Nieboczowianie układają sobie życie na nowo
– Mojego domu w Nieboczowach już nie ma. Został wyburzony. Teraz mieszkam w Lubomi. Ale sentyment pozostał. Codziennie objeżdżam Nieboczowy na rowerze – mówi pan Eugeniusz. – Starych drzew się nie przesadza – ociera łzę pan Józef.
– W nowej wsi Nieboczowy będzie lepiej – wierzy Heniek.
NIEBOCZOWY. Przypomina trochę amerykańskie przedmieścia z telewizyjnych seriali – mówi wielu o nowej wsi Nieboczowy. Szerokie ulice i mniejsze uliczki łagodnie wiją się okalając posesje. Coraz bardziej wypielęgnowane domy w większości są już na ukończeniu. A do tego wrażenie przyjaznego miejsca, choć spokój raz po raz zakłóca jeszcze przejeżdżający ciężki sprzęt, który opuszcza place budowy.
Przenieśmy się do „starej” wsi Nieboczowy. Tam atmosfera jest inna. Rzadko spotkać można żywą duszę. Kiedy wreszcie się na kogoś natknie, każdy ma do opowiedzenia niezwykłą i ciekawą – bo swoją – historię. Bo w Nieboczowach każdy człowiek stanął przed dylematem „co dalej”. Każdy musiał zrobić w swoim życiu remanent.
Wójt zdrajca
Kiedyś w Nieboczowach było tak, jak w każdej wsi. Żenisz się z dziewczyną, to budujesz dom na działce, którą dają rodzice. Albo zamieszkujesz z nimi. Ale kiedy coraz głośniej było o tym, że wieś może znaleźć w niecce planowanego zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny, ludzie zaczęli szukać dla siebie innych miejsc na ziemi. Reszta żyła w zawieszeniu. – Jestem wójtem od 2000 roku. Początkowo słyszałem tylko „nie chcemy się przenosić”. W 2003 r. powstało nawet stowarzyszenie obrony przed wysiedleniem wsi Nieboczowy. Nieboczowianie proponowali obwałowanie zamiast zbiornika. Rozmawiałem z mieszkańcami, przekonywałem, żeby zmienili zdanie, że mamy szansę podyktować warunki. Mówiłem, że wieś i tak zginie śmiercią naturalną przez brak możliwości budowania i przez sukcesywne wykupy, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto sprzeda swoją ziemię. Od jednej z rodzin usłyszałem, że będę zdrajcą. Później okazało się, że ta rodzina przeniosła się jako jedna z pierwszych. Dla mnie to był szok – mówi wójt Lubomi, Czesław Burek, dla którego operacja przesiedlenia Nieboczów okazała się wieloletnią walką z istniejącymi przepisami albo ich brakiem, z niedowierzaniem, a czasem z urzędniczą niechęcią.
Tak samo albo lepiej
Zmiana nastawienia nieboczowian do kwestii przesiedlenia była długim i powolnym procesem. Poprzedziły ją burzliwe zebrania. W ciągu kilku lat okazało się, że wieś wyludniła się o 20 proc. W 2007 roku powstało „Stowarzyszenie na rzecz odtworzenia i rozwoju wsi Nieboczowy”. W tym samym roku polski rząd podpisał z Bankiem Światowym umowę na budowę zbiornika. Spłynęły pieniądze. Powstał obszerny plan. Wynikało z niego, że w związku z przesiedleniem ludziom nie może się pogorszyć. Może być tak samo, albo lepiej. – W świat poszło, że myśmy dostali masę pieniędzy. A wcale nie było tak kolorowo. Jak ktoś miał wielki dom, pomieszczenia gospodarcze i pole, to wystarczyło mu na wybudowanie nowego. Ale ci co mieli domek na małej działeczce, to już gorsza sprawa – przyznaje jeden z mieszkańców.
Ze wsi nie wyrzucą
Dzisiaj w Nieboczowach pusto jest nie dlatego, że większość się wyprowadziła. Na to mieszkańcy mają czas do końca 2016 r. A mówi się, że nawet dłużej. Bo jak ktoś nie zdąży wybudować domu, to przecież nikt nikogo ze wsi nie wyrzuci. – Pusto jest, bo przeważnie wszyscy do wieczora na budowach – mówi ekspedientka Asia ze sklepu koło remizy. – Wcześniej było więcej klientów. Widać, że ludzi ubywa. Niektóre domy są już puste, niektóre wyburzone. Ci, którzy zostali, przychodzą do sklepu dalej. Po pieczywo, inne produkty. Ale każdy mówi, że chce być tu jak najdłużej. Jedni przeniosą się do Lubomi, inni do Pogrzebienia, jeszcze inni do nowej wsi Nieboczowy. Każda rodzina wybierała. Najgorzej mają starsi. Muszą wszystko zostawić i budować na nowo – dodaje młoda kobieta.
