Na wstępie: Gdzie drwa rąbią…
Szymon Kamczyk, Redaktor Naczelny Nowin Wodzisławskich
Często bywam w lesie, w lasach. Także w czyżowickim lesie, do którego zapuszczałem się pieszo już w młodzieńczych latach, odkrywając ciekawe miejsca i podziwiając naszą lokalną przyrodę. Nie dziwi mnie więc oburzenie mieszkańców, którzy bardzo emocjonalnie podchodzą do przerzedzania drzewostanu, jakie w tym miejscu wykonują Lasy Państwowe. Taka „wyrwa” w jednolitej tkance leśnej zawsze nie tylko razi w oczy (patrząc na wystające z gruntu pnie drzew), ale też skłania do refleksji, jak daleko człowiek może się posunąć, aby nie przekroczyć pewnej granicy, która zapewnia status quo naturalnemu środowisku i naszej egzystencji. Z drugiej strony rozumiem leśników, bo od lat miałem z nimi dobre kontakty i pytałem już o wiele kwestii. Pamiętam jeszcze, kiedy jeden z poprzednich nadleśniczych pokazywał mi grubą księgę – plan urządzania lasu. To 10-letni dokument, który reguluje temat cięć i nasadzeń dla różnych miejsc w nadleśnictwie. W nim też zapisuje się obszary o szczególnym znaczeniu, które może nie są formalnie chronione, ale leśnicy wiedzą, że piły tam się nie odpala. Być może takiej cichej ochrony zabrakło w Czyżowicach, a może trzeba przyznać rację leśnikom, że drzewostan ten należało już ściąć, żeby miał on odpowiednią wartość przemysłową? Myślę, że jak by nie patrzeć, tej sytuacji nie da się rozstrzygnąć zerojedynkowo. Każdy będzie mieć swoje racje i będą one uzasadnione.