Burza po badaniu jakości sprzedawanego klientom indywidualnym opału
Szerokim echem odbił się raport Polskiego Alarmu Smogowego (PAS), dotyczący jakości węgla sprzedawanego w składach opału na Śląsku i w Małopolsce. Z raportu wynika, że często klienci kupują opał niskiej jakości o znacznie zawyżonej cenie. Raport skrytykowała Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW), wskazując na to, że badanie zostało przeprowadzone z użyciem błędnej metodologii.
ŚLĄSK Polski Alarm Smogowy sprawdził 15 składów. Pod uwagę wziął dopuszczone uchwałami antysmogowymi sortymenty opału, najchętniej kupowane przez klientów indywidualnych, czyli węgiel orzech, eko-groszek i miał. Analizę próbek przeprowadziło akredytowane laboratorium Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu. Sprawdzano m. in. zawartość siarki, popiołu, wilgotność i kaloryczność węgla.
W 14 z 15 składów sprzedawcy potrafili określić wartość opałową sprzedawanego paliwa, w 1 przypadku sprzedawca nie potrafił określić tej podstawowej wartości. Po przebadaniu okazało się jednak, że aż w 8 przypadkach na 14, wartość energetyczna była w rzeczywistości niższa niż to, co podawali sprzedawcy, a więc to, za co zapłacili klienci. W przypadku najgorszej z próbek – jednego z miałów węglowych - różnica wyniosła aż 20%. To oznacza, że klient, wydając na zakup takiego opału 1000 zł, w rzeczywistości otrzymywał towar warty 800 zł. Ponad połowa próbek spełniała dość wymagające kryteria jakościowe. Na 15 przeanalizowanych próbek, 11 miało bardzo niską zawartość siarki (poniżej 0,8%.) i dość niską zawartość popiołu (poniżej 10%.) czy wilgoci (poniżej 12%.), a więc spełniało kryteria. Były jednak i takie próbki opału, w których zawartość wilgoci czy popiołu sięgała aż 20-30%. Inicjatorzy badania tłumaczą, że taki węgiel powinien bezwzględnie zostać wycofany z obrotu na rynku detalicznym i to nie tylko ze względu na negatywny wpływ na powietrze. Należy też uzmysłowić sobie, że kupując tonę węgla o wilgotności np. 30%, tak naprawdę płacimy za 700 kg czystego węgla i 300 kg wody, która zarazem pogarsza wartość opałową węgla.
Zła metodologia
Raport PAS spotkał się z ostrą krytyką Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. IGSPW zarzuca PAS, że badanie miało ukazać sprzedawców węgla w jak najgorszym świetle i że posunięto się w nim do oszustwa oraz manipulacji faktami. – Celem badania, jak nietrudno się domyślić było ukazanie sprzedawców węgla w jak najgorszym świetle w przededniu procedowania przez sejm ustawy o normach jakości dla węgla - zaznacza Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla w piśmie otwartym, zamieszczonym na stronie internetowej Izby. - Po pierwsze, aby wynik badania był statystycznie istotny, próby muszą być pobrane zgodnie z wypracowanymi przez środowisko naukowe normami (jak np. powszechnie stosowana Polska Norma PN-G-04502:2014-11 lub też norma międzynarodowa PN-ISO 18283:2008). Wynika to z ziarnistej struktury węgla i faktu, że właściwości węgla potrafią w istotny sposób zmieniać się nawet w obrębie tej samej ściany - podkreśla Horbacz.
Wskazuje przy tym, że na przykład dla węgla w granulacji orzech, przy założeniu, że na składzie jest hałda 25 t, należałoby pobrać (zgodnie z Polską Normą) minimum 16 próbek pierwotnych o masie 4,8 kg każda (równomiernie rozmieszczonych w obrębie hałdy), czyli 76,8 kg. Dla ekogroszku w granulacji 5-25 mm minimum 16 próbek pierwotnych o masie 1,9 kg każda (równomiernie rozmieszczonych w obrębie hałdy), czyli 30,4 kg. - Tak niewielkie próby, jakie zostały pobrane, są niereprezentatywne w stosunku do partii paliwa, z których pochodzą, a tym samym wyniki badań są niemiarodajne i zmanipulowane, wobec czego pochopnie ogłoszony komunikat o złych praktykach składów węgla powinien zostać przez Polski Alarm Smogowych zdementowany, a branża publicznie przeproszona, na co bardzo liczymy - uważa Horbacz. Podkreśla też, że ze względu na dużą niepewność pomiaru podczas pobierania próbek ze zwału, pobieranie to powinno zostać wykonane przez wykwalifikowany personel, najlepiej pracujący w akredytowanym podmiocie lub posiadający odpowiednie przeszkolenie.
„Kowalski” nie kupuje węgla metodami laboratoryjnymi
Do zarzutów Łukasza Horbacza odniósł się Andrzej Guła, prezes Katowickiego Alarmu Smogowego. - Zarzuty Pana Prezesa Horbacza dotyczą przede wszystkim metodologii i tego, że była niewystarczająco naukowa. Tymczasem ta została celowo wybrana w taki sposób, by pokazać sytuację przeciętnego „Kowalskiego”, który udaje się do składu z opałem, by zaopatrzyć się na zimę. Pobieraliśmy pojedyncze próbki węgla, a nie 16 próbek każdej hałdy, ponieważ „Kowalski” kupując tonę węgla, także otrzymuje to, co akurat uda się pobrać, a nie 16 próbek po 62,5 kilograma każda. Najczęściej węgiel, który badaliśmy, był sprzedawany w workach po 25 kilo – dotyczy to miału i groszku. Dokładnie w takich samych workach węgiel nabywa przeciętny „Kowalski”. Takie podejście miało pozwolić sprawdzić, czy jest problem i w razie potrzeby go zasygnalizować. Okazało się, że taka potrzeba istnieje, ponieważ bardzo źle funkcjonuje system informowania o jakości towaru, a raczej w ogóle go nie ma. Mamy bowiem poważny problem natury systemowej, który powoduje, że przeciętni klienci często dostają towar gorszy niż ten, za który płacą. System, w którym opłaca się być nieuczciwym, trzeba zmienić – uważa Guła. Słowa Guły potwierdzają nasi czytelnicy. Niedawno do naszej redakcji zgłosiła się zdenerwowana mieszkanka Raciborza. – Dokupiłam 2 tony węgla na jednym ze składów w Raciborzu. Przywieźli mi go, wyładowali. Dopiero jak odjechali zorientowałam się, że węgiel jest cały mokry, choć dzień był suchy, nie padało. Dotarło do mnie, że polano go, żeby był cięższy - mówi nasza czytelniczka. (art)