129 dni podobóz Charlottegrube. Niemieckie zbrodnie w Rydułtowach cz.2
Prezentujemy drugą część wybranych fragmentów książki „129 dni – podobóz Charlottegrube. Niemieckie zbrodnie w Rydułtowach” autorstwa Katarzyny Chwałek-Bednarczyk, wraz z cytatami byłych więźniów obozu i świadków. W tej części skupimy się na więźniach, którzy zostali przymusowo skierowani do pracy w Rydułtowach.
Kim byli więźniowie?
W pięciu podobozach, które z czasem stały się częścią KL Auschwitz w Rydułtowach, przebywali obywatele wielu państw przedwojennej Europy: Polski, Niemiec, Litwy, Związku Radzieckiego, Węgier, Rumunii, Słowacji, Francji (w tym z Korsyki), Wielkiej Brytanii, Grecji (w tym z wyspy Rodos), Belgii i Holandii. W pierwszym obozie osadzono więźniów jeszcze we wrześniu 1939 roku. Pochodzili oni z terenów okupowanej Polski i być może również innych miejsc. Z czasem w podobozie tym osadzono żydów sprowadzonych z KL Auschwitz. Gertruda Pytlik, świadek wydarzeń, relacjonuje:
Pamiętam, że w 1939 roku hitlerowcy osadzili w baraku masztalni sąsiadującym z moim domem robotników przymusowych, tak zwanych Ostarbeiterów. Barak ten przed wojną był stajnią [...]. Po pewnym okresie czasu hitlerowcy wyprowadzili Ostarbeiterów i w ich miejsce osadzili w masztalni więźniów– żydów.
Więźniowie z Polski przebywali również w obozie numer 2, o czym zaświadcza Jan Niedźwiedź: W grudniu 1942 roku przewieziono mnie w transporcie z około 2000 Polaków – robotników przymusowych.
Zanim w Rydułtowach pojawili się więźniowie żydowscy dużą grupą, poza Polakami, byli jeńcy z Armii Czerwonej i być może również ludność cywilna z nowych, podbitych terenów. Nastąpiło to po tym, jak Niemcy zaatakowali Związek Radziecki w 1941 i posuwając się w kierunku Moskwy, brali do niewoli tysiące żołnierzy. W sierpniu 1943 roku w drugim podobozie przebywało około 1150 jeńców radzieckich. Jeńcy radzieccy przebywali w podobozach razem z żydami, aż do stycznia 1945 roku i ich historia nie jest udokumentowana. Od roku 1943 do września 1944 w zbudowanym przez więźniów obozie, na obecnej ulicy Ofiar Terroru, przebywali również jeńcy francuscy i angielscy, co potwierdza relacja Jana Niedźwiedzia:
Wszystkie baraki znajdujące się na jego terenie wznieśli w pierwszej połowie 1943 roku polscy robotnicy przymusowi [...]. Hitlerowcy osadzili w nich także około. 100 – 600 jeńców radzieckich i kilkadziesiąt jeńców francuskich oraz angielskich. Mniej więcej w okresie osadzenia jeńców, hitlerowcy sprowadzili do obozu również więźniów– żydów.
W połowie 1944 w obozie przy cegielni Hercera osadzono około 100 polskich więźniarek z Wadowic. Część tych kobiet była zatrudniona przy produkcji cegieł, część zaś codziennie o godzinie 5 rano pędzono pieszo do pracy przy budowie szybu Agnieszka. Do września 1944 sprowadzano najprawdopodobniej małe grupy więźniów żydowskich z KL Auschwitz. Od września 1944 roku w Rydułtowach przebywało około 5 tysięcy więźniów żydowskich.
Żydzi całej Europy
Niedoskonałe szacunki pozwalają stwierdzić, że jeńców i robotników przymusowych do czasu transportu żydów z KL Auschwitz było w Rydułtowach co najmniej 3 tysiące. Od września 1944 w obozach rydułtowskich przebywało około 5 tysięcy nowych więźniów – żydowskich. Wszystkie te liczby są mało precyzyjne i wymagają pogłębionych badań. Polska, w tym Rydułtowy, stała się gigantycznym cmentarzem żydów, co wynikało z cynicznego założenia niemieckich przywódców, którzy postanowili dokonać ludobójstwa w kra– ju, w którym mieszkała połowa sześciomilionowej, europejskiej populacji tego narodu. Liczba więźniów przebywających w Rydułtowach jest niepełna, ponieważ nie zachowały się wszystkie dokumenty. Te które pozostały, pozwalają określić, że do miejscowości dotarło co najmniej 6 dużych transportów żydów z KL Auschwitz:
1. we wrześniu 1944 od 100 do 200 osób,
2. w połowie października 1944 około 1000 osób,
3. pod koniec października 1944 przeszło 900 osób,
4. pod koniec listopada 1944 – około 930 osób,
5. pod koniec grudnia 1944 roku – około 880 osób,
6. 17. stycznia 1945 – 833 osoby.
