Kultowa Shirley
Krystyna Janda zaprezentowała w Rybniku słodko-gorzką opowieść czterdziestoletniej kury domowej.
Shirley Valentine miała kiedyś marzenia. – Chciałam podróżować, być przewodniczką albo stewardessą – mówi. A od lat wiedzie życie kury domowej. Dla całej rzeszy widzów teatralnych Shirley Valentine to nikt inny, jak Krystyna Janda.
– Wiesz, co ja sobie całe życie mówiłam? Dzieci dorosną to ja se stąd pójdę. Dzieci dorosły, a ja, co? Nie ma gdzie iść! – dodaje bohaterka jednego z najsłynniejszych monodramów w polskim teatrze. „Shirley Valentine”, niepozorna sztuka Willy’ego Russella stała się w Warszawie tak wielkim przebojem, że przez prawie 15 lat nie schodziła z afisza Teatru Powszechnego. Spektakl doczekał się grona fanów, którzy obejrzeli sztukę kilkanaście razy. Poświęcono mu już prace magisterskie, stał się też przedmiotem badań socjologicznych. Krystyna Janda jeździła z monodramem po Polsce i po świecie. Powróciła też do swojej bohaterki w założonym przez siebie prywatnym Teatrze Polonia. Wreszcie ten kultowy monodram mogli też zobaczyć rybniccy widzowie i to w mistrzowskim wykonaniu Krystyny Jandy. Jej bohaterka, Shirley Valentine jest czterdziestoletnią kobietą, która niegdyś cieszyła się życiem. Dzisiaj wspomina, przygotowując mężowi obiad i popijając wino, a kuchenna ściana staje się powiernicą jej opowieści, wzbudzających na przemian śmiech i wzruszenie widzów. „Panna Shirley Valentine nie zajdzie w życiu daleko, ale to chyba dobrze, bo z taką znajomością geografii to by zabłądziła” – zanotowała na marginesie jej szkolnego świadectwa dyrektorka. Pomimo kiepskiej znajomości geografii, bohaterka postanawia pewnego dnia wyruszyć w podróż życia. Jest nią wakacyjna wyprawa do Grecji, bez męża i dzieci. Tam, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu Shirley Valentine nie wie jak rozpocznie i jak zakończy się kolejny dzień jej życia. Po raz pierwszy przestaje być „Świętą Joanną od zlewozmywaka”. Dzięki wyprawie przestaje wierzyć, że po czterdziestce nie zaczyna się niczego nowego, bo już wszystko było. I powtarza sobie: „Shirley, masz dopiero czterdzieści dwa lata, jak to cudownie!”.
(bea)