Strażacy znaleźli zwłoki staruszki
Na Granicach spalił się jeden z domów. Pożar okazał się tragiczny w skutkach
MSZANA 1 września około godz. 7.30 wodzisławska straż pożarna otrzymała zgłoszenie o pożarze domu przy ulicy 22 Lipca w Mszanie. Na miejsce skierowano zastępy straży pożarnej z Wodzisławia a także Jastrzębia Zdroju. Jastrzębscy strażacy do pożaru mieli znacznie bliżej niż wodzisławscy. Kiedy zastępy dotarły na miejsce dom stał w płomieniach. Po ugaszeniu pożaru strażacy znaleźli w budynku zwęglone zwłoki kobiety – 91–letniej mieszkanki domu.
Dom na uboczu
Spalony dom znajduje się na uboczu Mszany, na tzw. Granicach gdzie dawniej znajdowały się Zachodnie Szyby. To niemal kompletne odludzie, oddalone od centrum Mszany o kilka kilometrów. Raptem kilka zamieszkałych domów. Dawniej okolica tętniła życiem, w okolicy funkcjonowała nawet szkoła, ale szkody górnicze sprawiły, że budynki zaczęły się sypać i większość mieszkańców musiała się wyprowadzić. Dom, w którym doszło do pożaru znajduje się przy odnodze ul. 22 Lipca, na końcu 300-metrowego odcinka, ukryty w gęstym zagajniku. Dojechanie tu zwykłym samochodem jest praktycznie niemożliwe. Gruntowa droga jest dość stroma i mocno zniszczona. Pokonać można ją jedynie pieszo, chyba że ma się terenowy wóz. Przed domem znajduje się stodoła, kawałek płotu, kojec dla psa. Na stodole wisi tabliczka „Uwaga, zły pies”. Dookoła wszystko zarośnięte.
Samotna od lat
Trudno uwierzyć, że w starym, praktycznie odciętym od cywilizacji budynku ktoś mógł jeszcze mieszkać, a tym bardziej samotna 91–letnia kobieta. A jednak Maria B. najwyraźniej sama wybrała taki los. – Od bardzo wielu lat mieszkała sama, ale praktycznie codziennie, nawet kilka razy w ciągu dnia odwiedzali ją członkowie rodziny. Córka chciała ją zabrać do siebie, do Jastrzębia, ale ona się nie zgadzała. Nawet mieszkała chwilę z rodziną, ale postanowiła tu wrócić. Chciała mieszkać w swoim domu do końca swoich dni. Mówiła, że starych drzew się nie przesadza – mówi nam jedna z mieszkanek ul. 22 Lipca.
Z opowiadań najbliższych sąsiadów wynika, że zmarła praktycznie nie wychodziła już z domu. – W zeszłym roku jeszcze ją widywałam. Przychodziła kiedy przyjeżdżał do nas obwoźny sklep. Pomagałam jej wtedy zanieść zakupy do domu, bo jej z laską w ręku trudno było nieść siatki. Teraz pokonanie tej drogi było dla niej już zbyt ciężkie. Czasem tylko dzwoniła porozmawiać, bo miała telefon komórkowy – opowiada sąsiadka zmarłej.
Badają przyczyny pożaru
Na miejsce pożaru przybył prokurator rejonowy z Wodzisławia, który zarządził sekcję zwłok kobiety. Sekcja ma odpowiedzieć na pytanie czy pożar był bezpośrednią przyczyną śmierci Marii B. czy też kobieta zmarła wcześniej. Trwa ustalanie przyczyn pożaru.
(art), (acz)