Musztarda po obiedzie
Oskarżenia o politykierstwo i bicie piany, drwina, inwektywy... Taki jest efekt 6-godzinnego sporu między radnymi podczas ostatniej sesji.
Platforma Obywatelska chciała, by z okazji eurowyborów, zorganizować również referendum. Rybniczanie mieli zadecydować, czy chcą podatku śmieciowego. Projekt spalił na panewce, bo radni nie zdążą już na 7 czerwca wszystkiego przygotować. Opozycja w radzie miasta mówi o opieszałości władz, koalicja o projekcie na chybcika.
Zduszone w zarodku
Miesiąc temu rybnicka Platforma Obywatelska ogłosiła, że chce referendum w sprawie wprowadzenia podatku śmieciowego („Wybory króla śmieci”, „TR” z 24 marca). Zamiast umowy z firmą śmieciarską, każdy rybniczanin miałby płacić co miesiąc po kilka złotych do miejskiej kasy. Gmina zorganizowałaby za to przetarg na wywóz odpadów. A że podatki płacić muszą wszyscy i do wszystkich też podjeżdżać miałaby śmieciarka, nikomu nie by się już opłacało wywozić śmieci do lasu. – Chcemy, by gospodarka odpadami komunalnymi stała się tematem numer jeden. Odnoszę jednak wrażenie, że cokolwiek byśmy nie wymyślili, będzie to zduszone w zarodku – obawiał się wtedy niechęci prezydenta do działań opozycji Marek Krząkała, szef rybnickiej PO.
Opozycja atakuje
Wiadomo już, że referendum się nie odbędzie. Jest zbyt późno, by je zorganizować wraz z wyborami do parlamentu europejskiego, a tylko wtedy jest szansa, że do urn pójdzie wystarczająca liczba rybniczan. Opozycja jest przekonana, że porażka wynika właśnie z owego „duszenia w zarodku”. – Nasz projekt przez miesiąc leżał w szufladzie. Prezydium zaprosiło nas do rozmów dopiero w ubiegłym tygodniu. Dlaczego tak długo czekaliśmy? Teraz to jest już musztarda po obiedzie – oburza się Benedykt Kołodziejczyk (PO). – Całą sprawę położyło nam kalendarium. Mamy do czynienia ze skandalem! To opieszałość czy celowe działanie przewodniczącego rady? – dopytuje Franciszek Kurpanik (PO).
Koalicja odbija piłeczkę
Opozycja ma pretensje, że machina uchwałodawcza tak późno ruszyła, a przewodniczący rady miasta nie zwołał nadzwyczajnej sesji. – Nie wiedziałem, czy to jest zasadne. Czekałem na opinię prezydenta, czyli zrobiłem to, czego nie zrobiliście wy, wnioskodawcy. Zwróciłem się o oszacowanie konsekwencji finansowych tego rozwiązania. Musimy przecież najpierw wiedzieć, ile to będzie kosztować – tłumaczy Stanisław Jaszczuk (PiS), przewodniczący rady. No i nie tylko znamy już koszta, czyli 300 tysięcy złotych, które trzeba by wydać na organizację referendum. W piśmie do prezydenta Adama Fudalego państwowa komisja wyborcza „zaleca, by nie łączyć referendum z wyborami do parlamentu europejskiego”. Koalicja BSR-PiS pokazuje więc swoim oponentom kosztorys, negatywną opinię państwowego organu i... odbija piłeczkę. Pada pytanie: dlaczego wniosek pojawił się tak późno? – Nie pozwolimy na takie działanie na chybcika. Z taką niekonkretną propozycją ludzie nas wyśmieją! – krytykuje Romuald Niewelt (BSR).
Platforma rodzi mysz
Koalicja torpedowała opozycję pytaniami. Co następnie robić z zebranymi śmieciami? Jak wysoki będzie to podatek? Ilu ludzi miasto musi zatrudnić, by ta nowa gospodarka funkcjonowała? Jak załatwić to, że mieszkańcy sąsiednich gmin będą nam podrzucać swoje odpady? – 7 czerwca nie wejdzie jakiś rewolucyjny system. Chcemy jedynie referendum z pytaniem: czy chcesz, by miasto przejęło problem śmieci. Podatek śmieciowy może wejść dopiero za rok – tłumaczył brak odpowiedzi na te pytania Piotr Kuczera (PO). Prezydent uznał ten brak konkretów za bubel. – Platforma po 3 latach uczenia się samorządności urodziła mysz – kwituje Fudali.
Władze gubi opieszałość
Opozycja mówi o opieszałości i tłumaczy, że gdyby prezydent był jej przychylny, projekt już dawno zostałby uchwalony. Wskazuje, że niektóre miasta zdążyły z zaklepaniem referendum na czas eurowyborów i nie oglądały się na koszta. Tak jest na przykład w Sosnowcu. Tamtejsi radni PO również wyszli z inicjatywą podatku śmieciowego. I taka właśnie akcja po różnych miastach rządzącej w kraju partii bardzo dziwi władze Rybnika. – Panowie, zorientujcie się, że macie w parlamencie większość! – tak Fudali już miesiąc temu apelował o pozostawienie tego problemu do rozwiązania na szczeblu centralnym. Nie innego zdania jest jego zastępca. – Lokalne rozwiązania to bicie piany. Od 2010 roku będą obowiązywały duże restrykcje finansowe dla państw, które nie podporządkują się unijnym dyrektywom i nie zmniejszą produkcji śmieci o 25 %. Musi więc powstać ustawa, która stworzy nowy system gospodarki śmieciowej i załatwi ten problem kompleksowo. Na przykład nasza uchwała nie będzie przecież zawierała ani słowa o spalarni śmieci – odradzał dalszą debatę nad projektem opozycji Michał Śmigielski.
Krystian Szytenhelm