Śmieci w krajobrazie
Wiosna odsłoniła dzikie wysypiska śmieci w gminie. Niestety, przy okazji również bolesną prawdę o kulturze osobistej niektórych z nas.
PALOWICE, CZUCHÓW, DĘBIEŃSKO. Puste butelki i opakowania, gruz, worki z obierkami, samochodowe błotniki i opony, fragmenty łazienkowej armatury a nawet fotele czy kanapy. Czasem zdarzy się i stara pralka czy lodówka. Wszystko to ląduje tam, gdzie nie powinno – w lasach, na poboczach wzdłuż dróg i kolejowych szlaków, parkach, a nawet na przystankach. Ci, którzy zamiast oddawać śmieci do wywózki służbom komunalnym upodobali sobie takie ich pozbywanie się, opłatą za usuwanie tego bajzlu obarczają każdego z nas. Likwidacja dzikiego wysypiska to duży koszt, a pieniądze na to idą z gminnej, a więc naszej wspólnej kasy. Dodatkowo to przepiękna wizytówka dzielnicy czy sołectwa dla przejezdnych.
Wysypiska rosną jak grzyby po deszczu
Najczęściej na dzikie wysypiska wybierane są lasy i tereny po byłych dworcach PKP. Tak m.in. jest w Palowicach przy ul. Wiejskiej i Bukowej. Tu sterty śmieci walają się na terenach byłej stacji kolejowej. To samo w pobliskim lesie. Czerwioneccy strażnicy miejscy byli na miejscu wspólnie z pracownikami wydziału ekologii i zdrowia. – Sprawdzono właścicieli gruntów. Te tereny nie są własnością gminy. Należą do nadleśnictwa Kobiór oraz PKP.
Zgodnie z procedurami poinformowaliśmy obydwu właścicieli gruntów o utworzonym dzikim wysypisku, zwracając się do nich z prośbą o uprzątnięcie terenu – oznajmia Hanna Piórecka-Nowak rzeczniczka prasowa Urzędu Gminy i Miasta Czerwionka – Leszczyny. Nie lepiej jest w Czuchowie. Tu również nie brakuje dzikich wysypisk. Na pierwsze można natrafić jadąc w stronę Knurowa, za miejscową szkołą. W przydrożnych rowach zobaczyć można przegląd domowych odpadów – gruz, obierki z ziemniaków, różnej maści plastiki. Swego czasu na wzniesieniu pobliskiego pola „dumnie” stała muszla klozetowa. W lesie za czuchowskim cmentarzem jest jeszcze gorzej. Między drzewami lądują całe kanapy, lodówki, błotniki samochodowe, opony, puszki i wiadra po farbach i oleju, a nawet całe beczki z niewiadomo czym w środku. Dzikie wysypiska w dębieńskich lasach tropi niezmordowanie Marian Kulik. Niestety, dębieńszczanin nie ma powodów do zadowolenia, bo co i raz przy leśnych duktach odkrywa porzucone sterty śmieci.
Sytuację może poprawić ustawa śmieciowa
Co roku likwidowanie dzikich wysypisk śmieci w dzielnicach i sołectwach zmiata z gminnego budżetu Czerwionki – Leszczyn od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Strażnicy miejscy ścigają śmieciarzy, ale to niełatwe zadanie. Trzeba „pogrzebać” w śmieciach i jeśli ma się szczęście znaleźć jakieś dokumenty, faktury czy korespondencję – delikwent zostaje „ustrzelony”. Wtedy komendant straży miejskiej wzywa delikwenta do posprzątania śmietniska. Śmieciarz musi też zapłacić karę. Jednak jak stwierdza rzeczniczka czerwioneckiego urzędu, namierzenie „śmieciarzy” nieczęsto się udaje i wtedy likwidacja wysypiska spada na służby gminne. Co roku przykład dorosłym dają najmłodsi mieszkańcy organizując akcje „Sprzątania Świata”. Problem w tym, że dzieciaki namęczą się przez cały dzień zbierając śmieci, a zaledwie w kilka godzin później śmieci wracają na miejsce. Walka z dzikimi wysypiskami, to walka z wiatrakami. Nie ma co liczyć na zmianę ludzkiej mentalności. Sytuację uzdrowić może jedynie wprowadzenie ustawy śmieciowej. Wtedy, jeżeli każdy mieszkaniec będzie musiał zapłacić specjalny podatek dający gminie pieniądze na oczyszczanie, „śmieciarzom” przestanie się opłacać podrzucanie śmieci do lasów i przy drogach.
(MS)