Nowe miejsce
Jeśli chodzi o przeniesienie miejscowości, to nieboczowianie sami wybrali sobie nowe miejsce dla swojej wsi. Opcji było kilka. Po pierwsze – teren pod Garbówką. Ale tam przebiega linia wysokiego napięcia. Poza tym ludzie bali się wyziewów z chlewni. Więc odpadało. Pod drugie – Paprotnik. W tym przypadku obawa dotyczyła „przyklejenia” nowych Nieboczów do Lubomi. A przecież nazwa Nieboczowy zawiera w sobie rdzeń: –bok, –bocz, czyli osada na uboczu. – Mieszkańcom zależało, by odrodzić się gdzieś na uboczu, a nie w bezpośrednim sąsiedztwie wielkiej Lubomi – mówi wójt Burek.
Większość zdecydowała, że nowa wieś powstanie na terenie Syryni. Wiedzieli, że na pewno będzie tam inaczej, w innym stylu. Bez żywego inwentarza, bez kawałka ziemi do obsadzenia. Chociaż i tak rolników można było policzyć na palcach jednej ręki, bo od dłuższego czasu duże gospodarstwa wchłaniały małe. Dla tych, którzy rzeczywiście zajmowali się rolą, zostały wydzielone tereny rolnictwa zagrodowego. Ale nie na obszarze nowej wsi. Bo to było niemożliwe. – Nieboczowy to wieś o powierzchni 550 hektarów. Gdzie mieliśmy znaleźć taki duży, pusty teren? Przecież to pół Syryni – podkreśla wójt.
Pies zaszczekał
W nowej wsi Nieboczowy na razie mieszkają trzy rodziny. Jest i pies. – Odkąd się przeprowadził, zaczął szczekać. Wcześniej nie wydawał z siebie głosu – dziwią się opiekunowie czworonoga.
Magdalena Kulok, Paweł Okulowski
Eugeniusz Tomanek
Mojego domu w Nieboczowach już nie ma. W listopadzie ubiegłego roku został wyburzony. Trzeba było wysprzątać, odłączyć przyłacza, przyjechała firma wybrana w przetargu i wyburzyła. Teraz mieszkam w Lubomi. Tam miałem drugi dom po teściach. Wyremontowałem i przeprowadziłem się. Ale sentyment do Nieboczów pozostał. Codziennie objeżdżam Nieboczowy na rowerze. Mieszkałem tu przeszło 50 lat. Jak okazało się, że trzeba się przenieść, to najbardziej bałem się o matkę, która ma 80 lat. Z początku było ciężko. Płakała. Ale nie dlatego, że musi się przeprowadzić, tylko dlatego, że będą burzyć i likwidować.
Czesław Burek wójt gminy Lubomia:
Od początku mówiłem – niech każdy przenosi się gdzie chce, bo każdy sam decyduje. Ale żeby jeden drugiemu nie zazdrościł. Bo będzie wielka awantura. Nieboczowianie, którzy zdecydowali się na nową wieś, trzymają się razem. A od sołtysa wiem, że z mieszkańcami, którzy przenieśli się w inne miejsca, mają nadal kontakt.
Heniek Błędowski
Będzie dobrze, będzie lepiej! Przenoszę się do nowej wsi Nieboczowy. Ale czekam, aż gmina wybuduje mi tam mieszkanie. Kawalerkę, bo jestem sam. Chciałem kupić chałupę, ale mówili mi „co będziesz kupował starą ruderę z wilgocią?”. Więcej pieniędzy bym dał na starą budę, jak profit z tego. W gminie też mi mówili, żebym brał mieszkanie. No to czekam. Byłem już w nowej wsi, na skuterku, i podoba mi się. Kościół już stawiają. Cmentarz budują. Mi będą przenosić ojca, matkę i brata. Tylko źle zrobili, że najpierw nie wybudowali nowego cmentarza. Jeszcze kilka tygodni temu tu w Nieboczowach chowali człowieka, a teraz będą przenosić świeży grób. Daremna robota to jest. Przecież od dawna wiadomo, że cmentarza tu nie będzie.
Józef Kołek, 83 lata:
Nie ma co robić i tak łażę. Ale zdrowia nie ma. Serce, nerwy. Od urodzenia mieszkam tu, w chałupie. Ale wie pani, trzeba się przenieść. Pole już sprzedane. O, w tym miejscu było, co transformator. Córka w Lubomi dom buduje. Tam z żoną pójdziemy. Żona jest o rok młodsza. Też chora, wysokie ciśnienie ma. Mi idzie o to... Człowiek się całe życie napracował. Dwóch synów i córkę wychował. Tu jest urodzony, z przodków. A na stare lata... Starych drzew się nie przesadza. Ile ja tam pomieszkam w Lubomi? Teraz kurki mam, są jajka. Ile my tu będziemy, to będą i kurki.