Wojsko zachęca ochotników
Z początkiem marca wojsko zaczęło kusić mężczyzn do zgłaszania się na ochotnika. Skąd to ożywienie?
REGION Mężczyźni w wieku 18 – 50 lat, jeśli tylko mają ochotę, mogą zgłosić w swojej Wojskowej Komendy Uzupełnień chęć odbycia przeszkolenia dla ochotników. Z początkiem marca Ministerstwo Obrony Narodowej rozpoczęło właśnie kampanię promocyjną. - Osób chcących wstąpić na ochotnika do wojska mamy sporo. Służba wojskowa jest nadzieją dla młodych ludzi zdobycia zawodu, stabilnej pracy. Do WKU w Rybniku codziennie zgłasza się po kilku kandydatów. Natomiast nam zależy na dotarciu do najlepszych. Nie zależy nam na osobach, które po prostu szukają pracy, których wyrzucili z jednego czy drugiego zakładu i sądzą, że w wojsku im się poszczęści. Nam zależy na osobach, które interesują się wojskiem, są na różny sposób przeszkolone, np. robią kursy spadochronowe, zajmują się surwiwalem, działają w grupach militarnych, ale też znają np. języki obce, mają prawo jazdy kategorii C czy C+E. Poszukujemy też ratowników medycznych. Akcje promocyjne, zachęcające prowadzimy cały czas. 1 marca rozpoczęliśmy kolejną – mówi mjr Adrian Klimek, zastępca komendanta WKU w Rybniku.
Wojsko nie dla każdego
Trzeba pamiętać o jednym. Do wojska nie tak łatwo się dostać. Zgłosić może się każdy, ale nie każdy przywdzieje mundur. Warunkiem podstawowym skierowania na przeszkolenie jest posiadanie kategorii zdrowia A. Dodatkowo kandydaci do służby przygotowawczej poddani zostaną testom sprawnościowym i psychologicznym. - Wymogi co do zdrowia i sprawności są dość wysokie – przyznaje major Klimek.
Nie brakuje osób, które chętnie wstąpiłyby do wojska, ale blokuje je kategoria zdrowia. Za młodu kombinowali, byle dostać kategorię D czy E, a teraz chętnie zmieniliby ją na A. Tak się nie da. - Co chwilę ktoś wnioskuje o zmianę kategorii. Ale komendant wydaje decyzję odmowną. Nie ma w ogóle przepisu o zmianie kategorii. Jedynym polem manewru było odwołanie się od orzeczenia komisji lekarskiej w ciągu 14 dni od nadania kategorii. Potem orzeczenie się uprawomocnia. A osoby żałują, bo przez głupotę zamykają sobie drzwi nie tylko do wojska, ale też do pracy w policji, straży pożarnej czy straży granicznej. Te formacje również honorują wojskowe kategorie zdrowia, a że wszędzie jest sporo chętnych do pracy, to osoby z niewłaściwymi kategoriami zdrowia są na końcu kolejki – mówi major.
Miesiące szkoleń
Załóżmy, że ktoś nadaje się na ochotnika. Jego dalsze kroki uzależnione są od tego, czy miał już coś do czynienia z wojskiem, bądź nie. Jeśli ochotnik nie odbył żadnej służby wojskowej, po poborze czy kwalifikacji został automatycznie przeniesiony do rezerwy, to trafia do służby przygotowawczej. Dla szeregowych trwa ona cztery miesiące, dla podoficerów pięć, dla oficerów sześć miesięcy. - Formą ta służba przypomina dawną służbę zasadniczą. Kandydaci udają się do ośrodków szkolenia, składają przysięgę wojskową i zyskują status żołnierza rezerwy. I wtedy ochotnik zgłasza akces do Narodowych Sił Rezerwowych – wyjaśnia major Klimek. Osoba podpisuje z dowódcą jednostki kontrakt na pełnienie służby w NSR. Polega to na tym, że miesiąc w ciągu roku spędza na ćwiczeniach we wskazanych jednostkach. Żołnierze na swoich stanowiskach szkolą się. Żołnierzowi NSR zostanie też nadany przydział mobilizacyjny, co oznacza, że w czasie mobilizacji zostanie powołany do konkretnej jednostki wojskowej, a w czasie pokoju może być wezwany na obowiązkowe szkolenia żołnierzy rezerwy. Żołnierz NSR ma też możliwość starania się o wstąpienie do służby zawodowej. Jeśli jednak nie chce być żołnierzem zawodowym, trafia do rezerwy i wraca do swoich codziennych zajęć.
