Szpital ze sprzętu za 300 tys. korzysta na ćwierć gwizdka. „Wiedzieliśmy, że tak może być”
Przez brakujące odczynniki do testów na obecność koronawirusa w szpitalnym laboratorium w Wodzisławiu Śl. wykonywana jest mała ilość tych badań. – Już na etapie wybierania sprzętu wiedzieliśmy, jak może wyglądać sytuacja w tym zakresie – przyznaje szefostwo lecznicy.
POWIAT Wracamy do sprawy aparatury laboratorium wodzisławsko-rydułtowskiego szpitala, która miała przyspieszyć diagnozowanie pacjentów z podejrzeniem koronawirusa. Przypomnijmy, że podczas listopadowej sesji radni powiatu wodzisławskiego usłyszeli od dyrekcji Powiatowego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej (PPZOZ) w Rydułtowach i Wodzisławiu Śl., że brakuje odczynników do przeprowadzania testów. Okazuje się, że ta sytuacja wcale nie jest zaskakująca dla szefostwa szpitala.
Zamiast 50, tylko 8
Kilka miesięcy temu pracownia mikrobiologii lecznicy wzbogaciła się o analizator i komorę laminarną do molekularnego wykrywania RNA patogenów chorobotwórczych, w tym m.in. wywołujących chorobę Covid-19. Dla szpitala, jak i jego pacjentów aparatura była o tyle istotna, że placówka miała stać niezależna, tak by nie musiała już czekać nawet kilku dni na wyniki próbek testów z zewnętrznych laboratoriów. – Analizator, który posiadamy, nie ma zamienników. Jest tylko jedna firma, która dostarcza odczynniki. Na przełomie lipca i sierpnia otrzymaliśmy od niej informację o ograniczeniu dostaw tych odczynników – mówiła podczas listopadowej sesji zastępca dyrektora PPZOZ-u Anita Wardzyk–Kulińska. Pomimo że laboratorium może wykonywać około 50 testów dziennie, to w związku z zaistniałą sytuacją wykonuje ich zaledwie 8. – Sami wykonujemy badania tylko dla tych pacjentów, którzy muszą otrzymać wynik testu w ciągu godziny. Z kolei wymazy od pacjentów, którzy mogą zaczekać, przekazywane są do laboratorium w Sosnowcu – poinformowała Anita Wardzyk – Kulińska.
Mieli świadomość możliwych problemów
– Już na etapie wybierania sprzętu wiedzieliśmy, że będą problemy z dostarczaniem odczynników – przyznaje nam dyrektor PPZOZ-u Krzysztof Kowalik. – Otrzymywałem sygnały z innych szpitali, które mają analizator tej właśnie firmy, że nie otrzymują takiej ilości odczynników, jaką by chcieli. Niezależnie od tego zdecydowaliśmy się na ten zakup, ponieważ chcieliśmy pozyskać sprawdzone i dobre urządzenie – dodaje. Dyrektor zauważa, że podobne problemy także wystąpiłyby, jeżeli analizator byłby innej firmy. Powód? Ogólnoświatowe duże zapotrzebowanie na testy i odczynniki do nich. Krzysztof Kowalik zapewnia jednak, że analizator tak czy inaczej, spełnia swoją funkcję. – Nie jest tak, że ten sprzęt jest niewykorzystywany. Jeżeli coś się dzieje wśród personelu, czy mamy pacjenta, który wymaga badania w trybie pilnym, to jesteśmy w stanie takie testy zrobić – mówi. – Oczywiście, że chcielibyśmy robić więcej badań. Ale na ten moment sprzęt spełnia swoje zadanie i nasze oczekiwania – podkreśla dyrektor Kowalik.
Były podziękowania i gratulacje
Przypomnijmy, że nowy sprzęt pozwala na oznaczanie nie tylko koronawirusa, ale również innych wirusów, bakterii, a nawet grzybów. Koszt nowej aparatury wyniósł nieco ponad 300 tys. zł. i pokryła go Jastrzębska Spółka Węglowa oraz Fundacja JSW. 15 października pracownię mikrobiologii odwiedzili wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, a zarazem prezes Fundacji JSW Artur Dyczko, senator Ewa Gawęda oraz starosta Leszek Bizoń. Okazją do spotkania była prezentacja analizatora i komory laminarnej. Goście mieli okazję zapoznać się z możliwościami technicznymi sprzętu, a także dowiedzieć się, jak wygląda proces wykrywania obecności nawet śladowych ilości RNA koronawirusa w próbkach pobranych od pacjentów. Była to również okazja do przekazania gratulacji i podziękowań. Wówczas jednak nikt opinii publicznej nie informował, że możliwości aparatury nie będą wykorzystywane w pełni.
(juk)