Wsparcie duchowe w profesjonalnym sporcie to za mało
BIEGI NARCIARSKIE Wywiad z Dominiką Bielecką i jej trenerem Krzysztofem Skorupą
W dobiegającym końca sezonie w biegach narciarskich sympatyczna wodzisławianka Dominika Bielecka, reprezentująca klub MKS Wodzisław wywalczyła dwa tytuły mistrzyni kraju seniorek – w biegu na 25 km stylem klasycznym i w sprincie na 1,3 km klasykiem. Z 21-letnią zawodniczką i jej trenerem Krzysztofem Skorupą rozmawialiśmy o ostatnich sukcesach, problemach i planach na przyszłość.
Na początku chciałbym pogratulować Ci zdobycia dwóch tytułów mistrza Polski. Który z nich jest dla Ciebie większym sukcesem?
Dominika Bielecka: Bardziej chyba cieszyłam się ze zwycięstwa w sprintach, bo tego się w życiu nie spodziewałam. O ile o medalu mogłam bardziej marzyć w biegu na dystansie, to w sprincie wydawało mi się to nie do osiągnięcia. Tak naprawdę to nie chciałam startować w sprintach, bo uważałam, że mój start w nich jest bez sensu. Zakładałam, że trudno będzie mi przebrnąć kwalifikacje. Tymczasem udało mi się wygrać cały bieg. To dla mnie ogromne zaskoczenie i chyba większy sukces jak dla mnie niż tytuł w biegu na 25 km.
Czyli nie jesteś specjalistką od sprintów. W takim razie wygrana w tym biegu to był przebłysk jakieś niesamowitej formy?
D.B. Tak, to był błysk formy. Bardziej lubię dłuższe dystanse, gdzie trzeba pomyśleć jak siły należy rozłożyć. W sprincie biegnie się cały czas na 100 procent. Jak ktoś złamie kija czy się potknie, to w zasadzie już w biegu się nie liczy. Dlatego w sprincie nie chciałam biec.
A co trener na to? Długo musiał pan przekonywać Dominikę do startu w sprincie?
Krzysztof Skorupa: Nie musiałem. Nawet nie zadała pytania czy może odpuścić sobie ten bieg. Ale podejrzewałem, że nie chce startować na podstawie maila, w którym zadała pytanie czy musi startować we wszystkich konkurencjach. Odpowiedziałem, że musi. I więcej na ten temat nie rozmawialiśmy.
W 2006 roku sprint na Kubalonce wygrała Justyna Kowalczyk, która zresztą pogratulowała Tobie na swoim profilu społecznościowym sukcesu. Justyna kolekcjonowanie tytułów mistrza Polski rozpoczęła zresztą od wygranej w sprincie w 2001 roku. Może pójdziesz w jej ślady?
D.K. Przyznam szczerze, że byłam zaskoczona jej gratulacjami. A czy pójdę w jej ślady? Nie wiem. Nie mam pojęcia (szeroki uśmiech).
Ty w Wodzisławiu, w MKS-ie byłaś jedną jedyną, która mogła pochwalić się medalami imprez juniorskich. A teraz weszłaś jeszcze na wyższy poziom i zdobyłaś medale mistrzostw kraju seniorów. Jak się to robi?
D.K. Nigdy nie udało mi się wygrać klasyfikacji generalnej Biegu na Igrzyska, co zawodnicy z sąsiednich Marklowic robili dość regularnie. Ale nie zniechęcałam się, ciągle na te zawody jeździliśmy, choć odbywały się daleko, np. w Szklarskiej Porębie, a zdarzało się, że sami musieliśmy płacić sobie za te wyjazdy. Wspierali mnie rodzice, zachęcał trener. No więc trenowałam i biegałam.
Panie trenerze proszę powiedzieć jak to się w ogóle stało, że tu w Wodzisławiu powstał klub zajmujący się biegami narciarskimi.
K.S. Klub istnieje jak się nie mylę od 1985 może 1987 roku, a więc około 30 lat. Nie jest więc tak, że pojawił się niedawno. Ja jeszcze jako zawodnik zaczynałem w nim biegać w 1991 roku. Kiedyś ten klub mieścił się w Marklowicach, które wtedy należały do Wodzisławia. Prowadziła go pani Aleksandra Pustołka, która rozwinęła go na najwyższy poziom. Później Marklowice odłączyły się od Wodzisławia. W Marklowicach założono wtedy oddzielny klub, a nasz przeniósł się do miasta. Kiedy zakończyłem karierę zawodniczą to zająłem się trenowaniem. Udało się wychować kilku dobrych zawodników, a Dominika jest wśród nich jak wisienka na torcie, która sukcesy juniorskie przekuła na sukcesy w seniorach. To nie jest tak, że nie trenują u nas również inni zawodnicy. Są, trenują, ale Dominika swoimi sukcesami po prostu trochę ich przyćmiła. O innych się nie słyszy, ani nie pisze, bo jak ktoś jest 15. czy 16. to już nie warto o nim pisać. A przecież to w konkurencji ogólnopolskiej oznacza, że jest 15. czy 16. w kraju. Dziś klub z Marklowic otrzymuje dużo wyższe dofinansowanie do swojej działalności z budżetu gminy. Nasze dofinansowanie jest bardzo malutkie. Jesteśmy najsłabiej dotowaną dyscypliną w mieście. Pomimo dużych sukcesów biegi od zawsze były gdzieś trochę z boku. Przypomnę, że Tomek Sikora też jest wychowankiem MKS-u, a ma na koncie sukcesy myślę dziś nieosiągalne dla zawodników w Polsce. Dziś mamy Dominikę, a sport biegowy dalej jest traktowany trochę po macoszemu.
