Bombowe miasto
Na złamanie karku pędziło kilka radiowozów policyjnych. W chwilę później przemknął również oddział straży pożarnej. Co się dzieje? Napad na bank z bronią w ręku? Niebezpieczni bandyci, którzy opanowali jakiś budynek z dwudziestoma zakładnikami w środku? Rewolucja ogarniająca miasto?
Po chwili: co za ulga. To tylko kolejny alarm bombowy. I zapewne fałszywy.
Można spekulować, czy informacje o podłożonych ładunkach wybuchowych zgłasza cały czas ta sama osoba, czy też jest ich więcej? Jeśli w grę wchodzi liczba mnoga sprawców tych niewybrednych żartów, to czy działają oni w porozumieniu, czy może niczym pszczoły w ulu nieświadomie połączeni są wspólną ideą? Raczej wątpliwe, by miało to powodować uśmiech na ustach tych, którym odpowiada tak alternatywne poczucie humoru. Wszak dowcip jest dobry tylko za pierwszym razem, natomiast alarmy bombowe pojawiają się w Rybniku z zatrważającą regularnością.
Tymczasem ofiarą kiepskich dowcipnisiów padł już gmach sądu i budynek Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Trudno powiedzieć, czy to ktoś po doznanych niepowodzeniach w jednej z tych placówek postanowił wziąć odwet za swoje „krzywdy”?
Idąc tropem spiskowej teorii, kto wie, czy powiadamianie policji o nieistniejących bombach nie jest częścią większego planu? Dodajmy do tego sztuczne tłumy pod stanowiskami doładowania e–kart, półmetrowe piranie pływające radośnie w rybnickim zalewie, czy nawet liczne remonty dróg i mostów na trasie do Gliwic! To wszystko wygląda na jeden wielki
spisek.
Andrzej Kieś