Filia podobozu KL Auschwitz w Rydułtowach formalnie zaczęła istnieć 19 września 1944 roku a za jej powstanie odpowiadają nieznani z imienia urzędnicy niemieccy Horstmann i Wingerter. Tego dnia w Rydułtowach pojawił się pierwszy transport więźniów z KL Auschwitz, który obejmował od 100 do 200 więźniów. Nie wiadomo w którym z rydułtowskich podobozów ich osadzono. Więcej jasności pojawia się w wypadku następnych transportów. 7 października 1944 w obozie numer 1 – masztalni umieszczono 600 – 700 więźniów żydowskich głównie ze Słowacji, w tym sporą część z Bratysławy – trudno określić, gdzie umieszczono resztę więźniów z tej tysiącosobowej grupy. Od połowy października 1944 do końca wojny w obozie Annarampe przebywali wyłącznie żydzi. Leopold Mlynsky zaświadcza, że:
Razem ze mną wywieziono z Brzezinki do Rydułtów braci Ernesta i Vojtecha, dr Viliama Sidona i inż. Eugena Michala, wielu innych współtowarzyszy – Słowaków z Bratysławy, a także wielu Polaków i Niemców. Wśród Niemców poza więźniami politycznymi, byli także kryminaliści.
W tym samym dniu 4 – 6 samochodów ciężarowych jeździło z Brzezinki do Rydułtów kilka razy, tam i z powrotem. Przewieziono nimi do Rydułtów w kilku partiach około 600– 800 więźniów.[...] Wielu więźniów nosiło numery z literami B lub bez żadnych liter. Reichsdeutsche nie posiadali wytatuowanych na rękach numerów. Po naszym przybyciu do Rydułtów, sprowadzono tam jeszcze kilka transportów więźniów. Najwięcej więźniów znajdowało się w podobozie w październiku 1944 roku. Ogólny stan więźniów podobozu wynosił wtedy około 1000 więźniów. Potem stan liczbowy zmniejszył się. W listopadzie i grudniu 1944 roku oraz styczniu 1945 roku przebywało w podobozie około 800– 900 więźniów.
Inny więzień, Józef Wajngarten zeznaje:
W podobozie przebywało średnio kilkuset więźniów – wyłącznie żydów. Największą grupę stanowili żydzi z Węgier. Poza tym było tam kilkunastu żydów greckich z wyspy Rodos i niewielu polskich. Stosunkowo najbardziej wytrzymali byli żydzi z Węgier. Nie mieli oni za sobą tylu lat pobytu w obozach, co ich koledzy z Polski. Na ogół więźniowie ginęli po kilku tygodniach lub miesiącach pobytu w Rydułtowach.
Więźniowie– kryminaliści bardzo często pełnili funkcję okrutnych kapo, którzy zmuszali do pracy i bili ludzi nienawykłych do ciężkiego wysiłku fizycznego – wielu z więźniów było przedstawicielami zawodów inteligenckich. Inni świadkowie relacjonują, że więźniowie z greckiej wyspy Rodos przywieźli z sobą instrumenty i czasami grali na nich dla rozrywki SS– manów. W Rydułtowach po raz pierwszy w życiu widzieli oni śnieg. Była to ich pierwsza i ostatnia w życiu zima.
Inny świat
Druga wojna światowa zmieniła sens wielu słów. Jednym z nich jest praca, która miała czynić wolnym – Arbeit macht frei. Napis na bramie wejściowej KL Auschwitz jest jednym z największych kłamstw w historii. Praca w niemieckich obozach była przemyślanym i używanym świadomie narzędziem uśmiercania. Więzień–niewolnik otrzymywał w ciągu dnia posiłek o wartości kilkuset kalorii, a podczas niewolniczej pracy spalał ich około dwóch tysięcy. życie niedożywionego więźnia trwało przeciętnie około 3 – 4 tygodni.
