Srebrny medal za golaska
Warto wspomnieć przedwojennych, rybnickich fotografów. Nie było ich tak wielu.
Dziś najbardziej znany jest chyba Otto Liebeck, a także Kojzar ze względu na swą powojenną działalność. Jednym z najstarszych był Otto Schwittay. Był też Jan Dyrszlag, którego zakład mieścił się na pl. Wolności 15.
Na ulicy Gliwickiej znajdujemy pod numerem 10 studio fotograficzne o nazwie „Ars”. Istniał również punkt zdjęciowy Foto May (od nazwiska właściciela), który mieścił się w domu po przekątnej od banku na ul. Chrobrego, gdzie rezydował lekarz powiatowy dr Biały (przypomnijmy, że Radio May na pl. Wolności był pierwszym radiowym sklepem w mieście).
Aparat za 10 złotych
Aparat za 10 złotych
W domowym archiwum zachowały się setki przedwojennych zdjęć i trochę materiałów bezpośrednio związanych z fotografami rybnickimi sprzed wojny. Głównie dotyczących pana Kojzara, który podobnie jak Dyrszlag, pod koniec lat trzydziestych otworzył swoją pracownię na dawnej ulicy Żorskiej (potem Piłsudskiego), blisko naszej bazyliki. Druga połowa lat trzydziestych to dynamiczny rozwój kraju. Już za 10 zł można było nabyć aparat „Rekord” z firmy SIDA, czyli za równowartość lekcji muzyki (trwała 45 do 50 minut). Film do niego kosztował 1,80 zł. W naszym domu jest Kodak z 1939 r. z wrocławskiej filii i wiem, że jeszcze w latach sześćdziesiątych ojciec robił nim zdjęcia. Pewnie i dziś jest sprawny.
Fotograf Rybnika i rybniczan
Jedną z postaci, którą często w mym domu wspominano, był fotograf Władysław Wilk, który miał swe studio na ulicy Korfantego 5. Urodził się w Bielsku 11 czerwca 1899. W budynku pod nr 5 zamieszkiwał z swą żoną Klarą, z którą wziął ślub 2 czerwca 1927 r. Władysław Wilk był z zawodu kapelmistrzem. Wielu rybniczan ciepło go wspomina. Przystojny, elegancki, z bujną czupryną, budził niejedno kobiece westchnienie. Zawsze z nieodzownym aparatem na szyi. Pan Norbert Haida opowiadał mi, że przy stawie kąpielowym na Rudzie prowadził plenerową restaurację pan Śmieja. I tu przy grającej orkiestrze chodził z kucykiem pan Wilk i robił zdjęcia głównie dzieciakom. Mówiono o nim, że był fotografem Rybnika i rybniczan, choć dziś najbardziej znane są pocztówki Otto Liebecka, który notabene miał artystyczne ambicje i zdobywał nagrody na prestiżowych konkursach.
Pięknie grał na skrzypcach
Pięknie grał na skrzypcach
Wilk, gdy oddawał się swemu zajęciu, był tytanem pracy. Ale bywało, że czasem po prostu musiał swe smutki sprowadzić na głębię. Pan Norbert Haida mówi, że kiedy mu mijało, brał swe skrzypce i grał. A grał pięknie. Tak pięknie, że przechodzący ul. Korfantego ludzie słuchali, a potem przekazywali sobie wieść, iż pewnie nazajutrz zakład już będzie czynny. O tym, że pięknie grał, mówiło mi zresztą więcej przedwojennych rybniczan. Poświadczyły to także znane rybnickie fotografki – panie Paliszewska i Jedynak (której mama praktykowała w młodości u Wilka). Wilk szukał kogoś zręcznego do retuszowania zdjęć. Kiedy zobaczył jak pięknie rysuje panna Piwoń, z miejsca ją zatrudnił i tak zamiast malarki narodziła się nowa rybnicka fotograf, której córka i wnuczka pozostały wierne tej profesji. Podobno ten szczery, życzliwy, nieco sentymentalny człowiek, kiedy wracał do domu w stanie wskazującym, wołał do żony, kiedy ta zbliżała się z parasolką: „Kejti, kochanie, ale nie mocno, proszę”.
Wiedeński szyk
Byli bezdzietnym małżeństwem. Ona (ur. 1901), elegantka – jeździła do Wiednia po kapelusze. Pewnie odwiedzała też pobliską kamienicę, gdzie na piętrze jedna z rybniczanek prowadziła salon „Wiener Schick”. Uczyła się przy mężu fachu, bo po wojnie, po jego śmierci, ona prowadziła zakład. Wyszła powtórnie za mąż w 1962 r. i odtąd zakład fotograficzny na ul. Korfantego zaczął podupadać. W latach szcześćdziesiątych rzemieślnicy nie dostawali emerytur, więc Klara zakład sprzedała. Nabyła go znana rybnicka fotograf, pani Foltynowicz-Koterska, która prowadziła ten zakład do 2002 r. Przekazała do muzeum w Rybniku m.in. powiększalnik z zakładu pana Wilka. Prawdopodobnie po śmierci Klary dokumenty i fotografie pozostały w mieszkaniu. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych zmarł drugi mąż, nie znaleziono żadnych krewnych i jak mówił mi współwłaściciel domu, wszystkie rzeczy zostały gdzieś wywiezione.
Bardzo się ucieszyłem , gdy odkryłem przy okazji, że jedno z moich domowych zdjęć zrobił na rynku, pod koniec lat trzydziestych pan Wilk, który zmarł w 1952 r. poza Rybnikiem.
Żona w czerwonych kreacjach
Żona w czerwonych kreacjach
Pani Winkler-Konieczny ma w swym archiwum zdjęcie, które jako dziecku-golaskowi zrobił jej Otto Liebeck. On sam szukał obiektów do swych zdjęć. Zatrzymał matkę i przekonał, aby zrobić zdjęcie w swym studio. I dobrze, że dała się przekonać, bo fotografia otrzymała srebrny medal na wielkiej warszawskiej wystawie. Otto Libeck jakiś czas miał zakład na św. Jana, ale główne swe atelier pomieścił na ul. Gimnazjalnej (dziś Chrobrego). Liebeck przejął tu profesjonalne atelier po Otto Schwittay’u ok. 1930 r . Pracownia była – według relacji pana Stanisława Jarosza – dokonale wyposażona. Na parterze laboratorium, na piętrze studio z wielką skośną szklaną ścianą od strony północnej, aby złapać jak najwięcej światła. Schwittay ponoć zatęsknił i wyjechał do Niemiec. Był on właścicielem budynku, który na jego zlecenie postawiła w latach 1907–1913 firma Martiny. Budynku dawnego atelier już nie ma. Pani Cecylia Zachłód z domu Buras pamięta to studio dobrze, bo jest z rocznika 1915. Pamięta też jako córka wziętej krawcowej, że Otto Liebeck owdowiał, a jego druga, młoda małżonka, zawsze prezentująca się w czerwonych kreacjach, zamawiała w zakładzie matki na rynku sukienki. Pewnie pozowała mężowi do artystycznych ujęć.
Michał Palica
P.S. Chciałbym złożyć serdeczne podziękowania pani Marii Cwejnar z Urzędu Miasta za udzieloną mi szybką i fachową pomoc, bez której nie odkryłbym pewnych, ważnych dla mnie informacji.