Fudali szczerze o chorobie: – Trudno mi było uwierzyć
Prezydenta miasta (na zdjęciu) nie było w Rybniku półtorej miesiąca. Wiele się działo i wiele go ominęło. O tym, o chorobie i przyszłych zabiegach, a także o planach i problemach, które czekały na niego w mieście rozmawiał z nim Marek Grecicha.
Panie prezydencie, trochę czasu pana w urzędzie nie było. A my dostawaliśmy sprzeczne informacje. Że było ciężko, potem, że się poprawiło. Że wyszedł pan ze szpitala, że pan wrócił do szpitala...
I że umarłem? (śmiech)
To był chaos informacyjny. Wspominał pan po powrocie o dwóch operacjach, które na pewno pana czekają. Czy moglibyśmy usłyszeć coś więcej?
Doskwierają mi dwie sprawy – jedna to problem geriatryczny, związany z jelitami. Druga – kręgosłup. Ta druga sprawa ciągnie się już za mną miesiącami. Po rozmowach z lekarzami dochodzę do wniosku, że choruję na tzw. choroby cywilizacyjne. Stres i mój tryb życia w końcu zaczęły odbijać się na układzie pokarmowym, nerwowym, a także na kręgosłupie. Gdy powiedzieli mi to po raz pierwszy, bardzo trudno mi było w tę chorobę uwierzyć.
Podczas pana nieobecności wiele się działo. Pojawiła się np. sprawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, który ma zamiar rozstać się z Rybnikiem. Wiele się o tym mówi i pisze, jednak w środowisku akademickim o wyprowadzce słyszało się już od dłuższego czasu. Czy roszczenia profesora Banysia nie są przypadkiem drogą do szukania pretekstu? Gdy miasto nie da pieniędzy, UŚ będzie musiał opuścić kampus.
Można również tak ten problem interpretować. Pan rektor rzeczywiście o całym tym problemie mówi w pięknych słowach, dobrze ubranych. Powiedział, że szuka partnera, który ma wspomóc działanie uniwersytetu. Szkoda, że ani razu nie powiedział o tej drugiej części, która ciąży na mnie i jest dla mnie przypisana – ja muszę działać zgodnie z prawem. Nie mogę wydawać pieniędzy tak, jak mi się podoba – na uczelnię, na transport dla studentów, na ich mieszkania. To są rzeczy trochę graniczące z absurdem. Rozumiem rektora, który szuka jakiegoś rozwiązania. Jednak byłoby łatwiej, gdybym widział światło w tunelu. Gdyby rektor przedstawił konkretny plan – w tym roku dajemy pół miliona, w przyszłym milion i za trzy lata mamy wydział i problem znika. Jednak takiej deklaracji nie usłyszałem. Od prof. Banysia usłyszałem w bezpośredniej rozmowie, że propozycję stworzenia wydziału złożył środowisku profesorskiemu i nie ma z ich strony zainteresowania. Dlaczego więc mam wyrzucić duże pieniądze z budżetu miasta na coś, co może się nie urodzić? I to jest bardzo przykre.
Dziękuję za rozmowę.