Rok Miłosierdzia
ks. Jan Szywalski przedstawia
Ósmego grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, papież Franciszek otworzył symboliczne drzwi w bazylice św. Piotra w Rzymie i zainaugurował Rok Miłosierdzia Bożego.
Mottem dedykowanego miłosierdziu Bożemu Roku Świętego są słowa z Ewangelii świętego Łukasza: „Miłosierni, jak Ojciec”. W bulli papież napisał: „Niech słowo przebaczenia dotrze do wszystkich, a wezwanie do doświadczenia miłosierdzia niech nie pozostawi nikogo obojętnym. Apel o nawrócenie kieruję z jeszcze większą intensywnością do tych osób, które znajdują się daleko od łaski Boga ze względu na sposób życia.”
Przebaczenie znakiem miłosierdzia
„Choćby grzechy wasze były czerwone jak szkarłat, na śnieg wybieleją” (Iż 1,7). Miłosierdzie ma Bóg nawet dla największych grzeszników pokutę czyniących: dla łotra na krzyżu, dla Rudolfa Hoessa, komendanta z Auschwitz, dla gen. Wojciecha Jaruzelskiego, dla gen. Czesława Kiszczaka...
Boże przebaczenie, Boże pojednanie, Boże zapomnienie – to otchłań miłosierdzia.
Syn marnotrawny
Historię poniższą odtwarzam ze wspomnień rozmów z śp. ks. Stefanem Pieczką.
Ks. Stefan Pieczka był katechetą w raciborskim poprawczaku. Oczywiście jeszcze w czasach PRL-u. Dyrektorem był wtedy człowiek wielkiego formatu, psycholog, któremu dobro wychowanków leżało bardzo na sercu, dlatego współpraca z katechetą układała się bardzo dobrze. Ufali sobie nawzajem, a cel mieli jeden: wyprowadzić chłopców na prostą, by wychodząc z zakładu na wolność, już nigdy za kraty nie wracali. Warto zauważyć, że nazwa „poprawczak” zawiera w sobie cel instytucji: poprawa delikwenta. Nie jest to więc miejsce odwetu i kary, ale uświadomienia młodemu człowiekowi, że popełnił zło i należy poprawić wykolejone życie. Zakład raciborski zawsze miał najmniejszy procent recydywistów.
Ks. Pieczka opowiadał mi kiedyś historię pewnego chłopca pochodzącego spod Raciborza. Zmieniam nieco szczegóły.
Miał za sobą ciężką zbrodnię: zabił koleżankę szkolną, dziewczynę z tej samej klasy. Wracali często razem ze szkoły do domu. Ona zdolna i pewna siebie, on mniejszy wzrostem, gorszy w nauce i zakompleksiony. W klasie miał przezwisko „Mały Kubuś” w nawiązaniu do przezwiska ojca „Głupi Kuba”. Był w klasie często wyśmiewany i przedrzeźniany.
Kiedyś podczas wspólnego powrotu ze szkoły, dziewczyna drwiła z niego, nie pierwszy zresztą raz. Możliwie, że dostał w tym dniu kolejną złą ocenę, ona zaś lepszą. Kipiało w nim, zaciskał w kieszeni scyzoryk i nagle puściły w nim hamulce, rzucił się na nią, przewrócił i wbijał raz po raz nóż w jej ciało. Krzyczała, słabła, wykrwawiła się i umarła. Mieli po trzynaście lat.
Sąd dla nieletnich skazał chłopca na pobyt w poprawczaku.
Okazał się cichym i spokojnym uczniem i wychowankiem; widać było, że czyn był jednorazowym przypadkiem. Nie był przestępcą; czynu dokonał pod wpływem impulsu, choć dłuższy czas to w nim dojrzewało.
Gdy miał 21 lat zamierzano go zwolnić. Zastanawiano się jednak czy możliwy będzie powrót do rodzinnej miejscowości, tam gdzie wszystko się wydarzyło?
Ks. Pieczka chciał w tym pośredniczyć. Udał się tam z chłopcem i w towarzystwie jednego z wychowawców. Szli przez wioskę, a wyglądało to tak, jak w filmie, westernie. Zauważyć można było, że są obserwowani przez uchylone firanki w oknach. Ks. Pieczka poszedł do domu dziewczyny, aby przygotować grunt do powrotu chłopca. Rodzina okazała się jednak nieprzejednana. „Jeśli wróci, zabijemy go” – orzekli bracia.
Błogosławieni miłosierni
„Ojcze nasz,... odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” słowa powtarzane przez nas codziennie, czy aby szczerze i czy konsekwentnie wcielone w życie?
Samo słowo „miłosierdzie” kryje w sobie dwa wyrazy: miłość i serce.
Miłosierdzie to nie to samo co litość. Można zapłakać nad kimś i użalać nad nim: „biedaku, że cię to musiało spotkać...co ja ci poradzę?’... szczerze mi ciebie żal” – ale na pomoc nas nie stać. Pochylić się nad nim – owszem, ale nie po to, by go podnieść.
Miłosierdzie to też nie to samo co pobłażliwość – głaskanie upadłego, usprawiedliwianie grzechu: „nic się nie stało”, „inni też nie są lepsi”.
Miłosierdzie jest czymś więcej niż współczucie, czy empatia: „dobrze cię rozumiem”, „czuję twój wstyd, i boleję nad tym”.
Miłosierdzie to nachylenie się nad kimś, aby go podnieść. Jezus litował się i pomagał. Od cudzołożnicy wymagał: „Idź w pokoju i nie grzesz więcej”. Uzdrowionego ze ślepoty upomniał: „Nie grzesz więcej, aby ci się coś gorszego nie stało”. Piotrowi, który się Go zaparł, do tego stopnia zaufał po raz drugi, że powierzył mu wszystkich swoich wiernych: „Paś baranki moje, paś owce moje”. Powiedział to po trzykrotnym zapewnieniu Piotra: „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Jezus uważał, że wyznanie Piotra jest szczere; „Zapominam o twoim tchórzliwym zaparciu się Mnie, jesteś zrehabilitowany, ufam ci; więcej nawet: wynoszę cię ponad innych”.
Czy dziś wybrano by takiego papieża, któremu dziennikarze wytropili w życiorysie, że miał kiedyś chwile słabości i zaparł się wiary chrześcijańskiej?
Dać szansę, możliwość nawrócenia, potępiać grzech, ale nie grzesznika.
Epilog historii chłopca
Starałem się dowiedzieć, jakie były dalsze losy owego wychowanka z Domu Poprawczego.
Dyrekcja postarała się o pracę i mieszkanie dla niego na północy Polski w jednej ze stoczni. Były to czasy przedsolidarnościowe, nie było wtedy jeszcze mowy o poczuciu łączności między robotnikami wybrzeża i Śląska. Był tam traktowany jako „głupi Ślązak”.
Wrócił po kilku latach do domu i założył rodzinę. Pewną zasługę miał w tym miejscowy proboszcz. Wbrew obawom nie doszło do sąsiedzkiej wendety. Mieszkańcy zrozumieli, że wina zabójstwa leżała nie tylko po stronie chłopca, ale także dziewczyny.
Zabić można również słowem. Musieliby to mieć na uwadze ci, którzy tak lekko szafują potępianiem, poniżaniem i deptaniem czyjeś godności.
„Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6,36).
To On każe świecić słońcu nad dobrymi i nad złymi.