Cynizm twórców ludobójstwa polegał na tym, by wyssać z więźnia resztki siły mięśni na krótko przed jego śmiercią. Ten ekonomiczny cynizm trwał nawet po śmierci ofiary – skóra więźnia była czasami wykorzystywana do produkcji rękawiczek dla SS– manów, ludzkie prochy z oświęcimskiego krematorium wykorzystywano do produkcji nawozów sztucznych. Wojna zmieniła również sens wielu innych słów: posiłek, łóżko, sen, marsz, apel, chleb, szpital, litość, wróg, przyjaciel, śmierć. Jeden ze zdegenerowanych wojną bohaterów Medalionów Zofii Nałkowskiej pytany o ocenę tego, że profesor Rudolf Spanner robił mydło z ludzkiego tłuszczu, z podziwem twierdził, że Niemcy potrafią zrobić coś z niczego. Kłamał.
Koszmar pracy więźniów w Charlottegrube
Więźniowie zmuszani byli do pracy ponad swoje siły, bez jakichkolwiek zabezpieczeń czy odzieży ochronnej, nieustannie bici i popędzani przez kapo. W listopadzie i grudniu 1944 roku zatrudniano ich w 12 komandach. Większa część więźniów sprowadzonych z KL Auschwitz do Rydułtów pracowała w kopalni – ponad połowa pod ziemią, duża część na powierzchni; przy przeładunku węgla, w tartaku, przy budowie elektrowni i innych miejscach. Pod ziemię kierowano więźniów do oddziałów w rejonie szybu Leon II i szybu Leon III. Pracowali oni w różnych oddziałach, najwięcej więźniów– żydów skierowano do oddziału I:
Dla nich utworzono specjalny oddział wydobywczy, który znajdował się w bardzo trudnych warunkach geologicznych i nałożono im niemożliwe do wykonania normy. Oddział ten powszechnie nazywano „żydowiną”, a kierownikiem tego oddziału był sztygar Kochanek, renegat polskiego pochodzenia z Westwalii.
Często więźniowie pracowali z miejscowymi górnikami, którzy potajemnie ich dokarmiali i nie pozwalali bić nadzorcom. Mimo to praca więźniów była zabójcza:
Jednorazowo w oddziale V kierowano do ściany [...] 10 – 15 więźniów żydów lub jeńców radzieckich, do pomocy około 10 górnikom cywilnym. [...] Więźniowie – żydzi zatrudnieni w ścianie bardzo szybko wyczerpywali się pod względem fizycznym i po 2 – 3 miesiącach pracy w kopalni nie sprowadzono już takich więźniów pod ziemię, natomiast w ich miejsce kierowano innych. Według opowiadań żydów nadal zatrudnionych hitlerowcy wywozili takich wycofanych z pracy więźniów do Oświęcimia, na uśmiercenie w komorach gazowych.
Śmiertelność więźniów nie wynikała tylko z niebezpiecznej pracy pod ziemią, niedożywienia, braku ubrań ochronnych, ale przede wszystkim z wydłużania czasu pracy ponad kopalniane normy – dniówka więźnia często przekraczała kilkanaście godzin na dobę:
Najczęściej więźniowie– żydzi pracowali w ścianie przy rabunku, czyli przy przesuwaniu kaszt, a więc jednocześnie przy podsadzce. Bezpośrednio przy urobku w zasadzie ich nie zatrudniano, z wyjątkiem nielicznych z nich, najsilniejszych. [...] Przy przebudowie natomiast w ogóle ich nie zatrudniano. Normy obowiązujące górników cywilnych, więźniów i jeńców radzieckich podczas pracy pod ziemią były bardzo wysokie. Wszyscy musieli tak długo pracować, aż wykonali powierzone im roboty (aż np. wybrali węgiel z odpowiedniego odcinka ściany). Wskutek czego często pracowali oni razem bez przerwy po około 16 godzin na dobę.
Równie trudna i zabójcza była praca więźniów na powierzchni kopalni. Byli oni tak wyczerpani, że do wykonywania zadań, jakim mogło podołać dwóch ludzi wysyłano trzech:
Ponieważ wówczas jeszcze taśm transportowych nie używano na powierzchni – więźniowie przewozili węgiel na bocznicę kolejową w wózkach (kolebach) pchając je po szynach wąskotorowych.[...]. Chociaż w normalnych warunkach do transportu jednego wózka z węglem wystarczy skierować dwóch zdrowych ludzi – w tym przypadku do każdego wózka przeznaczono trzech żydów. Na bocznicy kolejowej żydzi zsypywali węgiel na usypisko (zwał), a w przypadku podstawienia wagonów ładowali go do nich z tegoż usypiska. Kiedy nie było węgla do transportu sprzątali oni plac kopalniany. Przy transporcie kamienia ich nie zatrudniano.[...]. Na powierzchni w rejonie szybu Leon III około 60 więźniów pracowało przy przeładunku kopalniaków (drzewa) z wagonów kolejowych na wózki kopalniane, w celu zawiezienia tegoż drzewa pod ziemię. [...] To była bardzo ciężka praca.[...] Na powierzchni szybu Leon II, 10 – 15 więźniów pracowało w warsztatach kopalnianych np. w warsztacie ślusarskim i warsztacie elektrycznym.
