Recepty na dobre i odpowiedzialne życie
Rozmowa z ks. dr hab. Arkadiuszem Wuwrem, który 3 listopada został wyróżniony tytułem Gorzyckiej Perły
Czym jest dla księdza wyróżnienie Gorzycką Perłą?
– Przede wszystkim wielkim zobowiązaniem, bo zdaję sobie sprawę, że moje zasługi dla Turzy, dla tej ziemi są niewielkie w porównaniu z tymi osiągnięciami, które mają na swoim koncie wcześniejsi laureaci tego wyróżnienia. Traktuję to wyróżnienie jako zwrócenie uwagi na to, jak bardzo kocham tę ziemię, docenienie tego, że staram się na rzecz tej ziemi działać. Jest to też wyznaczenie kierunku i zadanie dla mnie, by promować tę ziemię, ludzi i uczyć też lokalnego patriotyzmu, bo nie ma piękniejszego miejsca na ziemi, niż to, w którym się urodziliśmy i wzrastaliśmy.
Powiedział ksiądz podczas swojego przemówienia, że najpierw uczył się jak dobrze żyć, a teraz sam uczy tego, jak dobrze żyć, jak budować dobry dom. Jaka jest ta recepta?
– Ja jestem przekonany, że nie można dać tego, czego się nie ma, bo wtedy prędzej czy później wyczują w nas fałsz. Najpierw więc trzeba się samemu nauczyć i samemu się ćwiczyć w tym, co się później chce przekazywać innym. To jest dewiza, która towarzyszy mi od początku, w zasadzie od domu rodzinnego. Nawiązując do tego budowania domu to myślę, że każdy na swój sposób buduje dom. Przyszłość należy do tych, którzy są zakorzenieni. Wagabundzi już w średniowieczu byli uważani za tych, którzy nigdy nie będą szczęśliwi, bo przenoszą się z miejsca na miejsce. Seneka mówił, że jeśli ktoś nie jest zakorzeniony, to tak jakby się nieustannie wiercił w łóżku w poszukiwaniu dobrej pozycji do spania i zawsze będzie niezadowolony, będzie taki nie na miejscu. Budowanie domu to jest takie zadanie życia. Budujemy ten dom w rodzinie, w pracy, w posłudze takiej jak moja, czyli w posłudze kapłańskiej.
Czasem można dom postawić według wszelkich prawideł sztuki architektonicznej. Ale jest on zimy. To tak jakby postawić prawidłowo komin, w którym nie ma cugu. Cała sztuka życia polega na tym, żeby zbudować dom, który jest ciepły. Mówiąc obrazowo, to taki dom, do którego jedzie się przez dziesiątki tysięcy kilometrów, żeby spędzić święta z najbliższymi. Nie jest to łatwe. Zadanie, które sobie postawiłem już dość dawno, jest takie, żeby w tych miejscach, w których jestem, do których Pan Bóg mnie posyła, uświadamiać to ludziom i pomagać im w budowaniu więzi. Bo taki dom buduje się na więziach, na relacjach, które łączą. To widzę jako takie swoje wielkie zadanie i jeśli zostało ono w jakiś sposób docenione, to bardzo się z tego cieszę.
Wspominał ksiądz o przodkach z Siedmiogrodu.
– W dzisiejszych czasach, kiedy mamy myślenie i pamięć chwilową, czyli od wydarzenia do wydarzenia, zanikło w nas takie umiejscowienie siebie w przestrzeni czasowej, tzn. że my jesteśmy tu i teraz, pomiędzy przeszłością a przyszłością. Zwykle przeszłość traktujemy tak, jakby w ogóle nie była dla nas ważna, a o przyszłości myślimy jedynie w perspektywie jakichś korzyści czy urlopu, który się tam gdzieś szykuje. A przecież pamięć o tym, co było, jest ważna, historia jest nauczycielką życia. Historie naszych przodków są przecież przepiękne, nadają się na scenariusz filmowy do Hollywood. I dzieją się tuż obok. Dlatego też kolejną sprawą, którą staram się zaszczepiać w ludziach, jest ważność każdego życia, umiejętność dostrzegania piękna w szczególe, w drobnym fragmencie życiorysu, ułamku jakiegoś wydarzenia. Dostrzegam to właśnie w historii mojej rodziny. Bardzo jestem ciekaw, skąd się wziąłem, ile pokoleń pracowało, cierpiało, kochało na to żebym mógł być. Dla mnie jest to bardzo cenne i wydaje mi się, że rodzi taką postawę wdzięczności. Jeśli ktoś jest wdzięczny, to znaczy, że dostrzega dobro. Wdzięczność się rodzi w odpowiedzi na dobro. Jeśli uważamy, że zostaliśmy obdarowani dobrem przez ludzi, Pana Boga, lub jak kto woli przez los, to wtedy ta wdzięczność pomaga nam żyć radośniej.
