Bramkarz z Bukowa błyszczy na zapleczu ekstraklasy
Niedawno, bo 10 maja obchodził swoje 23. urodziny, a jego drużyna Olimpia Grudziądz jest blisko wywalczenia awansu do Lotto Ekstraklasy. Patryk Królczyk to bramkarz z Bukowa, który ma za sobą przeszłość w niemieckim Augsburgu. Przez ostatni miesiąc był pierwszym bramkarzem Olimpii, a w pięciu meczach puścił zaledwie jedną bramkę.
– Jak się zaczęła Twoja przygoda z piłką nożną?
– Trener Antoni Jeleń zaczął organizować dla młodych chłopaków treningi. Najpierw grupy tworzone były w Jedłowniku, później w Rogowie, ale głównie wszystko działo się u pana Kozielskiego w Gosławie Jedłownik. To był czas, gdy miałem 10-14 lat. Jako czternastolatek trafiłem do WSP Wodzisław Śląski u pana Pontusa. Właśnie tam ze sobą kilku chłopaków zabrał trener Jeleń.
– Od początku była to pozycja bramkarza?
– Nie. Najpierw próbowałem grać w polu, ale większy pociąg czułem do bramki. W zasadzie po kilku miesiącach grania w piłkę już stałem między słupkami. Bardziej podobało mi się na bramce niż bieganie w polu.
– W WSP czułeś, że jesteś dobry w tym, co robisz?
– Nigdy tak nie myślałem, że potrafię więcej niż pozostali. W WSP spotkałem mnóstwo utalentowanych chłopaków. Wcześniej tam trenowali m.in. Glik, Wilczek, Król czy Matuszek. Było o wiele więcej dobrze zapowiadających się chłopaków, ale ich losy różnie się potoczyły.
– W WSP spędziłeś 3 lata i pojechałeś do... Niemiec. Jak do tego doszło?
– Mój wujek Adam mieszkający w Landsbergu niedaleko Augsburga załatwił numer do trenera bramkarzy w tym klubie i spytał się, czy może przyjechać młody bramkarz na testy. Miałem 16 lat jak pojechałem pierwszy raz.
– Jakie wrażenia po pierwszym pobycie w Augsburgu?
– Byłem tydzień, ale powiedzieli, że rozmowy możemy zacząć od nowego sezonu. Pojechałem tam drugi i trzeci raz. Musiałem czekać, bo sprowadzenie młodego chłopaka to było większe przedsięwzięcie.
– Zostałeś w Augsburgu blisko 3 lata...
– 2 lata spędziłem w U-19 i trenowałem też z pierwszą drużyną. Grałem w rezerwach. Początki były trudne, bo trzeba było się zaaklimatyzować i poznać język.
– Pojechałeś tam, nie znając języka niemieckiego?
– Dużo rozumiałem, bo jak byłem mały, to oglądałem bajki po niemiecku. Gorzej było z rozmową. Z każdym dniem było jednak lepiej. Wyjechałem do Niemiec po pierwszej klasie liceum, a tam chodziłem do szkoły jako słuchacz. Po roku zacząłem chodzić normalnie do Real Schule.
– Nie dokończyłeś edukacji w Niemczech?
– Pół roku przed egzaminami wróciłem do Polski i zacząłem grać w trzecioligowym Nadwiślanie Góra. Był pomysł, aby wrócić na egzaminy do Niemiec, ale wtedy z moim nowym klubem walczyliśmy w barażach o awans do II ligi.
– Dlaczego zakończyła się przygoda z Augsburgiem?
– Zabrakło mi cierpliwości. Po dwóch latach w juniorach, pół roku grałem w rezerwach i nie byłem zadowolony. To był trudny okres, bo w pierwszej drużynie było czterech bramkarzy i zawsze któryś schodził do rezerw. Zabrakło miejsca dla mnie w drugim zespole. Augsburg grał wówczas w Bundeslidze to i bramkarze byli na poziomie ligowym.
– Dlaczego Nadwiślan?
– Miałem kontakt z jeden z menadżerów, który znalazł mi właśnie klub w Górze. Trenerem był Adam Nocoń i grałem w Nadwiślanie. Naukę starałem się kontynuować w szkołach wieczorowych.
– To spory przeskok z rezerw klubu z Bundesligi na czwarty poziom rozgrywkowy w Polsce...
– Tak. Nie byłem do końca zadowolony, ale zrobiliśmy awans z Nadwiślanem do II ligi. W drugiej lidze różnie bywało, więc poprzez znajomego poszedłem grać do trzecioligowego Poronina. Unikałem menadżerów, a bardziej szukałem poprzez ludzi, których sam poznałem.
– Poronin to klub, w którym występował były reprezentant Polski Maciej Żurawski.
– Dokładnie. Grałem z nim w drużynie. Byli też inni znani z boisk ligowych jak Marcin Malinowski, Paweł Nowak, Artur Prokop, Dawid Bartos, a trenerem bramkarzy był Marcin Cabaj. Przyszedłem w zimie, gdy klub był na piątym miejscu, a ostatecznie zabrakło nam jednego punktu do lidera Wisły Sandomierz. W Poroninie klub się rozpadł z przyczyn finansowych.
– Czy grając ze znanymi zawodnikami, poczułeś świat wielkiej piłki?
– To było fajne uczucie. Większość tych zawodników kojarzyłem z telewizji. Jak Odra Wodzisław grała w Ekstraklasie, to oglądałem tych piłkarzy na boiskach. W Poroninie była świetna atmosfera. Kulminacją szczęścia było spotkanie Marcina Malinowskiego, bo kojarzyłem go z Odry, a dla mnie jest legendą. Bardzo fajny człowiek, więc miło było się z nim zaprzyjaźnić.
