Surowsza kara dla Szatana z Nowej Wsi
Mateusz N. przyjął wyrok dożywotniego więzienia bez emocji. W więzieniu już zaczął się przyznawać, że to on rzeczywiście zabił parę staruszków. Tak wynika z zapisów w teczce osobowo-poznawczej.
8 czerwca, po pięciu latach od morderstwa Sąd Okręgowy w Gliwicach ponownie skazał mordercę z Nowej Wsi na karę dożywotniego pozbawienia wolności. To już drugi wyrok w tej sprawie, bo poprzedni był zbyt łagodny i został uchylony. Mateusz N. siedzi za kratami aresztu już piąty rok. Pierwszy wyrok zapadł 22 stycznia 2014 roku. Mateusz N. został wówczas skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Sąd równocześnie zastrzegł, że mężczyzna będzie mógł starać się o opuszczenie zakładu karnego dopiero po 20 latach pozbawienia wolności. Od wyroku odwołała się między innymi prokuratura, która chciała dla Mateusza N. dożywotniego pozbawienia wolności.
To za mało
25 września 2014 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach uchylił wyrok, przekazując go do ponownego rozpatrzenia. Dlaczego? O ile wina Mateusza N. nie budziła wątpliwości, sędziowie mieli wątpliwości co do wymiaru kary orzeczonej w styczniowym wyroku. W pierwszym wyroku sąd przyjął, że 68-letnia Anna i 70-letni Brunon Pytlik zginęli niemal od razu i Mateusz N. nie działał ze szczególnym okrucieństwem. Przyjęto wówczas również, że jednym czynem zabito dwie osoby. Sąd Apelacyjny w Katowicach w wydanym wyroku przychylił się do apelacji prokuratury i również nie zgodził się z tezą, że jednym czynem zabito dwie osoby. – Należy zastanowić się, czy nie mamy tu do czynienia z dwoma czynami, bo przecież obie osoby nie zostały zabite równocześnie lub też z czynem ciągłym co też rodzi inną kwalifikację – tłumaczył sędzia Robert Kirejew z Sądu Apelacyjnego w Katowicach.
Te niuanse w interpretacji były bardzo ważne dla ewentualnego dożywotniego pozbawienia wolności, którego domagała się prokuratura. Sąd Apelacyjny w Katowicach zgodnie z prawem nie może Mateusza N. skazać na tak surową karę w postępowaniu odwoławczym. Aby ta zapadła, sprawa musiała ponownie wrócić do Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Policja we wsi
Przypomnijmy, do tragedii doszło w czerwcu 2011 roku w Nowej Wsi w gminie Lyski. Morderca przyszedł wieczorem pożyczyć pieniądze od swoich sąsiadów. Pieniądze już trzymał w ręce, kiedy pomiędzy nim a małżeństwem – najpierw doszło do kłótni – a następnie do bójki. Podczas niej Mateusz N. ciężko pobił sąsiadów. Na głowie mężczyzny złamał młotek, a kobiecie zmiażdżył twarz maszynką do mięsa. Po wszystkim zostawił rannych w domu. Sam zaczął oddawać pieniądze znajomym, kupił sobie również wymarzony sprzęt muzyczny. Zwłoki małżeństwa znalazła Bożena N., matka Mateusza N. Przez kolejne dni policjanci gościli w domu państwa N. wielokrotnie. Przepytywano wszystkich mieszkańców czy ktoś czegoś nie widział, próbowano typować sprawców. Część z rozmów policjantów odbywała się w kuchni sąsiadów. Bożena N. częstowała ich kawą z ekspresu, który jak się później okazało, za pieniądze z zabójstwa sprezentował jej syn. – Ani słowem nie wspominała, że ma syna – przyznają policjanci, którzy pracowali nad podwójnym zabójstwem. O tym, że naprzeciwko domu zamordowanych mieszka 21-letni student socjologii, dowiedzieli się od dzielnicowego.