Lekarze biją na alarm
Oddział gdzie siedzą psychopaci, zabójcy czy gwałciciele to tykająca bomba zegarowa. Lekarze od lat zwracają uwagę, że na oddziale dla podsądnych sytuacja zaczyna wymykać się z rąk. Pierwszy z pomocą przyszedł urząd marszałkowski, który przekazał 790 tysięcy złotych na budowę monitoringu. – To krok w dobrą stronę, ale potrzeby są gigantyczne – mówią lekarze.
Rybnicki szpital psychiatryczny otrzymał 790 tysięcy złotych na zakup monitoringu. Pieniądze z urzędu marszałkowskiego przyszły w ostatniej chwili, bo sytuacja na oddziale jest dramatyczna.
Nikt tak dokładnie nie wie ilu zabójców, gwałcicieli i pedofilów chodzi po ulicach. Wszyscy oni od dawna powinni przebywać pod kluczem i poddać się tzw. detencji, czyli przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu. W szpitalach nie ma dla nich jednak miejsc. – To tykająca bomba zegarowa – alarmują psychiatrzy sądowi.
W grudniu 2007 roku, mieszkańcami Szczecina wstrząsnęła informacja o okrutnym mordzie w jednej z kamienic w centrum miasta. 51-letni wówczas Lech S. zamordował swoją żonę, bo wydawało mu się, że go zdradza. Mężczyzna od dwóch lat powinien przebywać w szpitalu o wzmocnionym zabezpieczeniu za pięciometrowymi murami i pod okiem monitoringu w Międzyrzeczu k. Gorzowa. Zamordował, bo był chory. Nie leczono go, bo nie było dla niego łóżka.
Na krótko przed świętami Bożego Narodzenia ubiegłego roku, kilkudziesięciu pacjentów z IX oddziału sądowo-psychiatrycznego w Państwowym Szpitalu Dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku planowało bunt. Obsługa, gdy zorientowała się co wisi w powietrzu, podała chorym silne leki psychotropowe i wezwała policję. Dwa dni wcześniej z tego samego szpitala udało się zbiec dwóm przestępcom.
Potrzeba trzykrotnie więcej ludzi
W Polsce funkcjonują trzy typy oddziałów sądowo-psychiatrycznych: o podstawowym, wzmocnionym i maksymalnym zabezpieczeniu. Sen z powiek psychiatrów i sędziów spędzają dwa pierwsze. – Ośrodki o maksymalnym zabezpieczeniu finansowane są centralnie. Przebywa w nich około dwustu osób pilnowanych przez wyszukaną elektronikę. To dobrze zabezpieczone placówki – wyjaśnia Jerzy Pobocha, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. – W najgorszej sytuacji są oddziały o podstawowym i wzmocnionym zabezpieczeniu. Skazane na finansowanie przez wojewódzkie oddziały NFZ, funkcjonują na granicy przepisów i bankructwa – dodaje. Pacjenci doskonale zdają sobie sprawę, że są źle pilnowani. Wśród nich jest wielu przestępców, którzy mają twardą szkołę za sobą. – Na naszym oddziale przebywa 48 pacjentów. Zgodnie z przepisami powinno ich pilnować 96 osób personelu. Na dzień dzisiejszy, na oddziale pracuje zaledwie 36 osób. Zdarza się, że na nocnym dyżurze kilkudziesięciu niepoczytalnych osiłków pilnują dwie pielęgniarki. Nieszczęście to tylko kwestia czasu – przyznaje Piotr Dragon, ordynator rybnickiego oddziału.