– W końcu trafiłeś do Olimpii Grudziądz, w której jesteś do dziś. To skok o dwie ligi.
– Dokładnie, Olimpia gra w I lidze. Trafiłem tam poprzez Dawida Bartosa, który skontaktował mnie z Łukaszem Masłowskim, a on był w Olimpii dyrektorem sportowym. Masłowski grał kiedyś w wodzisławskiej Odrze. W grudniu 2015 roku pojechałem do Grudziądza, gdzie zawodnicy mieli okres roztrenowania się. Pojawił się temat, że mógłbym przejść do Olimpii. Wróciłem tam ponownie w styczniu. W klubie rozwiązali wówczas drugą drużynę, więc siłą rzeczy musiałem liczyć na granie w I lidze. Walczyliśmy o utrzymanie, bo po rundzie jesiennej Olimpia była na ostatnim miejscu. Przyszedł trener Jacek Paszulewicz i cel zrealizował, bo zostaliśmy na zapleczu ekstraklasy. Wtedy głównym bramkarzem był Bartek Fabiniak. Sam wystąpiłem w jednym meczu. Tym ostatnim, w którym już mieliśmy zagwarantowane utrzymanie. Przegraliśmy wtedy z Wigrami Suwałki 1:2.
– W obecnym sezonie jesteście o krok od ekstraklasy. Przed sezonem zakładaliście, że będziecie walczyć o awans?
– Drużyna została solidnie odmłodzona, więc cel był jasny, aby było utrzymanie. Nikt nie chciał powtórzyć dramatycznej walki przed spadkiem do ostatniej kolejki.
– W trwającym sezonie podstawowym bramkarzem jest Jakub Wrąbel, grający wcześniej w Śląsku Wrocław, więc Tobie znów przypadła rola rezerwowego.
– Kuba przez cały sezon był mocną jedynką. Kilka meczów temu w Zabrzu przeciw Górnikowi doznał kontuzji na samym początku meczu. Pech chciał, że zdążył stracić dwie bramki. Przy stanie 2:0 dla Górnika wszedłem do bramki. Przegraliśmy 1:2.
– Tym razem wykazałeś się cierpliwością i czekałeś na swoją szansę.
– Nie chciałem powtórzyć tego samego błędu co w Augsburgu. Dla mnie pobyt w Niemczech to była taka lekcja pokory. Nic nie dzieje się bez przypadku. Trzeba trenować i cierpliwie czekać.
– Na pozycji bramkarza szczególnie trudno się przebić, bo jest tylko jedno miejsce.
– Jest dużo chętnych na tę pozycję i każdy chce grać. Jest złota zasada, że trzeba robić swoje i być dobrej myśli.
– Tym samym zagrałeś w pięciu ostatnich meczach i puściłeś tylko jedną bramkę.
– Tak. Z rzutu wolnego przeciw Zagłębiu Sosnowiec. Wygraliśmy 3:1 z jednym z głównych kandydatów do awansu. Cieszę się przede wszystkim z tego, że mogłem zagrać i chcę wykorzystać ten moment jak najlepiej. Kuba już trenuje i myślę, że będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Czy wróci do bramki to decyzja trenera. Ja jestem w pełnej gotowości.
– Zostało pięć kolejek, po których może się okazać, że wywalczycie awans, a celem było utrzymanie się w lidze.
– Gramy jeszcze istotne mecze z kandydatami do awansu jak Chojniczanka Chojnice czy GKS Katowice. Jest ogromny ścisk w tabeli. Nawet 10 drużyn czynnie rywalizuje o awans.
– Dla wielu znawców piłki to niespodzianka, że Olimpia jest w czubie tabeli.
– Myślę, że dla wszystkich w klubie także. Mamy bardzo młodą drużynę wspartą doświadczonymi zawodnikami. Udało się zbudować fajny kolektyw i wygląda to bardzo dobrze.
– Stadion spełnia wymagania w przypadku awansu do ekstraklasy?
– Na pewno wyróżniałby się na tle pięknych ekstraklasowych stadionów, ale grały kluby z gorszymi stadionami w najwyższej lidze. Wygląda nieco lepiej niż ten w Wodzisławiu Śląskim, a jednak Odra grała przez wiele lat w ekstraklasie.
– Teraz jak jesteście wysoko, czy mówi się w klubie, że macie awansować?
– Nie odczuwam ze strony włodarzy klubu nacisku na awans.
– Twój tata, Sławomir jest trenerem bramkarzy i sam był bramkarzem. Miało to wpływ, że Ty także stoisz między słupkami?
– Miało to na pewno wpływ. Gdzieś w podświadomości tkwiło to, że tata też był bramkarzem.
– Wracając do Ciebie. Jakie masz marzenia?
– Każdy chce grać w piłkę na jak najwyższym poziomie. Ja też.
– A masz wymarzony klub, w którym chciałbyś grać?
– Niekoniecznie. Chciałbym czerpać jak największą radość z gry w piłkę. Fajną sprawą było zadebiutować w tym sezonie na stadionie Górnika Zabrze, bo przyjechała rodzina i znajomi. W okolicy Bukowa kibicuje się Górnikowi i to było świetne uczucie, że bliscy mogli zobaczyć mnie w akcji.
– Kibicujesz osobiście któremuś klubowi?
– Wypoczynkowi Buków. Mama działa w klubie, w zasadzie cała rodzina żyje tym klubem, więc śledzę jego poczynania. Tato jest trenerem bramkarzy w GKS 1962 Jastrzębie i GKS Dąb Gaszowice, więc kibicuje klubom, z którymi w jakiś sposób powiązana jest moja rodzina.
Rozmawiał Maciej Kozina