Zysk niewielu, utrapienie wszystkich
Pokopalniane hałdy stały się zmorą mieszkańców naszego powiatu. Również te, na których od lat nie jest składowany odpad. Dopóki nikt ich nie ruszał, zarastały powoli lasem, były urozmaiceniem pejzażu i nierzadko miejscem różnego rodzaju rekreacji. Do czasu aż ktoś wpadł na pomysł, że hałdy można rozebrać, po to by odzyskać kilka procent węgla, które w sobie kryją, oraz zalegające w zwałowiskach kruszywo. Od kilku lat wszyscy odczuwamy efekty tego legalnego procederu, przez niektórych nazywanego „inwestowaniem”. Są to spore zapylenie powietrza, wzmożony ruch ciężarówek, niszczone i zabrudzone publiczne drogi. Na zarobku kilku podmiotów cierpią mieszkańcy niemal całego powiatu.
PSZÓW, RADLIN, RYDUŁTOWY, SKRZYSZÓW, WODZISŁAW Scenariusz jest zazwyczaj taki sam: dotychczasowy właściciel postanawia pozbyć się nieczynnego zwałowiska. Np. państwowa Spółka Restrukturyzacji Kopalń, do której trafiają nieruchomości niepotrzebne już przemysłowi górniczemu. Oficjalnie SRK chwali się swoją misją: zagospodarowywaniem majątku zlikwidowanych kopalń, rewitalizacją terenów pogórniczych, tworzeniem nowych miejsc pracy. Za tym wszystkim kryje się jednak głównie chęć zbycia niepotrzebnych już górnictwu nieruchomości. SRK zależy na sprzedaży niepotrzebnych nieruchomości nie tylko ze względu na możliwość zarobku, ale także dlatego, że za każdą nieruchomość pozostającą pod jej zarządem, płaci podatek od nieruchomości na rzecz gminy, na terenie której nieruchomość się znajduje. Sprzedaż nieruchomości zdejmuje ten problem z barków SRK. Oczywiście nowy właściciel nie jest instytucją charytatywną i kupuje hałdę żeby na niej zarobić. Zaczyna rozbiórkę zwałowiska, wywożenie i sprzedaż składowanego na nim materiału. Często nazywając to przygotowaniem terenu pod inwestycje.
Był las, mają być inwestorzy. A ludzie zaciskają zęby
Klasyczny przykład takiego działania to dawna hałda KWK 1 Maja, sąsiadująca z ul. Mszańską w Wodzisławiu i Turską w Mszanie. W 2013 r. SRK sprzedała prawie 44 hektary zalesionego zwałowiska. Cena wywoławcza wynosiła 13 mln zł. Ostatecznie kwota sprzedaży spadła poniżej ceny wywoławczej, bo dwa ogłoszone przez SRK przetargi nie przyniosły skutku, ale i tak Spółka zarobiła kilka milionów zł (kwota nie została ujawniona). Tereny położone są mniej więcej w odległości 100-200 metrów od ul. Mszańskiej. W latach 70. ubiegłego wieku znajdowały się tam dwa około 100-metrowe stożki podobne do rydułtowskiej „Szarloty”. Z obu wydobywały się dymy, zapadła więc decyzja o ich częściowym rozebraniu. Teren przykryto grubą warstwą niepalnego kamienia. Pojawiły się drzewa i krzewy. Pod nimi znajdowało się ponad 7,7 mln ton kruszywa (ponad 5 mln ton to materiał możliwy do eksploatacji), a także kilkaset tysięcy ton mułów. Firma z Łazisk Górnych działająca w branży elektroenergetycznej, która zakupiła pokopalniany teren, podjęła się rozbiórki zwałowisk w celu pozyskania skały płonnej. Tereny są przygotowywane do stopniowego podziału, a następnie ich sprzedaży. Od rozpoczęcia rozbiórki mieszkańcy okolicy muszą mierzyć się z przejazdami ciężarówek na hałdę i z powrotem z pozyskiwanym kruszywem. Efekt? Chmury pyłu i brudne drogi. - Najgorzej jest latem - przyznaje Teresa Rybka, przewodnicząca Rady Dzielnicy Wilchwy. Dodaje, że wówczas pył, kurz i brud z drogi osiada na podwórkach okolicznych mieszkańców. Z kolei, kiedy pada deszcz, na drodze pojawia się niebezpieczna dla kierujących maź. - Ponadto jeżdżące z dużą prędkością ciężarówki stwarzają niebezpieczeństwo dla pieszych. Przy ul. Mszańskiej, którą się poruszają, nie ma chodnika - zauważa Teresa Rybka. Przyznaje, że życie przy rekultywowanych pokopalanianych terenach nie jest łatwe. - Ale co mają zrobić osoby, które tam mieszkają? Muszą zacisnąć zęby i jakoś ten czas przetrzymać, choć trwa to już ponad pięć lat – mówi.
