Na wstępie: Jakich pytań boi się posłanka Teresa Glenc?
Artur Marcisz Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich.
W poniedziałek 27 lutego poprosiliśmy biuro poselskie Teresy Glenc o umówienie spotkania, podczas którego moglibyśmy przeprowadzić z posłanką PiS wywiad. Zapytano nas, czy możemy podesłać tematy do wywiadu. Odpowiedzieliśmy, że owszem tematy, jak najbardziej możemy przesłać. To normalna rzecz, umożliwiająca przygotowanie się rozmówcy do wywiadu. Tematy przesłaliśmy nazajutrz, poprosiliśmy również o ustalenie terminu wywiadu. Odpowiedź nie nadchodziła. Po 6 dniach ponownie skontaktowaliśmy się z biurem posłanki, w celu umówienia się na wywiad. Powiedziano nam, że... pani poseł prześle opracowane tematy do naszej redakcji. Niezmiernie nas ta odpowiedź zdumiała. Bo to jednak zupełnie inna rzecz niż odpowiadanie na konkretne, czasem niewygodne pytania dziennikarza. Poszliśmy do biura poselskiego, w którym poprosiliśmy o kontakt do posłanki, bo jej numer telefonu dostępny na stronie wodzisławskiego PiS nie odpowiada. W biurze usłyszeliśmy, że udostępnienie telefonu dziennikarzowi jest niemożliwe. Zostawiliśmy więc własny numer, z prośbą by posłanka oddzwoniła. Chcieliśmy bowiem wiedzieć co Teresa Glenc, posłanka rządzącej partii, reprezentująca powiat wodzisławski ma do powiedzenia w tak istotnych i interesujących naszych czytelników sprawach jak reforma oświaty czy planowane ograniczenie kadencyjności w samorządach. Chcieliśmy zapytać czy może pomóc rodzinom, które do dziś nie otrzymują świadczenia z programu „Rodzina 500+”, choć mają do niego prawo. Nic z tego.
Biuro poselskie wyjaśniło nam, że posłanka nie bardzo chce rozmawiać z „Nowinami Wodzisławskimi”, bo nie spodobał jej się jeden z naszych artykułów na jej temat. Nie powiedziano nam który, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa typujemy, że chodzi o ten, w którym pytaliśmy, czy kontakt wyborców z panią poseł nie jest czasem utrudniony. Biuro poselskie uznało, że przedstawił on posłankę w negatywnym świetle. No cóż...
Można by nad tym tłumaczeniem spuścić zasłonę milczenia, ale dla osoby publicznej, jaką jest poseł Teresa Glenc, byłoby to zbyt wygodne rozwiązanie. Polityk powinien być uodporniony na publiczną krytykę i trudno nam uwierzyć, że posłanka tego nie rozumie. Być może więc uznała, że pytania, które chcemy zadać, mogą być dla niej niewygodne? Tego nie wiemy. Wiemy za to, że jej zachowanie to jasny sygnał dla wyborców – zostałam wybrana, a teraz dajcie mi święty spokój. Bo pani poseł nie tyle zlekceważyła gazetę, ile Was, jej czytelników. Spokojnie jednak. Przyjdzie czas, że pani poseł przypomni sobie o Was. Tak jak każdy polityk, który o wyborcach pamięta raz na cztery lata.