Jechał 137 km/h... na rowerze
Jestem zakochany we Włoszech. Moją ambicją jest start w takim wyścigu jak Giro d’Italia - mówi o swoich planach na przyszłość 19-letni Kamil Turek z Pszowa, który jest zawodowym kolarzem z coraz większymi sukcesami na koncie, w tym z tytułami mistrza Polski.
W Pszowie, a dokładnie w Krzyżkowicach, mieszka zawodowy kolarz. To Kamil Turek, zawodnik ekipy Mostostal Puławy. - Jednej z czołowych ekip w Polsce - podkreśla. Do tej pory do najważniejszych osiągnięć Kamila Turka zaliczają się dwa starty w kolarskich mistrzostwach Europy. - Podczas których nie miałem jednak szczęścia - przyznaje zdolny zawodnik. W 2013 r. w Czechach skończyło się na omdleniu i szyciu kolana. - Wielu zawodników chciało przedostać się na sam przód. W wyniku przepychanek doszło do kraksy. Niemal połowa peletonu wylądowała w rowie. Uszkodziłem kask, rower, miałem szwy na kolanie i naderwany mięsień - wspomina swój debiut na prestiżowej imprezie.
Pech nie opuszczał Kamila Turka także rok później, podczas mistrzostw Europy w Szwajcarii. - Byłem bardzo dobrze przygotowany. W ostatniej rundzie, kiedy peleton był już przerzedzony, wydarzyła się kraksa. Udało mi się ją ominąć, ale jeden z zawodników zahaczył kołem o moją przerzutkę i wykrzywił ją. Zanotowałem 5 minut straty i mogłem już wtedy pomarzyć o dobrym wyniku - mówi.
Debiut w Holandii
Kamil Turek może pochwalić się podwójnym tytułem mistrza Polski w jeździe drużynowej na czas i ze startu wspólnego. - To wielka satysfakcja - podkreśla. Świetnie radzi sobie też w pucharach świata, które stanowią kwalifikację do mistrzostw Europy i mistrzostw świata. - Pierwszy raz startowałem w pucharze świata w Holandii w 2013 r. Teren był odsłonięty, silnie wiało. Peleton mocno się rozrywał. Ukończyłem wyścig na 30 miejscu, co jak na debiut było świetnym wynikiem - podkreśla.
10 km do mety
Najlepszy jego rezultat w pucharze świata to jednak wynik trzeciego etapu międzynarodowego wyścigu w Grudziądzu w 2014 r. - Zająłem drugie miejsce. Początkowo sądziłem, że to nie mój dzień. Miałem nawet problem z utrzymaniem się w peletonie. Organizm odczuwał skutki poprzednich etapów. Ale kiedy zobaczyłem tabliczkę z napisem „10 km do mety”, zaatakowałem. Było ciężko. Razem z trzema kolegami miałem zaledwie 200 m przewagi. Ale nagle wchłonął nas peleton. Podjąłem jeszcze jeden atak. Razem z kolegą z Holandii. On wygrał, bo był mocniejszy na finiszu, ja dojechałem drugi - opowiada mieszkaniec Pszowa.
Rozmowy z włoskimi klubami
Chociaż Kamil jest zadowolony ze swojej obecnej ekipy, marzy mu się włoska grupa. - Jestem zakochany we Włoszech. To piękny kraj, w którym kolarstwo jest na najwyższym poziomie. Prowadzę drobne rozmowy z włoskimi ekipami, m.in. Androni Giocattoli-Venezuela czy Vini Fantini, które startowały na Giro d’ Italia. Sam marzę o takim wyścigu - przyznaje.
We Włoszech ustanowił swój rekord prędkości. W Bormio, w Alpach, gdy jechał z górki, jego licznik odnotował 137 km/h. - Na pewno nie doszło do przekłamania, bo licznik był profesjonalny, pozwalający na monitorowanie organizmu czy łączenie się z mapą - podkreśla.
Zachodnie kluby, w tym włoskie, oferują zupełnie inne zaplecze, jeśli chodzi o sprzęt rowerowy czy medyczny. - Zawodnik otrzymuje z klubu pensje, a ponadto ma zapewnione mieszkanie, sprzęt i żywność - wylicza mieszkaniec Pszowa. - W Polsce klub wspomaga mnie, na miejscu serwisuje sprzęt, są stypendia i nagrody, ale jeśli już mam jakąś awarię w domu, to płacę za naprawę z własnej kieszeni - podkreśla.
Tnie powietrze
Profesjonalny sprzęt kolarski do tanich nie należy. Rower, którym jeździ Kamil, to wraz z akcesoriami wydatek rzędu 24 tys. zł. Serwisowanie też jest kosztowne. - Jeżdżę szosowym, wyścigowym rowerem wykonanym z włókna węglowego. Z tego samego materiału produkowane są bolidy F 1. Mój rower waży niecałe 7 kg. Wiele osób pyta mnie, dlaczego koła w tym rowerze są tak wysokie. Tu chodzi o aerodynamikę. Takie koła „tną” powietrze - wyjaśnia.
Tato radził
Skąd w ogóle u mieszkańca Pszowa zainteresowanie kolarstwem? Od najmłodszych lat uprawiał sport. Najpierw była piłka nożna. Ale większego entuzjazmu u niego nie wzbudzała. - Pewnego dnia ojciec podpowiedział mi, żebym zapisał się do klubu kolarskiego z Czernicy. Niespecjalnie mnie to zainteresowało. Ale kiedy obejrzałem w telewizji jeden z wyścigów kolarskich z pięknymi krajobrazami w tle, postanowiłem spróbować. Miałem wtedy 14 lat i od razu złapałem bakcyla, który jest niezbędny w kolarstwie - podkreśla.
Trening po śniadaniu
Życie zawodowego kolarza wiąże się z systematycznością. Kamil trenuje niemal codziennie. Na dzień przerwy pozwala sobie tylko po zawodach. W pozostałe dni pobudka, śniadanie i chwila na poranną prasę. - Po lekkim strawieniu posiłku wyjeżdżam na trening. Jeśli tego dnia mam trening wytrzymałościowy, to przejeżdżam około 200 km w ciągu 7 godzin. Mamy znakomite tereny do trenowania, szczególnie okolice Raciborza oraz Czechy. Jest też trening prędkościowy. Nieraz odbywa się za autem. Ojciec jedzie samochodem i osiąga prędkość 60-70 km/h. A ja za nim, ale na rowerze. Ważny jest też trening siłowy, najlepiej w górach - wyjaśnia.
- Zachęcam wszystkich do uprawiania kolarstwa. To świetna forma spędzania czasu, a przy okazji można zwiedzić wiele ciekawych miejsc - puentuje młody zawodnik z Pszowa.
(mak)