W swoich pracach naukowych dotyka ksiądz teologii w polityce. Czy te dwie dziedziny da się połączyć? Jest ksiądz kapelanem Związku Górnośląskiego, który jak wiemy, jest współtwórcą Śląskiej Partii Regionalnej.
– To ostatnie budzi zresztą bardzo wiele sporów i dyskusji wewnątrz samego Związku Górnośląskiego. A wracając do pytania. Nie jest łatwo godzić w sobie wrażliwość i wiedzę socjologa i teologa. To dwie dziedziny, które do siebie jakby nie przystają. Natomiast jeśli w jakiś sposób uda się to połączyć, to zyskuje się pewien nowy wymiar. Ja to widzę tak, że zadanie Kościoła w polityce polega nie na komentowaniu bieżących wydarzeń, ale tworzeniu takiej ponadperspektywy. Polega to na tym, że my czasem w tych sporach politycznych, wyborczych i powyboryczych jesteśmy tacy jak ci, którzy są blisko ziemi, widzą jakiś fragment rzeczywistości. Kościół pozwala jak balonem unieść się w górę, przez co można zobaczyć całą, szeroką perspektywę, czyli jak to wszystko wygląda, do czego prowadzi. W takim wymiarze staram się godzić teologię i politykę.
– Pytanie, jak daleko Kościół może wchodzić w politykę.
Rozumiem intencję pytania, czyli zarzut, że Kościół miesza się do polityki. I tak bywa. W każdym środowisku znajdziemy ekstremalne sytuacje. Natomiast bardzo fajnie na ten temat wypowiedział się papież Benedykt XVI: polityka sama z siebie, nie jest w stanie wytworzyć wartości, na które się powołuje. One są jakby poza nią. Chrześcijaństwo, Kościół stwarza wokół polityki taką przestrzeń wartości. Polityka zajmuje się pracą, działaniem, a Kościół, teologia, to jest to powietrze, dzięki któremu ta polityka może oddychać. Jeśli proporcje są zachowane to wtedy mamy i autonomię polityki i spełnianie misji Kościoła.
- Z czym jest problem, zwłaszcza w Europie Zachodniej, której rządy od teologii chrześcijańskiej coraz wyraźniej się odcinają.
Z tym zawsze był problem, bo zawsze był albo cezaropapizm, sojusz ołtarza z tronem, albo odwrotnie, nienawiść. Kiedyś zapytano Karola Wojtyłę, to był rok przed jego wyborem na papieża, czy to jest sens, żeby Kościół wypowiadał się na tematy społeczne i polityczne. I on wtedy odpowiedział tak: to jest tak samo jakby zapytać, czy jest sens głosić dziesięcioro przykazań. Od kilku tysięcy lat głosimy: nie zabijaj, nie kradnij, czcij Boga, a są ludzie, którzy i tak je przekraczają. Należy zastanowić się, jaki byłby świat bez szaleńców, którzy wciąż te przykazania głoszą. Czasem jest to wołanie proroka na pustyni. W metaprzestrzeni nie ma miejsca na oczekiwanie natychmiastowych owoców. One przychodzą czasem po pokoleniach. Historia katolickiej nauki społecznej pokazuje, że determinacja jednych ludzi przynosiła owoce dopiero w trzecim pokoleniu, czyli u wnuków.
Jedna z prac księdza doktora nosi tytuł „Jak żyć odpowiedzialnie, w nieodpowiedzialnym świecie?” No więc jak?
– Odsyłam do książki (śmiech). Pytanie jest bardzo ciekawe. Postaram się odpowiedzieć krótko. Odpowiedzialność wiąże się ze słowem odpowiedź. Odpowiedzialność ma dwa wymiary. To jest odpowiedzialność przed kimś, przed żoną, mężem, dziećmi, pracodawcą, przed Bogiem i to jest ten pierwszy wymiar. I jest odpowiedzialność za coś. Za dom, za rodzinę, za ludzi. I to jest ten drugi wymiar. Każda decyzja, którą podejmujemy, powinna przynajmniej w jakimś przynajmniej stopniu odnosić się do tych dwóch wymiarów. To, co robię, jaką decyzję podejmuję, to ma swoje skutki. Każda decyzja ma swoje skutki w relacji do Boga, do drugiego człowieka i do rzeczy, których dotyczy. To jest wezwanie do tego, co już mówili starożytni: cokolwiek czynisz, dobrze czyń i patrz na skutki. Rozmawiali Artur Marcisz i Iza Salamon (Tygodnik Regionalny Nowiny)
Arkadiusz Wuwer, ur. w 1966 r. w Turzy Śl. Doktor habilitowany nauk społecznych. Główne zainteresowania badawcze: historia katolickiej nauki społecznej, ewolucja idei społecznych, etyczny wymiar pracy i bezrobocia. Pełnił wiele funkcji w Archidiecezji Katowickiej. Członek Stowarzyszenia Katolickiej Etyki Społecznej w Europie Środkowej oraz Europejskiego Stowarzyszenia Teologów Katolickich.