Chyba idą wybory...
Według ekspertów kampania wyborcza powinna zacząć się na drugi dzień po wyborach. W Polsce ta sytuacja wygląda różnie. Jak zatem rozpoznać czy zbliżają się wybory? Jest kilka elementów, które wnikliwi obserwatorzy sceny politycznej od razu uchwycą i które już się pojawiają. Spróbujmy je zatem krótko scharakteryzować.
SMS-y z życzeniami
Pierwszy z nich dotyczy sms-ów, życzeń, życzliwości, zainteresowania Twoją osobą, oraz innych aktywności, które nagle następuje u różnych radnych, posłów czy innych funkcyjnych osób. Przez cztery czy pięć lat (w zależności od kadencji) tych osób nie zainteresowało Twoje życie, co ciekawe czasem nie odpowiadały też na Twoje smsy czy maile. Nagle jednak życzą Ci udanych świąt i wpisują życzenia urodzinowe na Twoim profilu społecznościowym. Nie brakuje też innych aktywności, jak popularne „lajki” czy komentarze. Problem w tym, że tak naprawdę nie interesuje ich ani Twoje zdjęcie, ani to, co robisz. Jesteś im jednak potrzebny, aby dzięki Tobie zdobyć kilka lub kilkanaście głosów. Strasznie się też cieszą, jeżeli Ty polubisz ich aktywność uznając to za poparcie dla nich samych. Jeżeli zatem dostaniem w nadchodzącym okresie świątecznym życzenia od osoby, która przez cztery lata udawała raczej, że Cię nie zna, to nie zdziw się, że będzie na jakieś liście wyborczej, co potwierdzi pewnie następny SMS, już w gorącym okresie wyborczym, często na dwie godziny przed ciszą wyborczą.
Nerwowość w obozach władzy
Zbliżające się wybory powodują pewną nerwowość i nie ma się temu co dziwić. Wszak 12 czy 20 tysięcy drogą nie chodzi, a umówmy się, że odpowiedzialność nie idzie w parze w wykonywaną funkcją. Pojawiają się zatem różne zarzuty. Niektóre dotyczą obecności danej osoby na zdjęciu, które gdzieś się pojawi, a właściwie pretensji dlaczego jej nie ma. Niektóre zaś skierowane są do zarządów organizacji i dotyczą braku zaproszeń danego radnego, posła czy innej „ważnej” persony na jubileuszu, spotkaniu opłatkowm czy walnym zebraniu. Ten problem znają wszyscy, którzy w takich organizacjach działają. Zazwyczaj takie wymuszanie na danym prezesie zaproszeń, jest odwrotne w skutkach, gdyż o sytuacji powiadomieni są członkowie, którzy mogą niniejszą nachalność odebrać bardzo źle i akurat zagłosować na innego, milszego kandydata.
Martwe profile zaczynają żyć
Nie od dziś wiadomo, że minęły już czasy samego plakatowania. Dla przykładu w 2010 roku był to główny rodzaj prowadzenia kampanii. Plakaty wisiały wszędzie, nawet przy miejskich szaletach, wszak być może człowiek wychodzący z nich łatwiej przyswaja wiedzę. Później przyszła kampania „banerowa”. Banery są już wszędzie podczas wyborów. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, to za chwilę kandydaci do rad dzielnic czy rad sołeckich będą ich również używać. Oczywiście zawsze są ulotki. Te pozostają niezmienne.
Nie można jednak prowadzić kampanii bez mediów społecznościowych. Facebook jest dziś podstawowym narzędziem w kampanii. Jednym z symptomów nadchodzących wyborów jest zatem ożywienie tzw. martwych profili, założonych tylko po to, aby za ich pomocą dojść z informacją w jakiś konkretny obszar. Nagle okazuje się, że jakiś radny czy były radny lub były poseł ma swoje ogórki i pomidory, a inny lubi śledzie i wycieczki akurat po swoim okręgu wyborczym. Inny zaś komentuje i „lajkuje” jedną opcję i jak się później okazuje zupełnie przypadkiem znajduje się na liście tej formacji. Jeszcze inni aktywni są na różnych profilach np.: OSP, gołębiarzy, pszczelarzy i innych organizacji, z którymi czasem nie mieli nigdy do czynienia. Ożywienie martwych profili to kolejny przykład zbliżających się wyborów. Czasem pojawiają się wręcz sytuacje śmieszne i nieplanowane, np. dodana bokiem ulotka wyborcza czy wpisywanie prywatnych wiadomości w komentarzu, który wszyscy widzą. No ale czego się nie robi dla funkcji.
