Na wstępie
Tomasz Raudner, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Kiedy przeczytałem słowa dyrektor Rydułtowskiego Centrum Kultury o reakcjach klientów zdziwionych, że jakiś spektakl czy seans przeszedł im koło nosa, bo o nim nie wiedzieli mimo plakatów, zapowiedzi prasowych, internetu, przypominała mi się pewna historia, którą opisałem kilka miesięcy temu. Pewien wodzisławianin oburzał się, że nie został powiadomiony osobiście o przekwalifikowaniu gruntów, czego skutkiem był wyższy podatek od nieruchomości. Mówiłem mu, że sam dwa razy pisałem o zapraszaniu mieszkańców przez starostwo do zapoznania się z dokumentami w związku z prowadzoną aktualizacją gruntów. Twierdził, że nie czytał w gazecie. W porządku. Ale zawiadomienia były na afiszach, w kościołach, w urzędzie, w internecie. Twierdził, że nic go nie interesowało, a nie przyszło mu do głowy poszperać nawet po wizycie geodetów. A potem się zdziwił dostając nową decyzję podatkową. Tak sobie myślę, że czasem trzeba pomóc szczęściu, a nie odgradzać się i mieć pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie. Podobnie jest z wyborami. „Nie pójdę, bo wszyscy tacy sami, bo myślą o korycie, a nie o nas, bo nie ma na kogo głosować, bo mi się nie chce, bo mnie to nie interesuje, bo zimno” - do wyboru do koloru. Wymówka zawsze się znajdzie. O ile rozumiałem ludzi, którzy dali sobie spokój z referendum z 6 września, to ludzi lekceważących wybory nie rozumiem. Pojedynczym głosem decydujemy o ludziach, którzy za ciężkie publiczne pieniądze mają decydować o naszym życiu. Jak można to oddać walkowerem? Nie można mówić, że pojedynczy głos nic nie znaczy. Milion pojedynczych głosów to milion głosów. To armia. Lepiej niech ta armia przemówi, a nie zostanie w koszarach. Tymi co milczą politycy nie będą się przejmować. Nie łudźcie się, że będzie inaczej.