Monitoring ze skansenu
Sytuacja na wszystkich tego typu oddziałach w Polsce jest podobna. Uciec stąd o wiele łatwiej niż z więzienia, mimo to sędziowie kierują tu często przestępców w stanach psychozy. W rybnickim szpitalu przebywał swojego czasu również słynny Ryszard Niemczyk. Obecnie zakwalifikowany do najgroźniejszych przestępców spacerował swobodnie po szpitalu, bo w szpitalach nie ma cel. Niedofinansowane oddziały z trudem radzą sobie z kontrolą nad agresywnymi pacjentami. Jednym z zabezpieczeń obok śluzy przy wejściu i pięciometrowego parkanu jest monitoring. Tylko w nielicznych szpitalach funkcjonuje zapis cyfrowy. W Rybniku nadal w użytku jest stary system VHS z kasetami, które już wyszły z produkcji. Zapis jest tak złej jakości, że obsługa nie potrafi, w razie potrzeby, rozpoznać na nagraniu osób, które od lat leczy. Cztery lata temu, z oddziału psychiatrii sądowej Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie uciekło dwóch zabójców. Sterroryzowali pielęgniarki przykładając im żyletki do szyi. Ucieczka była na tyle skuteczna, że jednemu z ich udało się zbiec do Hiszpanii. – Od tego czasu wszystkie czynności poza oddziałem wykonujemy w asyście policji. Dopiero kiedy po pacjenta przyjeżdżają uzbrojeni po zęby funkcjonariusze z długą bronią, zdajemy sobie sprawę, kogo mieliśmy na oddziale – mówi Ewa Król, ordynator oddziału. W Lublinie szpital ma podpisaną umowę z firmą ochroniarską. W razie potrzeby na oddziale zjawia się specjalna grupa interwencyjna. W Rybniku, do niedawna, w razie potrzeby z pomocą śpieszyli odpowiednio przeszkoleni pielęgniarze. Dyrekcja tnąc koszty rozwiązała grupę. – Pacjenci są nieprzewidywalni. Zdarza się, że idący spokojnie korytarzem pacjent dostaje ataku i rzuca się na najbliższą osobę. W naszym szpitalu pielęgniarka może jedynie skulić się w kącie i czekać aż nadejdzie pomoc – mówi rybnicki lekarz.
Sytuacja jest katastrofalna
W Polsce funkcjonuje czternaście oddziałów sądowo-psychiatrycznych. Leczenie niepoczytalnych pacjentów na detencji zajmuje średnio sześć lat. Prezes Pobocha nie widzi innego wyjścia niż zastrzyk pieniędzy z centralnych funduszów. – Trzeba wybudować nowe oddziały, by osoby, które popełniły przestępstwo w stanie niepoczytalności nie stanowiły zagrożenia dla innych obywateli. Przepisy są absurdalne. To tak, jakby dać żołnierzowi ograniczoną liczbę naboi i wysłać na wojnę. Musimy mieć nowe miejsca dla tych ludzi oraz zmodernizować oddziały już istniejące. W Szczecinie od lat staramy się o stworzenie oddziału sądowego. Sytuacja jest katastrofalna – mówi psychiatra. Poza zabezpieczeniami, pieniądze trzeba wydać na sprzęt i personel. W Rybniku lekarze sami podarowali meble dla szpitala, bo na kilkudziesięciu pacjentów, na stołówce, przypadało siedem krzeseł. W Lublinie tak jak wszędzie brakuje personelu. Tutejszy oddział nie ma etatowych terapeutów, więc pacjentom podaje się głównie leki, a terapia farmakologiczna po pewnym czasie staje się nieskuteczna. – Oddziały sądowe to placówki deficytowe. Liczba personelu musi tam być większa ze względu na bezpieczeństwo. Nie możemy redukować tu zatrudnienia a to generuje koszty. Zwracaliśmy się do prezesa śląskiego NFZ, aby ten przedstawił sytuację w centrali funduszu. Pewnym rozwiązaniem mogłoby być partycypowanie w kosztach Ministerstwa Sprawiedliwości. Przecież przebywają u nas przestępcy – mówi Henryk Kromołowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublińcu. Temat we wszystkich oddziałach jest doskonale znany. – Ta sprawa wraca jak bumerang, bo wydawać by się mogło, że Ministerstwo Sprawiedliwości powinno też płacić, skoro chorego do szpitala kieruje sąd. Niestety, obecna wykładnia prawa wskazuje fundusz jako organ, do którego należy finansowanie leczenia chorego. NFZ na dzień dzisiejszy skupia się na świadczeniach stricte medycznych. Modernizacje i remonty to sprawa o wiele bardziej skomplikowana i oparta o wiele instytucji takich jak sanepid czy urząd wojewódzki – tłumaczy Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego NFZ. Lekarze są zmęczeni ciągłym dobijaniem się do drzwi funduszu i marszałka z prośbą o pieniądze. Nie chcą aby powtórzyła się sytuacja sprzed lat, kiedy to z rybnickiego szpitala uciekł cały oddział. Od tamtego czasu wyciągnięto niewiele wniosków. Zabezpieczenia na oddziale pozostały te same.
Adrian Czarnota