Centrum Wodzisławia wymiera
Lekko licząc kilkadziesiąt banerów, wywieszek o wynajmie, rzadziej o sprzedaży lokalu zdobi witryny, mury budynków w wodzisławskim śródmieściu. Na samej ulicy Ks. Konstancji jest ich przynajmniej dziesięć. Nie lepiej sytuacja przedstawia się na ul. Michalskiego czy Placu Gladbeck. Opustoszałe lokale, szczególnie, jeśli są zblokowane jeden przy drugim, jak np. na wspomnianej ul. Ks. Konstancji sprawiają ponure wrażenie. Jakby centrum miasta upadało. Czy rzeczywiście? Postanowiliśmy zapytać o to kilka osób, które udostępniły numery telefonów przy ofertach najmu.
Dwa lata szukania
Wojciech Kocztorz próbuje znaleźć najemców dla trzech lokali w centrum. Jeden stoi pusty dwa lata, drugi blisko rok. - Ludzie dzwonią, jest zainteresowanie, ale chcieliby obniżki stawki za metr. Nie do końca chcę w to iść, podatki też trzeba płacić – mówi właściciel lokali.
Dlaczego jego lokale opustoszały? Mówiąc najogólniej najemcom nie powiodły się interesy.
Jeden z mieszkańców szuka najemcy dla lokalu przy ul. Michalskiego, niedaleko prokuratury, od pół roku. Tłumaczy, że nawet cena nie byłaby problemem. - Na pewno dogadalibyśmy się. Tylko, że nikt się nie zdecydował. Dzwonią, pytają, ale jakoś nie ma decyzji – mówi. W jego przypadku pustostan nie jest akurat wynikiem plajty najemcy. Lokal był wcześniej wykorzystany na cele prywatne.
Nie zawsze też powodem istnienia pustostanu jest brak zainteresowania najemców. Właścicielka lokalu, w którym poprzedni najemca prowadził sklep z używaną odzieżą przyznaje, że miała przynajmniej z 15 ofert na salon gier. Nie zdecydowała się wynająć, bo nie była zainteresowana tego typu działalnością. Najemcy szuka od stycznia. Wcześniej był tam sklep z używaną odzieżą. Jego właścicielka zdecydowała się jednak poszukać większego lokalu. Finalnie przeniosła się na Kubsza.
Niektóre rozmowy z właścicielami lokali na wynajem kończyły się krótko – Przepraszam, ale to sprawa między mną, a najemcą, dlaczego przestał zajmować lokal.
Brakuje zakładów pracy
Krzysztof Dybiec, prezes Izby Gospodarczej w Wodzisławiu Śląski, zarazem biznesmen prowadzący Plac Zabaw Zoolandia i sklep Textil Market w centrum miasta widzi dwie przyczyny mnożenia się pustych lokali w śródmieściu. Po pierwsze od lat w Wodzisławiu Śl. nie ma nowych zakładów pracy. To zaś powoduje, że nie ma nowego pieniądza na rynku, mówiąc w cudzysłowie wyprodukowanego. - Pieniądze, które są w obrocie w handlu czy usługach tylko się przesuwają z miejsca na miejsce – mówi prezes Izby. Tłumaczy, że na pewno część pieniędzy zabrała Galeria Karuzela. Jej konkurencji nie wytrzymali niektórzy handlowcy z centrum Wodzisławia. Inni się przenieśli do galerii.
Sztywne czynsze
Drugim z powodów jest sztywne trzymanie stawek czynszowych przez niektórych właścicieli nieruchomości na starówce i wokół niej.
- Kamienicznicy jakby nie zwrócili uwagi, że przybyło dużo nowej powierzchni pod wynajem, np. w Karuzeli. Trzymali sztywno stawki i zostali z pustymi powierzchniami. Żeby utrzymać swoich najemców należało obniżyć czynsze o połowę czy jeszcze bardziej – mówi prezes Izby - Sam tego doświadczyłem. Rossmannowi, który wynajmował u mnie pomieszczenia na sklep musiałbym obniżyć czynsz do jednej trzeciej wysokości. W końcu i tak się przeniósł do galerii, bo chciał większej powierzchni handlowej, czego nie byłem w stanie zapewnić. Mógłbym więc narzekać, tak jak inni. Za to zdecydowałem się otworzyć sklep w swojej kamienicy. To oczywiście ryzyko. Muszę zadbać o towar, zapłacić ludzi, prąd, wodę, ale przynajmniej nie mam pustego lokalu. A obroty są takie, że mniej więcej mam tyle przychodu ze sklepu, co wcześniej z najmu. Przy czym mam świadomość, że otwierając sklep też zabrałem pieniądze innemu handlowcowi. Ale trudno, to już wolna konkurencja – mówi Krzysztof Dybiec.
Czy galeria to główne zło?
Niekoniecznie. Biznesy padały też wcześniej, a w Wodzisławiu niegdyś narzekano, że nie ma w ogóle tego typu obiektów handlowych. Na pewno można za to powiedzieć, że obecność Karuzeli ożywiła głównie najbliższą jej część starówki, w tym ulicę Targową. W te okolice przenoszą się sklepy z dalszych rejonów starówki, np. z ul. Konstancji czy Wałowej. Według prezesa Dybca sposobem na utrzymanie kamienic przy życiu może być przebranżowienie. Świetnie funkcjonują małe knajpki, kawiarenki, cukiernie. Wskazuje na Rybnik, w którym po otwarciu Plazy i Focusa ucierpiały sklepy w centrum, głównie na ulicach Sobieskiego i Powstańców, które były wcześniej podstawowym miejscem robienia zakupów. - O ile kiedyś trzeba było tam zapłacić 100 zł za metr, to teraz można wynająć lokal po 30 zł/m kw. - mówi. Przy czym deptak się ożywia, jest tam coraz więcej lokali, cukierni.
Wojciech Kocztorz przyznaje, że problemem Wodzisławia jest praca wielu mieszkańców poza miastem. Robią zakupy w drodze z pracy do domu, niejednokrotnie w miastach, w których pracują i nie odczuwają już potrzeby kierowania się do centrum Wodzisławia.
Utrzymanie kosztuje
Katarzyna Zöllner-Solowska, dyrektor Biura Cechu Rzemieślników i Innych Przedsiębiorców, zarazem radna miejska mówi, że akurat problem z pustoszeniem lokali nie dotyczy członków jej organizacji. - Wśród rzemieślników nie ma handlowców – mówi – Widzę jednak, że dzieje się coś niedobrego. Nie wiem, czy to kryzys, czy brak działań marketingowych tych, którzy kamienicami zarządzają? Być może to kwestia galerii, która najwidoczniej skumulowała kupujących – mówi radna. Przyznaje, że w jej rozmowach z kamienicznikami pojawia się problem braku najemców. Właściciele kamienic podkreślają wysokie koszty utrzymania nieruchomości, stąd ich niechęć do obniżek czynszu. Widocznie wolą czekać dłużej na najemcę licząc na dobry zarobek z czynszu, niż oddawać na pół darmo.
Do tematu będziemy wracać.
Tomasz Raudner