Plecak, czyli akordeon
Dwie godziny do wyjścia na scenę a tu nie ma w czym wyjść! Pół biedy kiedy organizatorem jest inny kabaret – zawsze para spodni się znajdzie. A co kiedy potrzebny rzadko spotykany strój kobiecy? Wtedy z odsieczą przychodzi mama organizatora. Odkrycie braków na dwie godziny przed występem nie jest aż takie złe… Zdarza się, że orientujemy się w momencie, kiedy dany rekwizyt już jest potrzebny! Co wtedy? Trzeba improwizować! Kiedyś kolega przypomniał sobie o akordeonie w momencie, kiedy miał z nim wchodzić na scenę. W zasięgu wzroku znalazł się plecak, więc wyszedł z plecakiem założonym na przód i gniotąc go wydawał dźwięki, które miał grać.
Innym razem ten sam kolega (ikona polskiego zapominalstwa), po dosyć burzliwej nocy wsiadł z nami do busa i pojechaliśmy na występ do Augustowa. Za Częstochową zorientował się, że nie zabrał całej torby z rekwizytami. I tu daliśmy radę – część ciuchów kupiliśmy w Tuszynie, a spódniczkę dla zaklinaczy deszczu zmontowaliśmy z liści kasztanowca przypiętych do linki służącej do zamocowania bagażu.
Jeszcze bardziej zagubieni bywają tzw. „ludzie teatru”. Osobiście byłem świadkiem jak pewien Węgier przy okazji Festiwalu Teatralnego w Cieszynie założył, że polski maj na pewno będzie upalny, więc przyjechał w krótkich spodenkach i sandałach. A jako że temperatura nie przekraczała wtedy 15 stopni, organizator był zmuszony szukać gorącemu aktorowi ciepłego stroju od skarpet po sweter.
Czasem jesteśmy pewni, że mamy wszystko, co potrzebne, a i tak życie potrafi zaskoczyć. Rok temu na FAMIE mieliśmy zgrać tylko trzy skecze w koncercie finałowym, więc zabraliśmy tylko niezbędne rekwizyty. A tu organizatorzy dzwonią i pytają, czy nie zagralibyśmy całego programu w klubie festiwalowym. Czujemy wyzwanie i podejmujemy je. Prześcieradła wynosimy z pokoju, gitary wycinamy… z tektury! I był to jeden z fajniejszych występów.
Rafał Soliński
kabaret Noł Nejm