Samorządni mieszkańcy
Wspólnoty mieszkaniowe potrafią zadbać o swoje.
Wspólnoty mieszkaniowe w Boguszowicach – Osiedlu walczą ze stereotypem zaniedbanej dzielnicy. Remontują, oszczędzają... jak to na swoim. Odwiedziliśmy taką wspólnotę przy ulicy Kadetów 2. Funkcjonuje ona od dwóch lat i jest po prostu wzorowa.
Niebo a ziemia
– ADM nic nie robił. Wyglądaliśmy jak.. o, jak tamten blok, w którym na poddaszu drzewa rosną – mówi Jan Raszewski, mieszkaniec. Zakład Gospodarki Mieszkaniowej nie ma pieniędzy na bieżące remonty, także dlatego, że duża część lokatorów zalega z czynszem. Ale gdy mieszkańcy się wykupują, a więc przechodzą na swoje, ich postawa potrafi zmienić się nie do poznania. Nie tylko dbają o swoje, ale i zbierają grosz do grosza, bo każdy chce przecież mieszkać w lepszych warunkach. A gdy znajdzie się wśród nich jeszcze dobry zarządca, sukces gwarantowany. Okazuje się, że nie trzeba mieć do tego specjalnego wykształcenia. – Hmm, no cośmy zrobili... Przed naszym budynkiem strach było chodzić, bo cegły na głowy spadały. Zaczynaliśmy więc od dachu. Gaz na zewnątrz wyprowadziliśmy. Potem okna, poddasze, okienka w piwnicach, a teraz kończymy obmurowanie budynku. Przygotowujemy się też do ocieplania i malowania, ale musimy najpierw nazbierać trochę pieniędzy. Może uda się już na przyszły rok, bo zastanawiamy się nad dofinansowaniem z tych środków wojewódzkich, na środowisko (Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – red.) – referuje Wiesław Kurczak, szef wspólnoty i emerytowany górnik.
Liczą pieniądze
Pieniądze oczywiście łatwiej nazbierać, gdy się oszczędza. W tym celu mieszkańcy nie tylko wymienili okna, ale i zamontowali na klatkach schodowych światła na fotokomórki. – Z oszczędzaniem to jest tak. Liczymy na przykład energię. Pojawił się rachunek, a na nim 7, 8 kilowatów prądu. Przyszedł więc elektryk, który zmniejszył nam moc, wymienił lampy na klatkach. Z wodą też nie mamy żadnych problemów, to znaczy nie ma strat, a u innych jest różnie – mówi Kurczak. – Ludzie pilnują się nawzajem i potrafią liczyć pieniądze – dopowiada Brzózka.
Można żyć
– Inni obserwują ten rozwój i też by tak chcieli. Zgłaszają się do Kurczaka, by ten i nimi zarządzał, czego oczywiście nie może – śmieje się Brzózka. – No przychodzą, chcą się też przenieść do naszego bloku, ale u nas nikt się nie zamieni... – tłumaczy Kurczak. – A dlaczego? To proste: ludzie chcą mieszkać w lepszych warunkach, przyzwyczajają się do tego, że nie trzeba niszczyć. Nie można tej dzielnicy spisywać na straty – mówi stanowczo boguszowicki radny. – Pracowałem przy budowie tego bloku. Na plecach cegły na górę nosiłem! Mieszkam tutaj od początku i mówię: tutaj można żyć – zgadza się z nim Jan Raszewski.
A kilka kroków dalej znajduje się wspólnota przy Śniadeckiego, o której już pisaliśmy („Sami sobie zrobią”, TR z 16 czerwca). Jej szef, Jan Dobrowolski, nie mógł się z nami nie przywitać. Poinformował nas również, że sprawa chodnika, o który wnioskowali, jest już pozytywnie rozpatrzona. – Kostkę mamy zapewnioną, a RSK przyjedzie na jesień i wytnie drzewa. Sami sobie to wyłożymy, ale chcielibyśmy, by ZGM wysłał fachowca, który pokierowałby naszymi brukarskimi pracami – tłumaczy Dobrowolski.
Krystian Szytenhelm