Gmina zarobiła i ma nadzieję, że… kłopotów nie będzie
Tyle, że to nie zawsze SRK sprzedaje hałdy. W ubiegłym roku gmina Godów sprzedała 18,6 hektarów dawnej – w dużej pokrytej już drzewami i krzewami - hałdy w Skrzyszowie. To część terenu, który w pierwszej dekadzie tego wieku gmina przejęła od SRK właśnie. Jak wówczas tłumaczono, w zamian za zaległości podatkowe SRK względem gminy. Gmina zamierzała wykorzystać przejęte tereny do sprzedaży pod inwestycje. Od tamtego czasu było kilku zainteresowanych zakupem, ale ostatecznie do transakcji nie dochodziło. Aż do lipca ubiegłego roku. Prawo wieczystego użytkowania 18,6 ha nabyło przedsiębiorstwo Translis z Wieszowej, doskonale znane w naszym powiecie i to raczej z nie najlepszej strony, ale o tym nieco dalej. Gmina Godów na transakcji zwałowiska, w którym znajduje się 6-7% węgla zarobiła prawie 3,4 mln zł. Firma Translis jest właścicielem Zakładu Odzysku Węgla Gwarex w Bukowie, stąd najpewniej hałdę w Skrzyszowie czeka rozbiórka w celu odzysku węgla. Przedstawiciele firmy oficjalnie tego nie potwierdzają. Sądzą tak za to włodarze gminy. Przy czym według nich odzysk ma się odbywać nie w Skrzyszowie, a w innym miejscu. Co i tak oznacza, że tysiące ton kruszywa trzeba będzie wywieźć ze Skrzyszowa. Włodarze gminy nie obawiają się jednak trudności, jakie występują choćby nieopodal, czyli na wspomnianych już Wilchwach. - Hałda znajduje się w oddaleniu od terenów zamieszkałych – mówi Mariusz Adamczyk, wójt Godowa. Dodaje, że z jego informacji wynika, iż właściciel terenu będzie się starał o uruchomienie myjki na hałdzie oraz zamierza utwardzić teren prowadzący z hałdy do drogi publicznej betonowymi płytami. - Po to by ciężarówki nie wyjeżdżały na drogę ubrudzone – mówi wójt. A wyjeżdżać ze Skrzyszowa będą najpierw odnogą ul. 1 Maja biegnącą wzdłuż autostrady A1 (na której obecnie obowiązuje ograniczenie tonażowe do 3,5 tony), a następnie drogą powiatową, najpewniej w kierunku Wilchw i drogi wojewódzkiej.
