Pies pogryzł ludzi komornika. Właścicielka skazana, pies uśpiony
Dla sądu tabliczka ostrzegająca o psie i furtka zamykana na zatrzask to za mało. Skazał wodzisławiankę za to, że pies synowej pogryzł pracowników komornika myszkujących po jej podwórku.
WODZISŁAW Halina Gorzawska, 55-letnia wodzisławianka została skazana przez sąd za to, że dopuściła, by na jej podwórku pies, mieszaniec amstafa, pogryzł dwóch pracowników jednej z wodzisławskich kancelarii komorniczych. Sądu nie przekonały tłumaczenia, że osoby te weszły na prywatny teren samowolnie, mimo tego, że furtka jest zamykana na zatrzask i nie można jej otworzyć z zewnątrz. Dla sądu znaczenia nie miała też widniejąca na furtce tabliczka Uwaga pies. Wyrok nie jest prawomocny. Skazana złożyła odwołanie.
Zdarzenia rozegrały się 22 lutego 2012 roku około godz. 8.00 na terenie prywatnej posesji przy ul. Pszowskiej. Pani aplikant i pracownik kancelarii, pełniący rolę ochroniarza, zadzwonili używając dzwonka przy furtce, a ponieważ nikt nie otwierał, weszli na podwórko. Między nimi, a domownikami istnieje zasadnicza sprzeczność co do sposobu wejścia na prywatny teren. Domownicy uważają, że pracownicy komornika włamali się na ich posesję. – Kłódka jest na zatrzask, więc nie można sobie tak po prostu jej otworzyć. Żeby wejść z zewnątrz trzeba mieć klucz, albo poczekać, aż właściciel otworzy furtkę. My kiedy nie mamy kluczy radzimy sobie w ten sposób, że przekładamy rękę i przekręcamy klamkę od wewnątrz. Jednak jeśli robi to obca osoba, to uważam to za włamanie. Jest przecież dzwonek, jest tabliczka „uwaga pies” – mówi Izabela Zemło, synowa pani Haliny, mieszkająca razem z nią.
Pani aplikant komorniczy i jej współpracownik zeznali, że ogrodzenie nie było zamknięte. Przy czym pani asesor zeznała, że otwarta była furtka, a ochroniarz – brama. Obydwoje chodzili potem po podwórku.
Sprzeczne wersje
Halina Gorzawska zeznała na policji, że po usłyszeniu dzwonka włożyła szlafrok, kapcie i poszła do drzwi. – Otworzyłam drzwi i nie zauważyłam nikogo przy furtce, ani przy drzwiach domu. Furtka jest w prostej linii od drzwi i zauważyłam jedynie, że przy bramie stoi jakiś samochód. Wybierałam się, żeby dojść do bramy i zobaczyć, kto i po co dzwoni. Uznałam, że nie ma nikogo, stąd też wypuściłam psa na zewnątrz jak zwykle rano to się robi. Pies pobiegł trochę do przodu i zauważył jakichś ludzi z boku budynku. Pies rzucił się na kobietę. Był jeszcze jakiś mężczyzna za nią – zeznawała wodzisławianka. – Pobiegłam i odciągłam psa. Nie zastanawiałam się za bardzo, co robię. Wiedziałam, że trzeba ludzi ratować, choć mogli to być złodzieje – wspomina pani Halina.
Pies czując, że ktoś go odciąga rzucił się na panią Halinę i pogryzł. Sara uspokoiła się dopiero przy swojej pani Izabeli Zemło. Wezwano pogotowie i policję. Pani Halina uważa, że mężczyzna i kobieta nie chcieli się przedstawić, ani powiedzieć po co kręcili się po jej posesji. – Na moje pytanie czemu weszli ta kobieta powiedziała, że nie widzieli psa ani kojca i dlatego weszli – informuje pani Halina.
