Kiedyś się śmiali, dziś patrzą z uznaniem
Nowy rok, nowe postanowienia. Niektórzy chcą schudnąć, inni więcej podróżować, jeszcze kolejni zmienić pracę. Andrzej "Gardian" Gardyanczyk z Rydułtów wyznaczył sobie inny cel - zamierza nagrać płytę. Z tekstami, które są zapisem jego przeżyć.
RYDUŁTOWY Będąc małolatem, zaczął fascynować się hip hopem. – Muzykę lubiłem od zawsze, słuchałem różnych gatunków. Kiedy byłem w gimnazjum, hip-hop pojawił się w moim życiu na dobre – mówi Andrzej „Gardian” Gardyanczyk z Rydułtów.
Do działania pchnęła go rówieśnicza rywalizacja. - Jeden z kumpli miał zajawkę rapem. Podobało mu się to i napisał tekst. Zaprezentował go nam w szkole. Stwierdziłem, że pod ten sam podkład mogę zrobić to lepiej. Tak powstał mój pierwszy kawałek - wspomina Gardian.
Pierwszy: ważny i poważny
W swoim pierwszym kawałku Gardian zmierzył się z poważnym tematem - śmiercią. „Dla motocyklisty, który zginął” - tak brzmi tytuł utworu. Nagrał go w domu. Wystarczył mu mikrofon i laptop. - Motocykle są moją pasją. Tak samo ważną, jak hip-hop. Niestety, jeden z moich kolegów zabił się na motorze. Nie ujawniam w tekście, który to kolega i co dokładnie się stało. Z szacunku. Nie chciałem urazić jego rodziny. Ale jest to jego historia - tłumaczy Andrzej Gardyanczyk.
Pierwszym odbiorcą twórczości Gardiana był jego ojciec. - Usłyszał i powiedział o tym mojemu bratu. Brat też posłuchał i powiedział, że jest to dobre, że mam coś z tym zrobić. Wrzuciłem więc kawałek do sieci. Jedno „polubienie”, drugie „polubienie” i tak coraz więcej osób zaczęło interesować się tym, co robię - przyznaje mieszkaniec Rydułtów.
Reakcje znajomych
Dzisiaj Gardian sam uważa, że pierwszy utwór był słaby. - Tandeta - mówi wprost. Ale wówczas kawałek bardzo mu się podobał. Był z siebie zadowolony. Nieco inaczej zareagowali jednak znajomi. - Początek był taki, że wiele osób się śmiało. Przyznam, że zdołowało mnie to - wspomina. Krytyka, która z jednej strony ciągnęła w dół, z drugiej strony napędzała jednak do działania. - Wciągnęło mnie. To jest tak, że słyszę nowy bit, to chcę tworzyć. Nie analizuję tego. Samo „się pisze” - wyjaśnia.
Jest inaczej
Przez ostatnie 4 lata Gardian napisał około 50 kawałków. Część nagrał w studiu w Rybniku. - Nie jestem profesjonalistą, ale się rozwijam. Różnica jest kolosalna. To, co teraz nagrywam, jest technicznie zdecydowanie lepsze. Teraz nawet ci, którzy się śmiali, mówią, że im się podoba. Chociaż jestem pamiętliwy, to ten ich doping mnie motywuje - podkreśla mieszkaniec Rydułtów.
Ważne słowa
Teksty Gardiana mają związek z tym, co go otacza. Zraniona miłość, pasja do motocykli, relacje rodzinne. Porusza trudne dla niego tematy. Nie pisze o imprezach czy codziennych przyjemnościach. - Otwieram się. O to chodzi w rapie. Po co miałbym pisać o czymś, co nie jest prawdą i co nie jest ważne. Wolałbym wcale - mówi. Szczególne znaczenie ma dla niego kilka tekstów. Na przykład „Miałem nie wracać” to jego historia. Miał wypadek na motocyklu, po którym się pozbierał. - Napisałem też dla mojej zmarłej mamy. W pewnym stopniu miało to wartość terapeutyczną. W poruszaniu tego rodzaju tematów trudne jest to, że nie wiadomo, jak moje słowa zostaną odebrane przez innych. Podam przykład. Obecnie mam dziewczynę. Kiedy piszę o byłej, zranionej miłości, nie wiem, jak moja dziewczyna się z tym poczuje. Na płycie znajdą się też numery o tym, że w życiu mojego ojca był kiedyś alkohol. Rodzina, sąsiedzi i znajomi wiedzieli o tym problemie. Ale inni ludzie? Ktoś może pomyśleć „patologia”, ale przecież nie o to w tym chodzi - mówi stanowczo.
Płyta
2018 rok ma być dla Gardiana szczególny. Zamierza nagrać płytę. Mają się na niej znaleźć zupełnie nowe kawałki. - Ta płyta to ma być mój krok naprzód. Chce się rozwijać. Nie dla kasy, bo o tym nawet nie myślę. Chcę być po prostu coraz lepszy i prawdziwy w tym, co robię - puentuje. (mak)