Wygrała z Zus-em
Jestem naprawdę dumna z mojego małego zwycięstwa. Ósmego marca udowodniłam błąd lekarza przed sądem.
Dostanę wreszcie pieniądze z odszkodowania - mówi Monika Lenard, która niedawno wygrała w sądzie z ZUS-em.
Jak działa Zakład Ubezpieczeń Społecznych przekonał się chyba każdy, kto po wypadku ubiegał się o odszkodowanie. Wielu rezygnuje już po napisaniu pierwszego odwołania, które zazwyczaj nie skutkuje...
- Jestem naprawdę dumna z mojego małego zwycięstwa. Ósmego marca udowodniłam błąd lekarza przed sądem. Dostanę wreszcie pieniądze z odszkodowania - mówi Monika Lenard. To ważne, ale ważniejszy jest fakt, że sąd przyznał mi rację. Nie jestem żadną symulantką - dodaje pracownica jednej z rybnickich firm.
Co z tym kolanem?
Jej kłopoty zaczęły się ponad dwa lata temu. Pracowała wtedy w wodzisławskim Minimalu. - W maju 2004 roku spadłam z drabiny. Coś strzeliło mi w kolanie. Nie umiałam chodzić. Każdy krok sprawiał mi ból - mówi dziewczyna.
17 czerwca już leżała w rydułtowskim szpitalu. Diagnoza: łękotka nie jest uszkodzona, wycięto tylko fałd błony maziowej. 1 września lekarz stwierdził, że jest zdolna do pracy, chociaż mówiła, że kolano dalej ją boli. Usłyszała, że mogą to być skutki zabiegu. - Po pierwszej artroskopii ZUS uznał, że należy mi się chorobowe i dostałam 3 proc. uszczerbku na zdrowiu. Odwołałam się, w kolejnej komisji zasiadał jeden z rydułtowskich lekarzy, który powiedział mi, że kolano jest niewyleczone. Zaczęłam więc leczenie u niego. Jednak kolejne badania i kolejna artroskopia w rybnickim szpitalu nie przyniosły poprawy. Druga operacja nie była nawet potrzebna, a dodatkowo kosztowała mnie sporo bólu. Złożyłam, więc skargę na tego doktora do Izby Lekarskiej - wspomina Monika.
Sama przeciwko wszystkim
Po dwóch latach nieustannego leczenia, brania tabletek, zabiegów i rehabilitacji ponownie stanęła przed komisją ZUS-u w Rybniku. Dostała 2 proc. uszczerbku na zdrowiu. Odwołała się i 16 listopada jeszcze raz stanęła przed komisją. - Drzwi otworzył znany mi już z Rydułtów lekarz, który bez zbędnych ceregieli stwierdził 0 proc. uszczerbku, chociaż wcześniej mi powiedział, że kolano jest niewyleczone - mówi Monika Lenard. Kobieta oddała sprawę do sądu. 8 marca w rybnickim Sądzie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych odbyła się rozprawa. Sąd jednogłośnie przyznał rydułtowiance rację. Dostała 3 proc. uszczerbku na zdrowiu, za co należy się jej jednorazowo około 1600 zł odszkodowania. To dużo, zważywszy, że ma sparaliżowanego ojca i czeka ją najprawdopodobniej trzecia operacja kolana.
ZUS przegrał
Chciałam wszystkich zapewnić, że z ZUS-em można wygrać. Kosztowało mnie to co prawda sporo nerwów i kilkadziesiąt wizyt na ulicy Jankowickiej w Rybniku, ale było warto - zapewnia kobieta.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych w piśmie do chorej zapewnił, że nie zamierza się odwoływać. Nie udało nam się tego potwierdzić u rzeczniczki rybnickiego ZUS-u. - Musiałabym przeanalizować dokumenty, by zapewnić, że się nie odwołamy. W tej chwili jestem na wyjeździe. Wracam w przyszłym tygodniu - zakomunikowała Anna Lepiarczyk.
Pukajcie, ale czy otworzą wam?
Rybnicki ZUS nie jest instytucją przyjazną petentowi.Po czym można tak sądzić? Większość rozmów przełączana jest przez centralę. Ta chyba jednak jest bardzo przeciążona. Przez kilka godzin cierpliwie wykręcaliśmy numer do rybnickiej placówki, zanim wreszcie usłyszeliśmy głos telefonistki. A to przecież tylko telefon. A gdzie reszta formalności? Skoro tak trudno jest się dodzwonić, to zapewne tym trudniej jest przedrzeć się przez biurokratyczną strukturę urzędu. Pozostaje nam więc tylko podziwiać panią Monikę za jej upór i stalowe nerwy w dążeniu do sprawiedliwego orzeczenia. Ostatecznie, po wielu bojach młoda kobieta odniosła zwycięstwo. A gdyby się poddała?
Adrian Czarnota