Na wstępie
Tomasz Raudner, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Muszla koncertowa w obecnym stanie kłuje w oczy. Natomiast mam poważne wątpliwości czy referendum jest właściwym sposobem rozstrzygania o przyszłości tego obiektu. Po prostu wątpię, czy referendum cokolwiek rozstrzygnie. Dwa lata temu w Wodzisławiu odbyły się dwa referenda w sprawach dużo większego kalibrów a mimo to okazały się nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Wiem, że tysiące ludzi podpisuje się w obronie muszli, jest też liczne grono zwolenników jej wyburzenia. Nie chciałbym niczego umniejszać inicjatywom zbierania podpisów, ale bądźmy szczerzy. Wiemy, jak to czasem wygląda – puszcza się listę wśród znajomych i ci nawet jeśli nie do końca przekonani, nie odmawiają podpisu. Natomiast pofatygowanie się do lokalu wyborczego to już inna para kaloszy. Co moim zdaniem można zrobić? Przed nami lato, czas różnego rodzaju imprez plenerowych. Może więc warto sprawdzić, jakie jest rzeczywiste zainteresowanie mieszkańców występami w muszli. Obrońcy muszli mogliby się wykazać i zaprosić np. amatorski zespół śpiewaczy, czy kwartet smyczkowy, ogólnie rzecz biorąc wykonawców nie mających wyśrubowanych wymogów technicznych co do sceny. Jeśli przyjdą mieszkańcy posłuchać, obrońcom muszli przybędzie konkretny argument. Bo fakt, że tłumy zjeżdżają na festiwal reggae nie jest dla mnie argumentem. Młodzież nie zjeżdża do Wodzisławia dlatego, że koncerty są w muszli, tylko dlatego, że są za darmo. Swój klimat ma też pole namiotowe w parku.