają mówili, że naliczyli 22 sztuki! Niech pan popatrzy jak one są zuchwałe. Podchodzą pod same płoty i na ulicę - opowiada Adam Wybraniec. Rzeczywiście zniszczone fragmenty pola sykają się z ogrodzeniami domów mieszkalnych. - Ludzie byli w szoku, jak nam to mówili. Niektórzy do tej pory dzika na oczy nie widzieli. Gdzie dziki w mieście. A tu całe stado - dodaje Tadeusz.
Rolnicy obawiając się dalszych strat szybko zebrali resztę zbiorów. Dlatego też wiedzą, że na odszkodowania nie mają co liczyć. Bo nawet jeśli komisja przyjechałaby oszacować straty, niczego by nie stwierdziła. - Nam nawet nie chodzi o pieniądze. Trudno, strata, w przyszłym roku ograniczymy areał kukurydzy. Zależało nam, aby ostrzec innych, że w mieście grasują dziki - kończą.
(tora)