Ciężkiej pracy więźniów towarzyszył strach, ponieważ w każdej chwili mogli zostać okaleczeni albo zabici przez kapo, albo SS-manów:
Strzeżeni byliśmy przez SS– manów i być może przez członków Werkschutzu. Porządkowaliśmy teren kopalniany, przenosiliśmy z miejsca na miejsce różnego rodzaju materiały, np. szyny kolejowe, węgiel i różne urządzenia. Praca była bardzo ciężka. Musieliśmy wykonywać ją w szybkim tempie, ponieważ wolniej pracujących więźniów bito.
Czasami można było pomóc więźniom na większą skalę, jak to miało miejsce przypadku pracy w tartaku. Zarządzający nim organizowali pracę tak, by zimą mogli się oni ogrzać w budynkach i zjeść przemyconą żywność. Nie tak wyglądała jednak codzienność więźniów, ponieważ byli oni nieustannie nadzorowani przez SS-manów:
Widziałem niejednokrotnie żydów podczas pracy w warsztacie elektrycznym. W kuźni, która stanowiła składową część warsztatów i którą prowadziłem jako mistrz kowalski, pracowało w przeciągu 1944 roku 10 żydów. W kuźni więźniowie – żydzi byli zatrudnieni jako pomocnicy robotników cywilnych. Wykonywali oni tu różne roboty kowalskie i ślusarskie. Zaznaczam, że podczas pracy w kopalni nadzorował ich jeden SS-man. Nikomu nie wolno było z nimi rozmawiać.
Więźniowie mieli swój udział w sabotowaniu pracy kopalni razem z górnikami:
Razem ze mną więźniowie – żydzi wrzucali różnego rodzaju materiały metalowe (np. stemple żelazne, stropnice, kable) do wyrobisk i przywalali je kamieniami. W ten sposób materiały te w stosunkowo dużych ilościach ulegały zniszczeniu.
Nie wszyscy więźniowie mogli korzystać z łaźni kopalnianej, a w podobozie do dyspozycji mieli tylko zimną wodę, w związku z czym nieustannie byli pokryci pyłem węglowym. Wielu więźniów cierpiało z powodu chronicznych owrzodzeń. Niejednokrotnie koniec ich dniówki na kopalni, był końcem ich życia:
Wracali z pracy bardzo zmęczeni, mocniejsi przytrzymywali słabszych pod ręce, niektórzy nieśli na noszach zmarłych lub zabitych w pracy współtowarzyszy.
Priorytetem dla koncernu Herman Göring Werke była budowa elektrowni:
W końcowym okresie przed wyzwoleniem część żydów przebywających w Rydułtowach zatrudniano również poza terenem właściwej kopalni, w jej sąsiedztwie przy budowie elektrowni kopalnianej. [...] Razem z żydami pracowali tam także jeńcy radzieccy. Codziennie na budowę sprowadzano ogółem około 300 więźniów – żydów i jeńców. Tych ostatnich była zdecydowana większość. Wszystkich wykorzystywano przy różnych robotach ziemnych np. plantowaniu placu budowy. Zbędną ziemię więźniowie i jeńcy wywozili w wózkach (kolebach) pchając je po torze wąskotorowym poprowadzonym przez pomost zbudowany nad terenem kopalni (szyb Leon II) w kierunku północnym. W polu, na północ od kopalni wymienieni wyżej robotnicy wysypywali ziemię z wózków jednocześnie plantując nierówności terenowe.
Tekst pochodzi z publikacji „129 dni – podobóz Charlottegrube. Niemieckie zbrodnie w Rydułtowach” autorstwa Katarzyny Chwałek– Bednarczyk. Cała treść książki dostępna jest nieodpłatnie m.in. na stronie internetowej Urzędu Miasta Rydułtowy, Rydułtowskiego Centrum Kultury oraz portalu Nowiny.pl po wpisaniu w wyszukiwarce „129 dni”.