Pani aplikant przedstawia sytuację inaczej. – Razem zaczęliśmy pukać do drzwi domu. W tym czasie za drzwiami słyszałam szczekanie psa. Ponieważ nikt nie odpowiadał, cofnęłam się i podeszłam do kosza na śmieci, na którym chciałam wypisać wezwanie – zeznała na policji. Jej ochroniarz miał zostać przy drzwiach. W pewnym momencie krzyknął ostrzegająco o psie, rzucił się do ucieczki i schował za aplikantką. Kobieta zeznała, że pies gryzł ją i szarpał za rękę. Gryzł też ochroniarza. Aplikantka próbowała bronić się teczką. Aplikantka doznała licznych ran kąsanych obu rąk, przedramienia i złamania dwóch kości lewej ręki. Jej ochroniarz miał pokąsaną prawą rękę.
Naruszenie czynności ciała
Pogryzione kobiety i mężczyznę opatrzono w szpitalu. Na wniosek komornika całą trójkę przebadano na trzeźwość. Wszyscy byli trzeźwi. Policja, pod nadzorem prokuratury, wszczęła postępowanie o naruszenie czynności narządów ciała. W maju postępowanie zostało umorzone, ponieważ śledczy nie dopatrzyli się znamion przestępstwa. Adwokat pracowników komornika złożył zażalenie na tę decyzję do sądu. Uzasadniał, że pogryzienie wyczerpało znamiona przestępstwa o naruszenie czynności narzadów ciała na okres powyżej siedmiu dni. Ponadto według mecenasa sprawa została umorzona bez sprawdzenia wszystkich okoliczności, a pracowników komornika, którzy byli w trakcie wykonywania czynności służbowych nie potraktowano jako funkcjonariuszy publicznych. Sąd zażalenie uznał za zasadne i nakazał prokuraturze przeprowadzenie nowego śledztwa. Tym razem zakończyło się postawieniem wodzisławianki w stan oskarżenia. A Sąd Rejonowy w Wodzisławiu uznał ją winną. Skazał za to, że nie zachowała zwykłych środków ostrożności przy trzymaniu psa i dopuściła do pogryzienia dwóch osób, tym samym nieumyślnie doprowadziła do powstania u nich licznych obrażeń ciała. Atak psa spowodował u aplikantki naruszenie czynności narządów ciała na okres powyżej siedmiu dni, u ochroniarza – poniżej siedmiu dni. Wodzisławianka dostała karę 600 zł grzywny. Do tego sąd zasądził od niej 8 tys. zł na rzecz ochroniarza i obciążył kosztami sądowymi i zastępstwa procesowego wynoszącymi około 1700 zł.
Odrzucone wyjaśnienia
Sąd ustalając przebieg zdarzeń oparł się na zeznaniach pokrzywdzonych pracowników komornika. Wyjaśnienia wodzisławianki przyjął częściowo. W uzasadnieniu wyroku czytamy „nie dano wiary temu, że nie słyszała ona pukania do drzwi wejściowych, że amstaf wybiegł za nią z domu i że jak otworzyła drzwi wejściowe to przed nimi nikogo nie było, bo pokrzywdzeni byli wtedy z boku budynku i tam pies zaatakował pokrzywdzonych. Sąd uznał, że takie wyjaśnienia stanowią jedynie linię obrony zmierzającą do uniknięcia odpowiedzialności karnej”. W uzasadnieniu sąd stawiał pytania dlaczego pracownicy komornika mieliby chodzić po cudzej posesji nie pukając do drzwi wejściowych w sytuacji, gdy wcześniej anonsowali przybycie dzwoniąc dzwonkiem przy furtce. Dla sądu nie miały większego znaczenia okoliczności, w jakich pracownicy komornika weszli na posesję, czyli m.in. rozbieżności odnośnie furtki czy bramy. Te sprzeczne zeznania, według sądu, działały na korzyść pokrzywdzonych. Miały bowiem dowodzić, że zeznawali szczerze i nie ustalali linii zeznań. Poza tym składali wyjaśnienia dzień po zdarzeniu, będąc w szoku, po lekach, co mogło mieć wpływ na treść. Dla sądu nie miała też większego znaczenia kwestia, czy ogrodzenie było