Włos od tragedii na A1. Słoweński tir z ładunkiem żyletek wypadł z autostrady
PODBUCZE 1 września około godz. 15.40 na autostradzie A1 doszło do groźnego wypadku. Z pasa jezdni w kierunku Czech z całym impetem wypadł słoweński tir.
Ciągnik siodłowy marki mercedes-benz wraz z naczepą na słoweńskich tablicach rejestracyjnych jechał w kierunku granicy polsko-czeskiej. Wypadł z autostrady przerywając bariery ochronne, niszcząc ekrany akustyczne, po czym zsunął się z kilkunastometrowej stromej skarpy i dachując uderzył w rów przy drodze technologicznej. Do zdarzenia doszło w miejscowości Podbucze, 2,5 km przed węzłem Gorzyce.
Kierowca otrzymał drugie życie
Słoweński kierowca tira został zabrany przez pogotowie ratunkowe na badania do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Jastrzębiu Zdroju. - Powierzchownie wyglądało na to, że nic groźnego mu się nie stało. Wszedł do karetki o własnych siłach – mówił na miejscu zdarzenia, dowodzący akcją st. asp. Czesław Honisz, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Wodzisławiu, która zabezpieczała miejsce wypadku. W pierwszej kolejności, zanim jeszcze na miejsce przyjechały służby, uwięzionemu w kabinie kierowcy ciężarówki pomocy udzielił strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Orzeszu, który akurat przejeżdżał autostradą. To on pomógł kierowcy wydostać się z kabiny. Dzień później okazało się, że kierowca wyszedł z wypadku zupełnie bez szwanku. Słoweniec brał nawet udział w rozładowywaniu zniszczonego tira. Może mówić naprawdę o nieprawdopodobnym szczęściu. Siła uderzenia w biegnący wzdłuż skarpy rów była tak wielka, że kabina wozu została niemal całkowicie zmiażdżona, trochę wolnego miejsca zostało dokładnie tam, gdzie siedział kierowca.
Prawdopodobną przyczyną wypadku był wystrzał opony na przedniej osi. - Po śladach na drodze widać, że kierowca walczył o opanowanie auta - mówi st. asp. Honisz. Dokładne przyczyny wypadku badają funkcjonariusze Komisariatu Policji Autostradowej w Gliwicach.
Dwa dni sprzątania
Nie lada wyzwaniem było usunięcie ze skarpy zniszczonego tira. Dzień po wypadku, ale dopiero w godzinach późnopopołudniowych przyjechał na Podbucze drugi słoweński ciągnik siodłowy z naczepą, do którego przeładowano ładunek – kilka milionów tradycyjnych żyletek, zapakowanych w setki paczek. Z tego powodu dopiero w godzinach wieczornych specjalny dźwig zabrał się za wyciągnięcie zniszczonego tira z rowu. Dopiero w czwartek w godzinach wieczornych pozostałości tira zostały odholowane na złom. - Operacja usunięcia wraku była mocno skomplikowana ze względu na trudny dostęp do wraku, małą ilość miejsca, a także na skalę zniszczeń. Myślę, że dotychczas było to najpoważniejsze tego typu zdarzenie w naszym powiecie. Na szczęście bez ofiar – mówi Mirosław Gryt z firmy Gryt, która zajmowała się usuwaniem zniszczonego wozu.
(art)