Zmiany wizerunkowe
To również oznaka nadchodzącej kampanii. Oto na spotkanie jubileuszu jakiegoś środowiska, (głównie strażaków, bo na ich przykładzie można się wylansować, wszak to środowisko ma największe poparcie) przychodzi ów delikwent ubrany w nowy garnitur (co od razu widać, bo nie jest jeszcze dopasowany) i oczywiście bardzo interesuje się służbą i pracą, ogólnie wszystkim. Bywa i tak, że jakiś wójt czy prezydent nagle staje się strażakiem i paraduje w mundurze ochotników, robiąc z siebie pośmiewisko (pomijam fakt, że są wójtowie, którzy od lat naprawdę są strażakami, ale to inna bajka). Ludzie widoczni głównie w swetrach, teraz są już w garniturach. Jacyś tacy inni, nowi, już nie zaściankowi. Zainteresowani wszystkim, szczególnie problemami zwykłych mieszkańców i działaczy, dla których po wyborach przez cztery lata mogą nie znaleźć już czasu na spotkanie. No, ale teraz chcą.
Spory i wojny wewnętrzne i zewnętrzne
Konflikty i spory w polityce z punktu widzenia społeczeństwa są bardzo zdrowe. Czasem pokazują, z jakimi osobami mamy do czynienia. Bo jeżeli ktoś na sesji kłóci się o bzdury, które interesują tylko jego samego i dwóch innych urzędników, to sam wystawia sobie opinię. Czym innym są jednak spory w kampanii. Tutaj jest już ostro. Dla przykładu można przytoczyć dwa ostatnie spory z pewnego pięknego powiatu leżącego na południu polski, liczącego około 140 tyś. mieszkańców, składającego się z dziewięciu gmin i autostrady A1. Oto na sesji nastąpił ogromny problem, który był ważny może dla kilku urzędników i samych zainteresowanych. Nie zaproszono pewnego radnego na szkolenie, na którym ogromnie chciał być. Problem był tak wielki, że nawet głos zabrał drugi radny, który nie tylko jest radnym, ale na dodatek starostą. Obaj panowie wyciągali wiele argumentów i wyjaśniali wszystkim swoje racje. Jaki był odbiór społeczny tego wydarzenia? Gdyby nie sytuacja na wschodzie, brak węgla, inflacja i położenie naszego kraju, można by się nieźle ubawić. Niestety w obecnej sytuacji taka sprawa jest raczej żałosna, żeby nie powiedzieć idiotyczna. Kompletne oderwanie od problemów mieszkańców, którzy mają poważne problemy na głowie i nie obchodzi ich wyżej wymienione szkolenie (z jednej strony szkoda, bo udział w nim finansowany jest z ich podatków).
Drugi spór, który się ostatnio wydarzył, dotyczy z kolei pewnego miasta powiatowego, które również położone jest na płaskowyżu rybnickim, pomiędzy Rybnikiem, a Jastrzębiem. Oto prezydent tego miasta apeluje tym razem do władz powiatowych słowami najwyższej rangi. Obudźcie się! – krzyczy w związku z zamknięciem oddziału pediatrii ów włodarz. Dla laika apel jak najbardziej słuszny, ale dla osoby, która na polityce się zna dość dziwny. Wszak osoba odpowiedzialna w zarządzie powiatu za ochronę zdrowia (tzw. resortowa) startowała i dostała się do rady z tego samego środowiska politycznego, co ów włodarz. Jakby tego było mało uczęszcza na spotkania np. z tymi samymi działaczami partyjnymi, co prezydent, a które to spotkania organizowane są w bibliotece. Zatem trzeba się zastanowić, czy zamiast apelu, nie warto się spotkać i porozmawiać z „koleżanką” z politycznej grupy. Może uda się to załatwić. Przy okazji rodzi się też pytanie o odpowiedzialność tej osoby za zaistniałą sytuację. Wszak funkcja w zarządzie powiatu to nie tylko uczestnictwo w zagranicznych wyjazdach w delegacji, ale rozwiązywanie problemów tu i teraz.