Mateusz Gessler, juror telewizyjnego programu „MasterChef Junior”
Mateusz Gessler, juror telewizyjnego programu „MasterChef Junior”.
Co dobrego, przygotowanego przez dzieci, ostatnio pan zjadł?
Mój 11-letni syn zrobił wczoraj bardzo dobrą sałatkę z granatem i kurczakiem. Dodał rukolę, pomidorki cherry, do tego fajny dressing z grejfruta. Prosta, ale dobra rzecz. Polecam. Może nawet włożę to do karty w swojej restauracji.
Jakie są smaki pana dzieciństwa?
Nie wychowywałem się w Polsce, tylko we Francji. Jednak czułem polskość we krwi i pamiętam, jak razem z mamą jeździliśmy przez cały Paryż, żeby kupić ogórki kiszone. Nie była to łatwa sprawa. Jest taka dzielnica żydowska, Le Marais. Tam kupowaliśmy te ogórki. Później wracaliśmy do domu i mama robiła zupę ogórkową. To smak mojego dzieciństwa, który jest we mnie bardzo głęboko.
Dzieci potrafią gotować?
Zdecydowanie. Mają z tego frajdę i lubią eksperymentować ze smakami. Mogą wszystko łączyć i często wychodzi z tego coś naprawdę fajnego. Czują się w kuchni jak alchemik, wyrabiają kubki smakowe. W kuchni trzeba próbować. Nie możesz być dobrym kucharzem, jeśli nie powąchasz i nie spróbujesz. Dobrym kucharzem jest się wtedy, kiedy już dużo się ugotowało.
Można powierzyć dzieciom gotowanie?
Jako rodzic jesteśmy od tego, by kierować tym wszystkim, pokazać drogę i być mentorem. Oczywiście nie możemy zostawić dzieciaka samego w kuchni, bo jest gaz, wrząca woda, noże. Ale jeśli odgradzamy dzieci od kuchni, mówiąc że to niebezpieczne, to coś jest nie tak. Ja wolę nauczyć dziecko fajnych rzeczy w kuchni, niż zostawiać je samo na kanapie z konsolą do gier. Uważam, że kuchnia jest sercem każdego domu, każde spotkanie kończy się w kuchni.
O co dzieci najczęściej pytają?
O dwie rzeczy. Dlaczego program „MasterChef Junior” wygrała Natalka, a nie Kuba. A potem pytają, jak dojść do momentu, że będą umiały gotować. Ten program pokazał, że wśród dzieci nie chodzi o rywalizację, tak jak to jest u dorosłych. Chodzi o współpracę i dzieci to widzą. To jest tak, że dziecięcy świat jest dużo mniej skomplikowany, niż się nam wydaje. Ja na przykład dzięki dzieciom częściej się uśmiecham i bardziej na luzie podchodzę do życia. Wiem już, że nie ma co przejmować się głupotami, tylko trzeba być szczęśliwym. Dzięki dzieciom znajduje więcej czasu na to, by przyjechać do takich miejsc, jak dziś w Pszowie.
A pana cel?
Mój cel jest trochę naiwny, ale chciałbym zmienić mentalność ludzi, głównie rodziców. By wzięli dziecko na rękę, poszli do kuchni i razem gotowali. Jak dawniej. Kiedyś matki nie szły do sklepu, żeby kupić pierogi. Same je robiły. Najlepsze momenty z mojego dzieciństwa to te, kiedy byłem z babcią w kuchni, stałem na taborecie, wkładałem palce do garnków i dostawałem łyżką po głowie. Chciałbym, żeby każdy miał takie wspomnienia. Bo nie ma nic lepszego, niż radość przy stole i wspólne jedzenie.
Tomasz Kłos, były reprezentant Polski w piłce nożnej
Pana zdaniem - jak poradzi sobie Polska na Euro we Francji?
Już w pierwszym meczu nasza reprezentacja pokazała, że gra jako drużyna. To cechuje dobre ekipy. Na co stać naszych? Myślę, że na bardzo dużo. Jeśli wyjdziemy z grupy, to tak naprawdę może zdarzyć się wszystko.
Jaka jest recepta na sukces w piłce nożnej?
Najważniejsza jest wytrwałość. Trzeba kochać to, co się robi. Nie może być tak, że to rodzic nakazuje, żeby grać. Trzeba samemu chcieć. Wiąże się z tym mnóstwo wyrzeczeń. Przychodzi wreszcie wiek młodzieżowy. Najważniejszy w wieku piłkarza, 16-19 lat. Wtedy pokus jest bardzo dużo. Oprócz tego, że szkoła, to zaczynają się wyjścia na imprezy, sugestie ze strony kolegów. Nie jest łatwo. Często zawodnicy, którzy do tego czasu bardzo dobrze się rozwijali, tracą wolę. A wystarczy zaniedbać miesiąc, dwa i może się okazać, że jest klapa. Dlatego trzeba determinacji.
Świetlica Opiekuńcza „Gniazdo” potrzebuje wsparcia. – Wierzymy w to, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wesprzeć naszą działalność. Ze wszystkich pieniędzy rozliczamy się, wszystkie przeznaczamy dla dzieci – podkreśla Joanna Pawełek. Świetlica prowadzona jest dzięki dotacji z pszowskiego urzędu miasta, ale środki te wystarczają na to, by w ogóle istnieć. – Nasze wszelkie działania odbywają się w budynku lub na terenie miasta, gdzie można dojść pieszo. Marzą nam się wyjścia na basen, do kina, czy krótkie wyjazdy do pobliskich miast czy do zoo. Za każde wsparcie finansowe lub innego rodzaju w imieniu wszystkich dzieci, wolontariuszy i moim serdecznie dziękuję – dodaje.
Wsparcie można kierować na: Stowarzyszenie Pomóżmy Sobie, ul. Bohaterów Westerplatte 1, 44–370 Pszów
nr konta: 71 1050 1403 1000 0022 8917 8770 z dopiskiem ”Świetlica Gniazdo”