Kto dalej, a kto wyżej?
Strusie biegały po ulicach, a imprezowicze spali na dachu.
Praca strażnika miejskiego często bywa niewdzięczna, z pewnością jednak nie należy do nudnych.
Przekonali się o tym strażnicy, którzy pełnili służbę w ubiegły weekend. W niedzielny poranek para strusiów, która do tej pory żyła w ogrodzie przy jednej z restauracji, postanowiła zobaczyć kawałek świata. W ubiegłą niedzielę dyżurny straży miejskiej otrzymał zgłoszenie od kierowcy jadącego ulicą Żorską, który twierdził, że po jezdni spacerują ogromne ptaki. Na miejsce wysłano patrol strażników. Sprawcą całego zamieszania okazały się strusie. – Zgłoszenie potwierdził patrol straży miejskiej, który jednego strusia spotkał przy stacji benzynowej znajdującej się przy tejże ulicy – wyjaśnia Renata Towścik, rzeczniczka rybnickiej straży miejskiej. Drugi z ptaków spacerował w okolicach ul. Słowackiego. Na miejsce przybyli pracownicy lokalu ,,Kasandra” z siedzibą przy ul. Ogrodowskiego i wyłapali zwierzęta. Również kelnerki nie schowały głowy w piasek i przyłączyły się do pościgu za strusiami. Okazało się, że winę za całe zamieszanie ponosi... jeleń, który w nocy uszkodził siatkę ogrodzeniową, dzięki czemu strusie wydostały się na zewnątrz. Zwierzęta są trzymane w lokalu jako atrakcja dla klientów. To samiec i samica w wieku około ośmiu lat. Do tej pory nigdy nie były „na gigancie”.
Biba na zamknięcie lokalu
To nie koniec ciekawych wrażeń dla strażników miejskich. W niedzielę do komendy rybnickiej straży miejskiej zadzwoniła również kobieta, która twierdziła, że z okna swojego mieszkania widzi trójkę mężczyzn śpiących na dachu jednej z kamienic. Z polecenia dyżurnego patrol straży miejskiej udał się na ul. Kościelną, bo z informacji osoby zgłaszającej wynikało, że istnieje zagrożenie dla życia i zdrowia „śpiochów”. – Na miejscu patrol zastał trzy „mocno zmęczone” osoby, które spały po imprezie z okazji zamknięcia lokalu – wyjaśnia Renata Towścik z rybnickiej straży miejskiej. Przy okazji likwidacji klubu, imprezowicze wynieśli na dach meble oraz pokaźne zapasy alkoholu. Jednak około godziny 2.00 zmorzył ich sen. – Faktycznie w takim stanie rzeczy istniało niebezpieczeństwo, iż w skutek spożytego alkoholu mogą spaść z dachu. Strażnicy weszli na dach i pomogli zejść ,,dachowcom” z powrotem na ziemię – mówi Towścik.
Fucha po pracy
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jeden ze śpiących mężczyzn od niedawna pracuje w firmie zajmującej się pracami na wysokości. Jednak to zlecenie wykonał całkowicie za darmo.
(acz)