Natomiast osoby, które były w wojsku, czy to w służbie zasadniczej, przygotowawczej, zawodowej czy na przeszkoleniu podczas studiów, mogą się zgłaszać do NSR czy też na przeszkolenia z pominięciem służby przygotowawczej.
Radny nie może
Nie wszyscy, nawet jeśli mają od 18 do 50 lat i odpowiednią kategorię zdrowia, mogą zaciągnąć się do wojska. To grupa ludzi ustawowo reklamowanych (zwolnionych) ze służby wojskowej. Zaliczają się do nich posłowie, senatorowie, prezydenci miast, burmistrzowie, wójtowie, radni, szefowie kluczowych dla obronności zakładów przemysłowych czy dyrektorzy szpitali, policjanci, funkcjonariusze straży granicznej. Według ustawodawcy podczas ewentualnego konfliktu zbrojnego są bardziej przydatni i potrzebni w cywilu z racji pełnionych funkcji, niż byliby w armii. - Istnieje też instytucja reklamacji od wojska na wniosek. Jeżeli np. burmistrz czy starosta uznają, że dana osoba jest mu potrzebna podczas wojny do sprawnego funkcjonowania konkretnej instytucji czy jednostki, wówczas składa wojskowemu komendantowi wniosek o reklamację od służby. Komendant analizuje ten wniosek, ocenia, czy dana osoba przyda się armii, czy rzeczywiście lepiej, aby została przy swoim cywilnym zajęciu i podejmuje decyzję o uwzględnieniu wniosku, bądź nie – mówi zastępca komendanta WKU.
Jedno albo drugie
Gdyby natomiast ktoś z ustawowo zwolnionych ze służby wojskowej koniecznie chciał się zaciągnąć do armii, bo na przykład czuje do tego powołanie, musiałby zrezygnować z dotychczas pełnionej funkcji. - Coś trzeba wybrać. Jeśli ktoś zdecydował się być radnym, został ustawowo reklamowany od wojska. Jeśli chce wstąpić do armii, powinien zrezygnować z zajmowanej funkcji społecznej – tłumaczy mjr Klimek.
Nie wiedzieli o zwolnieniu
Nie brakuje radnych, którzy dopiero niedawno dowiedzieli się, że są ustawowo zwolnieni z wojska. Taką osobą jest np. Mateusz Góral, radny powiatowy z Rydułtów. Dostał pismo z WKU o reklamacji od wojska z urzędu, ponieważ mając 27 lat nadawałby się na ochotnika. - Przyznam, że w pierwszej chwili byłem zdziwiony, że WKU sprawdza zasoby męskie pod kątem ewentualnego powołania do służby – mówi. Widząc różne informacje w internecie sądził, że ma to związek z sytuacją na Ukrainie. Na swoim profilu facebookowym zamieścił nawet kopię pisma słanego do radnych w Częstochowie. Dopiero w biurze rady dowiedział się, że to standardowe działanie WKU. Potwierdza to mjr Klimek. - To rutynowe działania wynikające z niedawnych wyborów samorządowych. Zmieniały się składy rad, zarządów miast, powiatów, więc aktualizujemy dane o nowe osoby ustawowo reklamowane od wojska – tłumaczy zastępca komendanta WKU w Rybniku.
Mateusz Góral już wie, że nawet gdyby chciał, nie zaciągnie się do wojska tak długo, jak będzie radnym. Ale rozumie sytuację. - Widocznie jako radni jesteśmy bardziej przydatni na miejscu, bo np. podejmujemy uchwały – mówi.
Tomasz Raudner