Przestaliśmy być bidulokami, mamy swój adres!
Cieszą się dzieci z Zespołu Ognisk Wychowawczych, które wprowadziły się do mieszkania usamodzielnienia.
W ubiegłym tygodniu odbyło się uroczyste otwarcie tak zwanego domu usamodzielnienia. To miejsce dla wychowanków Zespołu Ognisk Wychowawczych, którzy otrzymują szansę łatwiejszego przygotowania się do samodzielnego życia. Mieszkają we własnym domu, pod opieką wychowawców. Uczą się sporządzać posiłki, mieszkać w zgodzie pod jednym dachem.
Rządzą tam dziewczyny
Miasto wyremontowało mieszkanie w kamienicy przy ulicy Rzecznej. Wprowadziło się do niego 12 dzieci w wieku od 12 do 17 lat. Grupa 4 dziewczyn i 8 chłopaków ma do dyspozycji 3 pokoje, salonik dzienny, kuchnię i dwie łazienki. Na pytanie prezydenta, kto tutaj rządzi, chóralne „my” odpowiedziały... dziewczyny! – Jeśli chłopcy czegoś nie wiedzą lub nie umieją, pytają nas i my im pomagamy. Na przykład: jak zrobić zupę – tłumaczy Ilona. Dzieci same sobie sporządzają posiłki. Oczywiście: według harmonogramu, bo na darmozjadów nie ma tutaj miejsca. – To wychowawcy układają plan, kto robi dany posiłek. Pracujemy na zmianę – dopowiada dziewczynka.
Obowiązki i samodzielność
– Jest tutaj bardzo fajnie, o wiele lepiej, niż w Niedobczycach – Ilona porównuje swój nowy dom z placówką Zespołu Ognisk Wychowawczych, w ramach którego funkcjonuje mieszkanie usamodzielnienia. A czym to mieszkanie różni się od placówki ZOW? – Pierwszą dla nich nowością są... sąsiedzi! Ale najważniejsza różnica polega na tym, że tutaj dzieci są samodzielne. W placówce ZOW pracuje intendent, kucharka, sprzątaczka... tutaj są tylko opiekunowie i dzieci, robimy więc wszystko razem. Na przykład raz w tygodniu wychodzimy razem na zakupy, razem też przygotowujemy obiady, a dzieci same robią już sobie śniadanie i kolacje, utrzymują czystość, dbają o porządek – tłumaczy obowiązki swoich podopiecznych Wiesława Tkocz, jedna z opiekunek, a zarazem kierownik mieszkania.
Dostali szansę w nagrodę
Spośród 40 wychowanków Zespołu Ognisk Wychowawczych wybrano 12, którzy, w nagrodę za swoje zachowanie, przeszli do tego mieszkania. – To dzieci, które nie wagarują od szkoły, chodzą na praktyki zawodowe, mają już wpojone pewne normy. Będą u nas do czasu ukończenia szkoły. Potem muszą zadecydować: mogą wrócić do rodziców, wynająć własne mieszkanie, albo po prostu zostać z nami. Dziś wszyscy wybraliby tę trzecią opcję – cieszy się Tkocz, która jest zresztą przez dzieci bardzo lubiana. – Nasze panie są super! Wiele pomagają. Ja chodzę na praktyki, od września. To w ramach szkoły zawodowej. Najpierw uczyłam się na cukiernika, teraz chcę zostać sprzedawcą– opowiada o sobie Edyta.
Pierwsze sukcesy
Dzieci wprowadziły się do mieszkania 13 lipca. I już po tak krótkim czasie opiekunowie nie potrafią nadziwić się ich sukcesami. – Jestem zaskoczona zmianą, jaka w nich zaszła. Są nie tylko bardzo samodzielne, ale i wspierają się w pozytywnych zachowaniach. Z jednej strony są bardziej wyciszone, z drugiej zaś: potrafią ze sobą rozmawiać. Świetnie radzą sobie w kuchni. Czują się za wszystko współodpowiedzialne – wymienia z zadowoleniem Tkocz.
Kto, za ile?
– Mieszkanie było totalnie zdewastowane. Od wielu lat nic się tutaj nie działo. Ta inicjatywa wpisuje się w system naszej polityki prorodzinnej – tłumaczy Ewa Ryszka, zastępca prezydenta. Remont i wyposażenie lokalu kosztowały miasto ponad 155 tysięcy złotych. Dotacja państwa wyniosła 65 tysięcy złotych. Na drugie tyle władze złożyły wniosek do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, by dokończyć niezbędne prace.
– Mieszkanie było totalnie zdewastowane. Od wielu lat nic się tutaj nie działo. Ta inicjatywa wpisuje się w system naszej polityki prorodzinnej – tłumaczy Ewa Ryszka, zastępca prezydenta. Remont i wyposażenie lokalu kosztowały miasto ponad 155 tysięcy złotych. Dotacja państwa wyniosła 65 tysięcy złotych. Na drugie tyle władze złożyły wniosek do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, by dokończyć niezbędne prace.
Krystian Szytenhelm