Miasto syfu
Największe utrapienie mają jednak mieszkańcy Pszowa. Tu jedna hałda – Wrzosy II - jest rozbierana, kolejna – Wrzosy I, największa pszowska hałda o szacowanej pojemności 6 mln ton kruszywa - wystawiona została przez SRK na sprzedaż. – Na dole na terenach po KWK Anna mamy sortowanie i przerzucanie ton węgla, raczej nie pochodzącego ze zwałów kopalnianych, u góry na hałdzie rozbiórkę i jej eksploatację. Kiedyś w Pszowie mieliśmy kopalnię gdzie wydobywano węgiel z podziemi, a teraz mamy pseudokopalnie odkrywkowe. Trudno tu o zachowaniu przepisów ochrony środowiska, ale pomimo naszych zgłoszeń i wniosków odnosimy wrażenie, że instytucje powołane do kontroli czy nadzoru nad ochroną środowiska, prawem budowlanym i zgodnością takiej działalności z prawem, być może i działają jednak od roku mieszkańcy miasta tych działań nie zauważają. A ta szkodliwa dla miasta i jej mieszkańców działalność trwa w najlepsze – komentuje Piotr Kowol, wiceburmistrz Pszowa. Także opinie mieszkańców Pszowa są jednoznaczne – wszyscy mają dość brudu i pyłu. - Wystarczy się przejechać ulicą Traugutta i zobaczy pan to całe błoto. My to mamy na autach, na butach. Proszę zobaczyć na chodniki, całe zabrudzone – mówi pan Jan, mieszkaniec os. Tytki. W podobnym tonie wypowiadają się inni mieszkańcy. - Wszyscy tu mamy dość syfu. Raz widziałam zamiatarkę, która czyściła drogę. Jak nie pył w lato, to takie błoto w zimie. To miasto tonie w brudzie przez auta z hałdy – mówi mieszkanka os. Grunwaldzkiego. Jak poinformował na lutowej sesji Rady Miasta wiceburmistrz Piotr Kowol, w styczniu po kontroli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska na terenie rozbieranej hałdy, 31 stycznia 2020 r. na właściciela terenu nałożono karę w wysokości 200 tys. zł za bezprawne przetwarzanie odpadów na tym terenie. Jak zwracają uwagę mieszkańcy, w wyniku rozbiórki hałda miała znikać, a tymczasem... znów rosną zwały kruszywa, które przywożone jest na ten teren ciężarówkami. Dlatego WIOŚ przeprowadził ponowne oględziny wraz z policją. Ustalono, że nic się nie zmieniło, a prowadzona działalność nadal przebiega bez wymaganego zezwolenia. Zarządzono więc kolejną kontrolę, której termin jeszcze nie jest znany.
Porządek po reakcji służb
Działalnością na hałdzie w Pszowie zajmuje się przedsiębiorstwo Translis. To firma, która zajmuje się m.in. handlem kruszywami i węglem. Firma od 2017 r. jest 100% udziałowcem spółki Gwarex, która posiada zakład odzysku węgla i hałdę w Bukowie. To kolejne miejsce, w którym mieszkańcy mają dość sąsiedztwa hałdy. Głównie przez dojeżdżające i wyjeżdżające z hałdy ciężarówki. Kilka tygodni temu pisaliśmy o tym, że wyjeżdżające z Gwarexu tiry niesamowicie brudzą drogę wojewódzką 936. Błoto i szlam na jezdni ciągnęły się od Bukowa aż do Syryni, stwarzając spore zagrożenie dla kierowców mniejszych aut. Dopiero po naszej i mieszkańców interwencji do bardziej zdecydowanych działań przystąpiły służby – Policja i Inspekcja Transportu Drogowego – i sytuacja uległa poprawie. Kierowcy ciężarówek zaczęli przed wjazdem na drogę myć swoje auta. Nawet po zakończeniu wzmożonych kontroli, jak sprawdziliśmy sami, ciężarówki z Gwarexu wyjeżdżają czyste. – To prawda sytuacja uległa znacznej poprawie – mówi Stanisław Zuch dodając, że to być może również efekt częstych patroli policji. – Znacznie częstszych niż dawniej – mówi sołtys. Tyle że zabrudzone drogi nie były jedynym strapieniem mieszkańców niewielkiego Bukowa. – Mamy tu ten sam problem, jak sąsiedzi innych hałd, na których prowadzona jest działalność, czyli spore zapylenie – mówi sołtys Zuch.