otwarte, ani tabliczka ostrzegająca o psie na furtce. W uzasadnieniu czytamy „Zdaniem sądu napis „uwaga pies” nie niesie za sobą żadnych treści prawnych, nie powoduje zwolnienia właściciela takiego psa z odpowiedzialności za niego. Jest to tylko napis ostrzegawczy dla kogoś, kto chce wejść na taką posesję by wzmógł czujność. Z całą pewnością umieszczenie takiego napisu na bramie czy furtce nie jest równoznaczne z zakazem wstępu [...] Zdaniem sądu ogrodzenie posesji i zaopatrzenie jej w bramę i furtkę nie jest też równoznaczne z tym, że nikomu nie wolno wchodzić na tę posesję pod żadnym pozorem. Świadczy to jedynie o tym, że właściciel nie życzy sobie by ktoś chodził po jego posesji bez celu lub tylko dla własnych korzyści. [...] istnienie bramy nie zabrania osobie, która ma jakiś interes do właściciela posesji lub domownika, wejścia przez tę bramę czy furtkę na posesję. Jeśli oczywiście bramę lub furtkę można otworzyć klamką, bo nie jest zamykana na klucz [...] Furtka w posesji oskarżonej nie była zamykana na klucz, można ją było otworzyć ręką używając klamki (mimo, że była z jednej wewnętrznej strony).” Sąd wykluczył tutaj wdarcie się na posesję, co podlegałoby pod inny paragraf kodeksu karnego.
Skrzywdzone wyrokiem
Izabeli Zemło i pani Halinie wyrok i uzasadnienie nie mieszczą się w głowie. Nie mogą pojąć, dlaczego sąd dał wiarę sprzecznym w kilku punktach zeznaniom poszkodowanych, a ich spójne wersje odrzucił. Mają poczucie krzywdy. – Gdyby ci państwo stali przed drzwiami, to mama zobaczyłaby ich i zatrzymała psa. Ale otworzyła drzwi, a nikogo nie było widać. Gdyby jeszcze ten pan stanął, tak jak się postępuje w razie kontaktu z obcym psem. Ale on uciekł i schował się za tamtą panią. I pies ją zaatakował. Mama nie zastanawiała się ani chwili, tylko wpadła między nich – mówi Izabela Zemło. – Za co mnie skazali? Za to, że stanęłam w obronie tych ludzi? Był to pierwszy raz, kiedy ktoś obcy sam z siebie wszedł na plac. Nawet znajomi nie wchodzili sami. Zawsze ktoś z nas wprowadzał gości, wtedy pies nie reagował. Pies po prostu zaatakował, robił swoje – mówi załamana Halina Gorzawska.
Suczka Saba przeszła miesięczną obserwację. W momencie pogryzienia nie miała ważnego szczepienia przeciwko wściekliźnie. Izabela Zemło tłumaczy, że nie mogła dostać szczepionki, bo była wcześniej leczona. Wcześniej jednak pies był szczepiony regularnie. Kwarantanna wykazała, że Saba nie miała wścieklizny. Potem jeszcze raz ugryzła panią Halinę. Kobieta nie czuła się pewnie w obecności psa i w czerwcu został uśpiony.
Próbowaliśmy się skontaktować z pracownikami kancelarii. W odpowiedzi komornik odesłał nas do wyroku sądu.
Tomasz Raudner
Piotr Sikorski, komornik przy Sądzie Rejonowym w Będzinie, zarazem rzecznik prasowy Rady Izby Komorniczej w Katowicach wyjaśnia, że komornik czy też jego pracownik chcący wejść na posesję dłużnika puka lub dzwoni. Jeśli nikt nie otwiera, zwykle komornik zostawia wezwanie do skontaktowania się z kancelarią. Jeśli po dwóch, trzech takich próbach dłużnik nie kontaktuje się z komornikiem to ten może wejść na jego teren bez jego wiedzy i zgody, nawet jeśli brama czy furtka są zamykane np. na klucz czy kłódkę. Informacje na bramach typu „Uwaga pies”, „Wchodzisz na własne ryzyko” nie zabezpieczają właścicieli. Gdyby komornika napadł pies, właścicielowi grozi prokurator. Komornik jest funkcjonariuszem publicznym i podlega ochronie.