Miniaturowe perełki pana Lucjana
Zakochany w góralskiej architekturze wodzisławianin postanowił zbudować miniaturowe miasteczko w podhalańskim stylu.
WODZISŁAW ŚLĄSKI Miniaturowe miasteczko wita nas tuż po przekroczeniu progu domu pana Lucjana. Zajmuje sporą część przedsionka. – Małżonka nie pozwoliła mi urządzić ekspozycji w żadnym pokoju – śmieje się wodzisławianin.
Makieta powstawała stopniowo przez półtora roku. Od razu w góralskim stylu. – Kiedy jeździłem na wycieczki i patrzyłem z autobusu, to zawsze bardzo mi się podobało góralskie budownictwo. Mówiłem sobie, że muszę sobie taki budynek w domu postawić. Zacząłem od jednego. Pomyślałem, że przyda się drugi. Zrobiłem ten drugi, no to potem są już postanowiłem, że trzeba zrobić całe miasto – mówi Lucjan Sosna.
Owoc wyobraźni i talentu
Wiatrówki nie mają swoich pierwowzorów w rzeczywistości. To wszystko owoc bujnej wyobraźni i talentu pana Łucjana. Największym wyzwaniem było jak dotąd stworzenie kościoła. Praca zajęła około dwóch miesięcy. – Ale też nie jest tak, że to robiłem non stop. Buduję najwyżej godzinę, dwie w ciągu dnia. Robię przerwy, jak mam czas, to znowu coś podłubię – opowiada twórca miniaturek. Nie zawsze robota idzie z płatka. Czasami coś nie chce się skleić, coś nie pasuje. – Jak się zaczynam denerwować, to wolę zostawić robotę i wrócić do tego następnego dnia – mówi.
Żona aranżuje
O ile wodzisławianin buduje miniaturowe perełki, to aranżacją ich na makiecie zajmuje się jego małżonka Bernadeta. Ustawia figurki ludzi i zwierząt, dba o zieleń. Codziennie podlewa trawniki w miasteczku. – To prawdziwy żywy mech. Dbam jak o dziecko. Jak jest gorąco, to i dwa razy podlewam – mówi małżonka. Figurki czy drobiazgi do urządzenia przestrzeni między domkami przywożą z podróży, albo szukają na jarmarku staroci w Wodzisławiu. Niektóre były podarunkami. Na przykład figurkę św. ojca Pio kupili w Nowym Sączu. Drzewka kupili w Krakowie.
Miasteczko przytwierdzone jest na stałe. Podpięte jest do prądu, dzięki temu jarzy się światłami. Przed Bożym Narodzeniem pan Lucjan wstawia jeszcze stajenkę.
Zimowy zamek
W drugiej części przedpokoju stoi miniaturowe średniowieczne zamczysko. Pan Łucjan budował je ze styroduru. Chwali właściwości materiału – jest podobny do styropianu, przy czym aż tak się nie kruszy i jest podatny na kształtowanie. – Domki buduję w stolarni, ale ona nie jest ogrzewana. I zimą tam raczej nie chodzę. Dlatego zamek budowałem w długie zimowe wieczory w domu. Ze styroduru się nie sypie, to żona nie przezywała – śmieje się wodzisławianin.
Łódka na początek
Kiedy odwiedziliśmy pana Lucjana, akurat pracował w swoim warsztacie nad drewnianą łódką. Marzy mu się bowiem wioska rybacka. – Ciekawe gdzie ją da, jak tu już nie ma miejsca – zastanawia się małżonka. Ale wspiera męża. Cieszy się, że ma zajęcie. – Wie pan, jestem nauczony coś robić. Zawsze w życiu pracowałem. Telewizji nie oglądam, nic ciekawego tam dla mnie nie ma. Siedzenie na krześle to dla mnie męka. Na emeryturze urządziłem sobie stolarnię i tam sobie dłubię. Jak siedzę w domu, to się kłócimy. A tak każdy ma swoje zajęcia i jest spokój – dzieli się wrażeniami wodzisławianin.
Skromny człowiek
Miniaturowe dzieło widzieli krewni wodzisławian, znajomi. Twórca jednak nie pali się, by pochwalić się swoim dziełem na zewnątrz. – Jest bardzo skromny, nie chce za bardzo rozgłosu – mówi małżonka. Pan lucjan zastanawiał się, czy jego miasteczko warte jest pokazania w gazecie. Na szczęście zgodził się wpuścić nas do swojego miniaturowego świata, tym samym możemy pokazać go czytelnikom.
Tomasz Raudner