Rekordowe śledztwo
W poniedziałek do Sądu Rejonowego w Rybniku wpłynął akt oskarżenia liczący przeszło siedemset stron!
Rybnicka prokuratura musiała złożyć specjalne zamówienie na papier by wszystkim oskarżonym dostarczyć niezbędne dokumenty. Taki ogrom materiałów to wynik trwającego od lipca ubiegłego roku śledztwa, dotyczącego firmy „Gwarancja", udzielającej pożyczek w tzw. systemie argentyńskim.
- Oskarżonych jest 25 osób, a poszkodowanych ponad tysiąc, z tego większość to mieszkańcy naszego regionu. To największe śledztwo jakie do tej pory prowadziłem - mówi Damian Sztachelek, zastępca prokuratora rejonowego.
„Gwarancja" działała przez około rok, od 2003 roku. Spółka proponowała kredyty osobom, które nie miały zdolności kredytowej i odmówiono im pożyczek w normalnych bankach. Oszuści obiecywali szybką wypłatę kredytów, należało tylko wpłacić pewną sumę pieniędzy.
- Tzw. opłata wstępna utrzymywała się na poziomie 5 proc. żądanego kredytu. Ludzie wpłacali różne sumy: od dziesięciu złotych do nawet dwudziestu tysięcy. Gwarancja nigdy nie wypłaciła nikomu nawet złotówki kredytu. Oszukała za to naiwnych na sumę 810 tys. zł. - mówi prokurator.
Spółka posiadała piętnaście oddziałów w całej Polsce, między innymi w Bydgoszczy i Poznaniu. Właśnie w tym pierwszym mieście, trafiono na trop oszustów.
- Do prokuratury w Bydgoszczy zgłosił się mężczyzna, który wpłacił pieniądze i nie otrzymał żadnego kredytu. Okazało się, że takich osób jest więcej. Sprawa trafiła do Rybnika - wyjaśnia Sztachelek.
Dwudziestu osobom postawiono zarzuty oszustwa i uczestnictwa w zorganizowanej grypie przestępczej za co grozi osiem lat pozbawienia wolności. Zastosowano wobec nich dozór policyjny i poręczenie majątkowe. Ścisłemu kierownictwu postawiono poważniejsze zarzuty. Odpowiedzą za stworzenie i kierowanie grupą przestępczą, za co grozi dziesięć lat więzienia. Czterech mężczyzn od lipca ubiegłego roku przebywa w areszcie. Żona Artura T. szefa „Gwarancji" pozostaje póki co na wolności.
- Niestety nie udało nam się odzyskać wyłudzonych pieniędzy. Zajęliśmy tylko wynagrodzenia z miejsc, gdzie teraz pracują byli pracownicy spółki. Są to w większości ludzie młodzi, którzy nie mają żadnych majątków. Nie wiemy, co się stało z tak gigantyczną sumą, najprawdopodobniej oskarżeni po prostu roztrwonili pieniądze - mówi prokurator Damian Sztachelek.
Adrian Czarnota