Francuski żywot syna pszowskiego gajowego
Grono ciekawych Pszowików wzbogaca się o nieżyjącego już Helmuta Warzechę, który całe dorosłe życie, ponad 60 lat, spędził we Francji. Ten nieznany szerzej w Pszowie mężczyzna stanie się bohaterem książki pisanej przez Francuzkę Fanny Pacreau, antropolog pracującej w związku gmin Pays Grand Lieu. Zasłynął jako twórca imponującej kolekcji około 1500 wypchanych ptaków. – Przed śmiercią udzielił mi kilku wywiadów. Jego dzieciństwo w Pszowie, o którym kilkakrotnie wspominał, winno otrzymać należne miejsce w jego biografii – wyjaśnia Fanny Pacreau. W sprawie książki autorka przyjechała na kilka dni do Pszowa.
Szukała korzeni
Francuzka szukała korzeni Helmuta Warzechy. W towarzystwie tłumacza spotkała się m.in. córką siostry Pszowika, Markiem Hawlem, burmistrzem Pszowa i Pawłem Porwołem, historykiem. Jak mówi, chce, aby wątek pszowski, czyli np. okoliczności wcielenia Warzechy do wojska, sytuację miejscowości w okresie wojennym opisał właśnie Paweł Porwoł.
– Dla mnie bomba. Uważam, że wszystkie takie informacje trzeba upowszechniać. O Helmucie Warzesze ani jego ojcu nic nie słyszałem, ale chętnie się zajmę kompletowaniem materiałów. Muszę wszystko posprawdzać. Pani Parceau obiecała mi przesłać dokumenty, które jej udało się zdobyć – mówi pszowski historyk. Książka ma być gotowa do końca roku.
Pasja po ojcu
Helmut Warzecha urodził się 23 listopada 1926 roku. Jako siedemnastolatek, podobnie jak wielu jego rówieśników, został wcielony do Wehrmachtu podczas II wojny światowej. Po kilku latach trafił do francuskiego miasteczka Saint–Philbert–de–Grand–Lieu, w którym osiadł do końca życia. Helmut Warzecha pracował w miejscowym muzeum. Był taksydermistą, czyli zajmował się wypychaniem ptaków. Pasję do przyrody i umiejętność wypychania ptaków przekazał mu tata, gajowy, prawdopodobnie pracujący dla hrabiego Wengerskiego, ostatniego właściciela Pszowa. Ptaki były życiem Helmuta Warzechy. Poświęcił im się całkowicie. Był kawalerem, nigdy się nie ożenił. Uchodził za samotnika, ale jednocześnie był ciepłym i sympatycznym człowiekiem. W ciągu dziesiątek lat pracy skompletował imponującą kolekcję około 1500 okazów. Wiele z nich pochodzi z jeziora Grand–Lieu, które jest znaną we Francji ostoją dzikiej przyrody. Unikatowość tej kolekcji jest jednym z powodów, dla których Francuzka podjęła się napisania książki.
Francuski kontakt
Niewykluczone, że przyjazd francuskiej antropolog będzie początkiem kontaktów Pszowa i Saint–Philbert–de–Grand–Lieu. To miasteczko liczy około 8 tys. mieszkańców. Leży niedaleko Nantes, nad jeziorem Grand Lieu, od którego wzięło nazwę. Fanny Pacreau zabrała ze sobą do Francji komplet materiałów promocyjnych o Pszowie z misją przekazania władzom miasteczka. – Zobaczymy co z tego wyniknie – mówi burmistrz Hawel.
Tomasz Raudner