Dopalacze zeszły do „podziemia”?
Zdaniem mieszkańców w kwestii dopalaczy i narkotyków trochę się uspokoiło. W dużej mierze jest to efekt pracy wodzisławskich funkcjonariuszy. Co nie oznacza, że problem został rozwiązany.
LUBOMIA O problemie dopalaczy w Lubomi informowaliśmy kilka miesięcy temu. Zgłosili się wówczas do nas rodzice i młodzi ludzie którzy informowali nas, że w biały dzień na ulicach gminy można kupić substancje psychoaktywne. Niektórzy rodzice byli do tego stopnia zdesperowani, że przestali wypuszczać z domu swoje nastoletnie latorośle. Jedna z matek skarżyła nam się na to, że od nikogo nie może uzyskać pomocy. Po naszych interwencjach problemem zajęli się włodarze gminy, a także policja. Choć wśród niektórych przedstawicieli władzy nie brakowało komentarzy, że sprawa została nazbyt rozdmuchana.
Dodatkowe patrole zrobiły swoje
Postanowiliśmy popytać ,jak jest teraz. - Poprawiło się. Te podejrzane typy nie stoją na ulicy, nie podjeżdżają pod domy. Myślę, że z jednej strony jest to efekt tego, że niektórzy prowodyrzy przynajmniej na razie z tym skończyli. A inna sprawa to policja. Wreszcie pojawiają się regularnie patrole. Policjanci przyjeżdżają, sprawdzają te miejsca, gdzie zbierali się amatorzy dopalaczy – opowiada kobieta, która jako pierwsza kilka miesięcy temu zwróciła się do nas z prośbą interwencję. Większa obecność policji na ulicach gminy wynika z posunięć włodarzy Lubomi, którzy zdecydowali się wyłożyć z budżetu gminy 20 tys. zł na dodatkowe patrole policji. Za te środki do końca roku policjanci odbędą w sumie 1000 godzin dodatkowych patroli.
Nie koniec problemów
Ci, których dotknął problem dopalaczy, nie mają jednak złudzeń, że sprawę udało się rozwiązać definitywnie. - To, że teraz tych ludzi, którzy handlują, nie widać, czy mniej widać, nie oznacza, że ich nie ma wcale. Z tego co wiem siedzą teraz cicho w jakiejś melinie i tam się w to świństwo zaopatrują – mówi nasz rozmówca. - Ale przynajmniej się tak nie afiszują i nie nagabują innych – dodaje.
(art)