Naukowcy znaleźli niebezpieczne rośliny
Gmina Mszana jest jedyną gminą w Polsce, na terenie której zidentyfikowano wszystkie gatunki roślin inwazyjnych i która ma stworzony plan walki z nimi
MSZANA Plan powstał w ramach projektu Invaro, realizowanego przez Główny Instytut Górnictwa wspólnie z Uniwersytetem Technicznym w Ostrawie i Wyższą Szkołą w Bańskiej.
Celem projektu była poprawa ochrony rodzimych ekosystemów na terenach transgranicznych oraz podniesienie świadomości mieszkańców i samorządów lokalnych związanych z występowaniem roślin inwazyjnych. Badania przeprowadzono na terenie dwóch gmin: Mszany w Polsce i Orlovej w Czechach. Ich wyniki zaprezentowano mszańskim radnym.
Na terenie gminy Mszana naukowcy zidentyfikowali kilkanaście gatunków roślin inwazyjnych, w większości niegroźnych dla człowieka, aczkolwiek wypierających rodzime gatunki. Wśród nich znajdują się m.in. dąb czerwony, klon jednolistny czy robinia akacjowa. Te akurat są mnie szkodliwe. Naukowcy wytypowali jednak sześć najbardziej dokuczliwych roślin inwazyjnych. Są to dwa gatunki nawłoci, dwa gatunki niecierpka, rdestowiec ostrokończysty i barszcz mantagezyjski. Ten ostatni to bliski krewny barszczu Sosnowskiego. Pochodzi z Kaukazu, jest niebezpieczny dla zdrowia. Kontakt z nim może powodować oparzenia skóry. Ponadto niektóre substancje zawarte w olejku eterycznym, jaki wydziela ta roślina mają właściwości rakotwórcze a także teratogenne, co oznacza, że mogą wpływać na powstanie wad genetycznych płodu. Naukowcy znaleźli stanowisko tej rośliny w Gogołowej, nieopodal boiska i placu zabaw. - Stanowisko zostało zlikwidowane, ale konieczny jest jego monitoring – powiedział Paweł Olszewski, który z ramienia GiG przedstawił mszańskim radnym efekty badań.
Kolejną rośliną sprawiającą spore kłopoty jest rdestowiec. Na terenie gminy nie jest go dużo, czym naukowcy byli zaskoczeni, bo jest to gatunek bardzo inwazyjny. Skoro jeszcze się nie rozplenił, to tym bardziej warto zwrócić na niego uwagę. - Rdestowiec jest katastrofą dla rodzimej roślinności dolin rzecznych, którą wypiera całkowicie – mówił Olszewski. Na ograniczenie rodzimej flory wpływają również wspomniane niecierpki i nawłocie.
Olszewski przekonywał, że skoro gmina w ramach projektu otrzymała za darmo plan działań, dotyczący walki z roślinami inwazyjnymi, to warto wprowadzić go w życie. Tym bardziej, że koszty na tym etapie są stosunkowo niskie. - Walka z barszczem na terenie gminy to koszt do 1000 zł – stwierdził Olszewski, przekonując, że warto te pieniądze zainwestować. - Są gminy, gdzie problem został zlekceważony. W gminie Łodygowice na Żywiecczyźnie nie wiedzą obecnie jak sobie poradzić z barszczem, bo tak się rozplenił – przestrzegł ekspert GiG-u. Wskazał sześć zadań jakie musiałby wykonać gmina, by ograniczyć występowanie roślin inwazyjnych. Cztery z nich polegają na mechanicznej likwidacji roślin inwazyjnych, kolejne na edukacji mieszkańców, młodzieży i turystów. Ostatnie na monitoringu stanowisk, na których wytępiono rośliny.
Wójt Mirosław Szymanek stwierdził, że trzeba będzie pochylić się nad realizacją planu. - Po pierwsze, żeby robota Instytutu, związana z opracowaniem planu nie poszła na marne. Po drugie po to, byśmy nie stworzyli sobie takiego problemu, jaki mają dziś w Łodygowicach – powiedział wójt Mszany. (art)