Na wstępie Artur Marcisz Redaktor Naczelny Nowin Wodzisławskich
Kichają w Arabii, katar będziemy mieć my
Jadąc rano samochodem do pracy, w radiu usłyszałem wiadomość, że atak dronów na saudyjskie instalacje naftowe, może uderzyć mocno w kieszeń polskiego Kowalskiego. I to nie tylko tego zmotoryzowanego, bo to przecież oczywiste, ale też tego, który ogrzewa dom gazem.
Po ataku na instalacje naftowe w dalekiej Arabii Saudyjskiej rosną ceny ropy. A z nimi również ceny gazu ziemnego. W tym również tego „polskiego”, który trafia do nas z Rosji gazociągiem Jamał. Dlaczego?
Arabia Saudyjska wypuści na rynek przez następne kilka tygodni, a może nawet miesięcy mniej ropy. Przy niezmiennym na nią popycie wzrośnie jej cena, niezależnie od tego czy wydobywana jest w Arabii, Rosji czy Wenezueli. A tak się składa, że cena gazu ziemnego kupowanego przez Polskiego Górnictwo Naftowe i Gazownictwo powiązana jest z cenami ropy. Jak rośnie cena ropy, to rośnie cena gazu. Sami gazu produkujemy śladowe ilości, skazani jesteśmy na dostawy z zewnątrz, obecnie z Rosji, za chwilę w większym stopniu z USA czy innych krajów. Politycy mówią o dywersyfikacji źródeł gazu, po to by nie być zależnym od jednego producenta. Dla Kowalskiego oznacza to, że rośnie szansa na to, iż nie zostanie on pozbawiony gazu. Zarazem jako kraj nie mamy pełnego wpływu na to, jaką cenę za ten gaz Kowalski zapłaci. O tym jakoś rzadko się mówi, namawiając ludzi na „błękitne paliwo”. Mówi się jedynie o tym, że jest ekologiczne. To niezbyt pełny obraz. Trochę jak w reklamie, gdzie mówi się chętnie o zaletach. I milczy o wadach.