Może się to zmieni?
K.S. Bardzo bym sobie tego życzył byśmy byli traktowani na równi z innymi dyscyplinami. To w zupełności by nam wystarczyło. Myślę, że Dominika też o tym marzy, bo ona swoim wynikami pracuje na ten klub. Choć ona nigdy się nie skarżyła, że czegoś jej brakuje. Na pewno jednak ta dziewczyna nie jest doceniana. Ma co prawda stypendium, z czego jest zadowolona, no ale jednak na zawody, z których Dominika przywoziła medale też dla Wodzisławia jeździła za własne pieniądze. Jesteśmy wspierani bardziej duchowo, a na dziś jest to nie wystarcza. Wychować kolejne takie zawodniczki czy zawodników jak Dominika będzie w takiej sytuacji bardzo trudno. Jak się tego już raczej nie podejmę, przy takich układach jak dotychczas. Za dużo zdrowia kosztuje to zawodnika jak i jego trenera.
Sukcesy, które osiągnęłaś wiązały się z dużym samozaparciem. Kłopoty o których wspomina Twój trener to jedno. Ale też musisz dojeżdżać na treningi do Wisły czy nawet czasem dalej. Nie masz tego komfortu co koleżanki, trenujące w klubach z gór. Poza tym studiujesz w Katowicach. Jak to wszystko łączysz?
D.B. Teraz jest mi łatwiej, bo już drugi rok jestem w kadrze i o dojazdy na treningi nie muszę się martwić, tak samo jak o przygotowanie sprzętu czy odżywek. Większość czasu spędzam po prostu na obozach kadry. Studiuję na AWF-ie i mam tam indywidualny tok nauczania, więc jak mam treningi to na zajęciach nie muszę być, ale oczywiście muszę dany przedmiot zaliczyć. Ale wcześniej w szkole było ciężko, bo na trening wyjeżdżaliśmy przed lekcjami. Jak miałam lekcje na godz. 8, to wyjeżdżaliśmy z trenerem np. o 5 rano potrenować na Kubalonce. Albo zwalniałam się po południu z niektórych lekcji np. WF-u i jechaliśmy na trening. Wracaliśmy wtedy o godz. 18 lub 19 a trzeba było się jeszcze przygotować na drugi dzień do szkoły. Czasu dla siebie więc za bardzo nie było. W pewnym momencie to przeszkadzało, ale więcej było takich chwil, takich zacięć w sobie, że jak pójdę na ten trening to kiedyś to jednak zaprocentuje.
Ty jesteś jeszcze młodą osobą. Kiedy trenujesz, albo się uczysz Twoi rówieśnicy się bawią. Starcza Ci czasu na jakieś własne przyjemności?
D.B. Może tych imprez nie było zbyt dużo, tak jak w przypadku rówieśników, ale odludkiem nie byłam, czasem też się na imprezach pojawiałam, więc nie było źle (uśmiech). Czasem oczywiście musiałam rezygnować z jakichś przyjemności na rzecz treningu lub wiedziałam, że na drugi dzień mam start. Ale było warto.
Opowiedz o swoich planach na przyszłość? Wiążesz je z tym sportem, to jest to co chciałabyś robić przez najbliższe 10 lat?
D.K. Jeżeli mogłabym to traktować jako sposób na życie to tak. Póki co jednak nie jestem w stanie się z tego utrzymać, więc zaczynam rozważać inny kierunek studiów, a to wiązałoby się z zakończeniem kariery, bo nie będę miała możliwości łączenia studiów dziennych z treningami.
K.S. Myślę, że najbliższe kilka miesięcy będzie decydujące. Do czerwca mamy czas na podjęcie decyzji. Dominika będzie musiała zdecydować co dalej. Obecnie otrzymuje stypendium z miasta, ale 400 czy nawet 500 zł miesięcznie nie jest ją w stanie utrzymać. Przy takim wyczynie, poziomie treningu, rywalizacji jest to niemożliwe. Mam nadzieję, że ktoś nam pomoże załatwić poważnego sponsora. W tej chwili nie mogę namawiać Dominiki do kontynuowania kariery jak w poprzednich latach. Jest dorosła, musi myśleć o przyszłości. To jest sport, może przytrafić się kontuzja i wszystko legnie w gruzach. Choć oczywiście będzie szkoda, bo ona ma szansę by za 3 lata pojechać na olimpiadę do Korei. Czy ta perspektywa zmobilizuje ją do dalszego działania przy tym obecnym wsparciu? Nie wiem.
Dominika może być jeszcze lepszą zawodniczką?
K.S. Ona może być zdecydowanie lepsza. Ma spore rezerwy. Przypomnę, że od początku trenowała ze mną, a nie w szkołach sportowych. W tym roku widać wielką poprawę tej dyspozycji. Jest jeszcze lepsza niż kiedy półtora roku temu odchodziła ode mnie. To wszystko poszło bardzo w górę, a jeszcze są rezerwy - w treningu, w sile, w imitacji narciarskiej, która jest podstawą. Możliwości ma bardzo duże.
Powiedział Pan, że Dominika odeszła od pana, ale przecież dalej jest pan jej trenerem.
K.S. Chodziło o to, że odeszła do kadry. Teraz trenujemy bardziej wirtualnie, albo w przerwach między obozami kadry. Trenuje też bardzo dużo sama. Ja teraz raczej w mailach piszę jej co ma robić. Analizuję czemu tym razem poszło jej słabiej, czemu ma doła, co poszło nie tak. Bardziej zajmuję się więc analizą niż treningiem.
Rozmawiał Artur Marcisz