Rekultywacyjne utrapienie
Problemy sprawia również górująca nad Radlinem stara hałda, której właścicielem jest KWK ROW Ruch Marcel. Choć ich przyczyny są innego rodzaju niż w przypadku Pszowa czy Wilchw. Od około dwudziestu lat rozbiórką i rekultywacją hałdy zajmuje się marklowicka spółka Barosz-Gwimet. Działania firmy polegają przede wszystkim na eliminacji zapożarowania hałdy, a co za tym idzie eliminacji emisji groźnych gazów, które pochodzą z beztlenowego spalania odpadów pogórniczych. Przewidywany termin zakończenia rekultywacji to 2021 r. W czasie wieloletniej pracy firmy z hałdy zostało wydobytych ponad 11 mln ton gorącego odpadu. W efekcie poziom zapożarowanego terenu zmniejszył się z 13 do 2,6 ha, co pozwoliło na zasadzenie tam 67 tys. sztuk drzew. Mieszkający w okolicy pokopalnianego pagórka radlinianie muszą się jednak zmagać z przykrymi konsekwencjami prowadzonych tam prac. Niejednokrotnie zdarza się, że nad zwałowiskiem pojawiają się czarne lub czerwone chmury pyłu. Wówczas podwórka pokrywają się warstwą ciemnego kurzu. - Pył osiada dosłownie wszędzie. Jest na naszych akcesoriach ogrodowych, na samochodach, na trawie, czy elewacjach domów - mówi pani Halina, mieszkanka osiedle przy ul. Kostki-Napierskiego. Dodaje, że niegdyś urokliwa okolica, przy której mieszka, już dawno przestała być zieloną ostoją ciszy i spokoju. Radlinianie obawiają się jednak przede wszystkim konsekwencji zdrowotnych wdychania pyłów. - Boimy się o swoje zdrowie. Nie dość, że zimą truje nas smog, to latem dobija nas ta hałda. Przecież my ten pył wdychamy! Już szczypią nas oczy, mamy suchy kaszel, potęgujące alergie - mówi pan Jerzy. W efekcie wzmożonych skarg mieszkańców, jak również monitów ze strony radlińskich włodarzy Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach w trzech miejscach zainstalował próbniki punktów pomiaru opadu pyłu, które określą jakość powietrza w sąsiedztwie hałdy. Zakończenie pomiarów, które prowadzone są od końca listopada zeszłego roku, zaplanowano na przełom maja i czerwca.
Wokół Szarloty spokój?
Hałda stała się nieodłącznym elementem krajobrazu również w Rydułtowach. Mowa oczywiście o Szarlocie, której stożek jako zabytek jest chroniony odpowiednimi zapisami. W pobliżu znajdują się jednak mniejsze hałdy, ale mieszkańcy na razie nie mogą narzekać na uciążliwości. Rozbiórka części hałdy odbywa się na miejscu, bez kruszenia materiału. - F.U.H.B. Marbud Sp. z o.o. posiada zezwolenie Starosty Wodzisławskiego z sierpnia 2019 r. na przetwarzanie w procesie odzysku poza instalacjami i urządzeniami odpadów pochodzących z części zwałowiska przy szybie Leon II KWK ROW Ruch Rydułtowy. Zgodnie z ww. decyzją odzysk odpadów oficjalnie polega na oględzinach, sprawdzeniu, selektywnej eksploatacji nasypów zwałowiska i wykonaniu badań laboratoryjnych, w ramach którego odpady będą służyły użytecznemu zastosowaniu poprzez zastąpienie innych materiałów. W prowadzonym procesie przetwarzania nie są wykorzystywane urządzenia lub instalacje krusząco-sortujące – informuje Marcin Połomski, burmistrz Rydułtów. Obecnie burmistrz prowadzi postępowanie dla wydania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych dla przetwarzania odpadów wydobytych ze zwałowiska. - Zgodnie z przedłożoną przez inwestora dokumentacją wydobywane ze zwałowiska kruszywo ma być skierowane do instalacji mechanicznego przetwarzania odpadów – dodaje Marcin Połomski. Artur Marcisz, Justyna Koniszewska, Szymon Kamczyk