Ostry finisz kampanii
Tradycyjnie kampania wyborcza do samorządu wzbudza niemałe emocje. Sztaby poszczególnych kandydatów na najważniejsze stanowiska są od tygodni w pełnej gotowości. Ich czujność odnotowują także dziennikarze informowani kilka razy dziennie o nieprawidłowościach wyborczych przeciwników. Oto kilka z przykładów.
Dlaczego użyli herbu
Kandydaci do rady powiatu wystawieni przez Prawo i Sprawiedliwość na plakatach wyborczych umieścili herb powiatu wodzisławskiego. Okazuje się, że nie mieli do tego prawa. Po interwencji konkurencji zorientowali się, że popełnili gafę. Po kilkunastu dniach wystąpili do starosty o zgodę na wykorzystanie herbu i ją dostali. – Nadawanie tej sprawie rozgłosu jest niepoważne – mówi Adam Gawęda, poseł i lider PiS w powiecie. – Przecież herb pojawił się na plakatach radnych powiatowych, którzy startują w wyborach do rady powiatu. W gąszczu plakatów herb niejako informuje wyborców, że te osoby walczą właśnie o mandat do władz powiatowych. Czepianie się nas jest nie na miejscu – twierdzi Gawęda.
Walka o miejsce w oknie
Na nierówne traktowanie narzeka z kolei Adam Sobala, kandydat na prezydenta Wodzisławia. Zwrócił się do PSS Społem o zgodę na umieszczanie swoich plakatów wyborczych w witrynach sklepów należących do tej sieci. – Odpowiedziano mi, że taką zgodę ma tylko prezydent Mieczysław Kieca i ja jej nie dostanę. To skandal – mówi Sobala.
Stanisław Kasznia, prezes PSS Społem w Wodzisławiu nieco inaczej przedstawia sprawę. – Nie wszyscy kandydaci otrzymują od nas zgodę. To fakt. Zgadzamy się wówczas, gdy dojdzie do poważnej rozmowy, podczas której ustalimy na jakich zasadach plakaty będą umieszczane, w jakiej liczbie i kto potem posprząta. Zgodę na pewnych zasadach otrzymała także pani Anna Białek (kandydatka na prezydenta Wodzisławia – przyp. red.). Pan Sobala nie pofatygował się do mnie, nie przyszedł także nikt z jego sztabu. Zadzwonił i chciał zgody. Nie tędy droga – wyjaśnia prezes Kasznia.
Zniszczone banery
Problemy ma także kolejny kandydat na prezydenta Wodzisławia Józef Szymaniec. Zniszczono jego baner wyborczy znajdujący się za ogrodzeniem prywatnej posesji przy ul. Jastrzębskiej. Drugi, znajdujący się także w dzielnicy Wilchwy miał ocaleć dzięki interwencji gospodarza posesji. – Zauważyłem, że baner zniknął. Myślałem, że go skradziono. Okazało się jednak, że trzech nieznanych sprawców w ostatniej chwili przepędził gospodarz posesji. W nocy chcieli oni odciąć mój wizerunek. Ten pan ich powstrzymał. Uciekli – relacjonuje Szymaniec. Teraz banera pilnuje pies.
Miejsce w gazetce zniknęło
Najciekawiej jednak walka wyborcza wygląda w gminach wiejskich. Sztaby pracują pełną parą. W Mszanie kolejna kampania i kolejna wojna. Fora internetowe pełne wzajemnych oskarżeń i obelg. Spotkania kandydatów to często targowisko, na którym odbywa się publiczne pranie brudów. Poza tym nie wiadomo, kto i na jakich zasadach może umieszczać ogłoszenia w gminnej gazetce. – Wójt zablokował publikację naszego ogłoszenia wyborczego – mówi Błażej Tatarczyk, pełnomocnik Mirosława Szymanka, kontrkandydata wójta Jerzego Grzegoszczyka. – Zapytaliśmy redaktora naczelnego naszego gminnego pisma, czy jest miejsce na naszą reklamę wyborczą. Pytaliśmy także wydawcę, a więc dyrektora ośrodka kultury w Połomi. Obie osoby poinformowały nas, że nie ma sprawy. Że miejsce jest. Kiedy informacja ta dotarła do wójta okazało się, że strony w gazetce są już zajęte – nie kryje oburzenia Tatarczyk. Sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media.
(raj)