Na wstępie Artur Marcisz Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Nasze drogie śmieci
Zastanawiam się, gdzie znajduje się nasza granica wytrzymałości, dotycząca opłaty śmieciowej. We Francji wystarczyły 4 eurocenty podwyżki paliw, by krajem wstrząsnęła fala barbarzyńskich protestów, które degradują wizerunek tego kraju. Tymczasem w naszym kraju stawki odbioru śmieci rosną co roku o kilka złotych! Absolutnie nie namawiam do dewastowania z tego powodu własnego kraju. Ktoś po prostu musi opanować galopujące wzrosty cen.
W Gorzycach zaproponowana stawka, której gmina nie wzięła przecież z sufitu, a po prostu przeliczyła na mieszkańca propozycję firmy komunalnej, wynosi 22,5 zł. Nie podejrzewam również, by firma wymyśliła cenę na kolanie. W innych gminach skala wzrostów jest niemal identyczna. Stąd coraz częściej słychać głosy, że władza centralna musi coś z tym problemem zrobić. Ta na razie zdaje się problemu nie dostrzegać.
Jest też druga strona medalu. Jako społeczeństwo produkujemy dużo śmieci. Nie miejsce tu pisać o konsumpcyjnym stylu życia, w którym kupuje się coraz więcej, i oczywiście wyrzuca coraz więcej. Ale przy rosnących stale stawkach za odbiór śmieci, coraz więcej osób uważa za absurdalne rozwiązanie polegającego na tym, że wszyscy płacimy tyle samo, nieważne czy oddaje się 50 kg śmieci miesięcznie czy 200 kg. Pachnie to zwykłą niesprawiedliwością. Dopóki stawki były stosunkowo niskie, takie głosy były rzadkie. Dziś słychać je coraz częściej.
Tyle, że autorzy obecnie funkcjonującego systemu i panujących w nim zasad odpowiedzą, że nie można uzależniać wysokości stawek od tego, kto ile śmieci oddaje. Dlaczego? Bo nagle się okaże się, że śmieci zamiast w kubłach lądują np. w przydrożnych rowach lub lasach. I koło się zamyka.
Nasza pomysłowość nie zna granic i dociskani po kieszeni ludzie prędzej czy później zaczną szukać sposobów zaoszczędzenia na opłacie. U nas wybuchu niezadowolenia takiego jak we Francji na szczęście raczej nie będzie. Zacznie się kombinowanie.