Do dzisiaj nie wiadomo, kto pociągnął za spust
Kontynuując cykl „Ocalić od zapomnienia” podzielę się z państwem opisem tragicznego wydarzenia, które rozegrało się już po wkroczeniu Rosjan do Rybnika. Dzisiejszy Rybnik jest tak bardzo zmieniony, że pozwolą szanowni Czytelnicy, że przypomnę, jak wyglądały wtedy miejsca, w których rozegrały się opisane wydarzenia.
Ulica Gliwicka była wąską, jednopasmową jezdnią, obsadzoną z obu stron starymi lipami. W miejscu dzisiejszego basenu był staw zasilany wodą, która płynęła odnogą rzeki Rudy – od Paruszowca płynęła strugą okalającą stawy od strony południowej, następnie w miejscu, gdzie dzisiaj stoi pomnik ku czci pomordowanych więźniów oświęcimskich, przepływała pod jezdnią murowanym korytem, napędzała koło młyńskie w okolicy dzisiejszego Sanepidu i płynąc ukosem przez łąki, łączyła się z głównym korytem Rudy. Na moście wisiał wsparty na lufie, uszkodzony rosyjski czołg.
Był czerwiec 1945 roku, pola żółciły się już łanami dojrzewających zbóż, otulając ziemię pooraną pociskami. Do wraku podjechał inny czołg i wyciągnął tamtego z koryta rzeki, a następnie holował na grubej linie w kierunku stacji kolejowej.
Droga wiodła ulicami Wyzwolenia i św. Antoniego (wtedy były to drogi gruntowe). Około stu metrów od skrzyżowania ulic Wyzwolenia i św. Antoniego lina holownicza pękła. Rosjanie beztrosko zostawili wrak i pojechali w swoją stronę. Czołg, który nie był wypalony, a jedynie uszkodzony (brak jednej gąsienicy i skrzywiona lufa), był świetnym obiektem do zabawy dla dzieci. Wtedy to wydarzyła się tragedia. Dziewczynka huśtała się beztrosko na lufie, a w środku czołgu chłopcy bawili się w żołnierzy. Do dzisiaj nie wiem, kto pociągnął za spust armaty. Huk wystrzału zlał się z eksplozją pocisku pozostawionego na skrzywionej lufie. Ciało dziewczynki zostało rozrzucone w promieniu kilkunastu metrów. Pamiętam, że rączki szukano w zbożu. W czołgu tym wielokrotnie się bawiłem z kolegami, kiedy jeszcze zwisał z mostu nad korytem rzeki Ruda. Moją zdobyczą wojenną był sprawny czołgowy peryskop. Dziewczynka była chyba ostatnią ofiarą frontu w Rybniku. Mieszkała u państwa Miekietów, czyli śmierć znalazła ją tuż obok domu. Z całą klasą i panią wychowawczynią Sztajer poszliśmy na pogrzeb. Była małą, szczupłą blondyneczką. Taką ją zapamiętałem.
Stanisław Ptaszyński