Setka w pół godziny!
W wyjściowym ustawieniu miejsce Bartłomieja Kozieła zajął Maciej Paszowski. Początek meczu pokazał, kto będzie w tym spotkaniu rozdawał karty. Już po 5 minutach na tablicy widniał rezultat 16:0. W drugiej części kwarty trener Dariusz Szczubiał wpuszczał powoli na parkiet zmienników. W II kwarcie dobra gra w ataku i obrona na całym boisku spowodowały, że gospodarze stale powiększali przewagę. Jest to w dużej mierze zasługa grającego z opatrunkiem na nadgarstku – Marcina Marczyka. Na 2 minuty do końca I połowy przewaga rybniczan wynosiła już 33 pkt. Do gry obu zespołów wkradły się liczne błędy i straty, co sprawiło, że II kwarta zakończyła się wynikiem 62:30. Po 2 minutach III kwarty przewaga MKKS–u powiększyła się o kolejne 10 punktów i znów duża jest spora zasługa doskonale grającego w tym czasie Marczyka. Dwukrotnie złapał on przeciwnika na faulu w ataku i po raz drugi w tym meczu goście nie potrafili go zatrzymać bez przekroczenia przepisów – w efekcie otrzymali przewinienie techniczne. Po 6 minutach wynik był imponujący: 91:36 i wydawało się, że „setka” zostanie przekroczona już w tej części meczu. Niestety, gra rybniczan stała się chaotyczna. Chwilę wcześniej grali oni swobodnie, że mogli sobie pozwolić na niekonwencjonalne zagrania czy efektowne kończenie akcji wsadami. Paszowski popełnił w tym czasie całkowicie niepotrzebny faul, a po chwili, po dyskusji z sędzią – otrzymał przewinienie techniczne. Ta kwarta zakończyła się wynikiem 95:48. Początek ostatniej odsłony należał do gości. Rybniczanom przez 3 minuty nie udało się zdobyć punktów. Receptą miał być Stanisław Grabiec. Jego wejście poderwało cały zespół do walki i po chwili gospodarze mogli cieszyć się wynikiem 104:54. Od tej chwili sytuacja wróciła do normy i na parkiecie rządzili już tylko gospodarze.
www.rybnik.polskikosz.pl
MKKS Rybnik – Polonia Leszno 122:65 (35:12, 27:18, 33:19, 27:16)
Punkty zdobywali:
MKKS Rybnik: Frankowski 28, Grabiec 22, Marczyk 19, Rener 12, Ochodek 12, Kozieł 10, Janus 8, Białdyga 6, Gołucki 3, Paszowski 2, Grzelczak 0.
Zdjęcie: Dominik Gajda