Popisy na drodze mogły zakończyć się tragicznie
Policja przyjechała po godzinie – twierdzi Zdzisław Grzyb, w którego auto wjechał motocyklista.
Do zdarzenia doszło 25 września po godz. 16.00 w Marklowicach na ulicy Wyzwolenia. Trzyosobowa rodzina z Boguszowic jechała w stronę Wodzisławia. Prosty odcinek drogi, dobre warunki, wczesne popołudnie nie zapowiadały niczego złego. Pech chciał, że na drugim pasie jezdni pojawiła się grupa motocyklistów crossowych. – Jeden z nich, jak sądzę dla szpanu, podniósł przednie koło do góry i nie opanował motoru – opowiada, nie kryjąc emocji, Zdzisław Grzyb, kierowca opla. – Zjechał na mój pas i uderzył w samochód – dodaje.
W ostatniej chwili udało się uniknąć zderzenia czołowego. Ucierpiał za to lewy bok auta. Motocyklista przewrócił się, ale szybko doszedł do siebie. O pomocy nawet nie myślał. Wstał, po kilku próbach odpalił sprzęt i uciekł. Na miejscu pozostał po nim tylko kask. – Mój dwuletni syn Seweryn był w totalnym szoku. Nie płakał, długo nic nie mówił – wspomina ze łzami w oczach ojciec. – Żona, Elżbieta, zdążyła osłonić go przed szkłem roztrzaskanej szyby. Sama miała zakrwawioną od małych, ciętych ran rękę – dopowiada.
Pomoc przyszła, ale jak mówi Zdzisław Grzyb, długo na nią czekał. Jak podaje, policja pojawiła się po godzinie. Zgłoszenie zostało przyjęte szybko, jednak radiowóz miał problem z dotarciem na miejsce. – Okazało się, że nazwa przystanku, obok którego to wszystko się działo nie dla wszystkich jest czytelna. Określenie Marklowice Górne jest mylące – dodaje i zaznacza, że ponieważ sam nie zna gminy, miał ogromne trudności z wytłumaczeniem, gdzie się znajduje.
Kolizja czy wypadek?
Ma także inne zastrzeżenia. – Początkowo policja uznała to zdarzenie za wypadek, potem zakwalifikowała go jako kolizję. A w tej sytuacji sprawca może liczyć na łagodniejszą karę, o ile uda się ustalić jego tożsamość – stwierdza rozgoryczony. Sprawcy najprawdopodobniej grozić będzie jedynie mandat. Policja przekonuje, że liczą się skutki. – Jeśli nie ma poważnych obrażeń ciała u osób innych niż sprawca, mamy do czynienia z kolizją a nie wypadkiem – mówi komisarz Mariusz Zieliński z wodzisławskiej drogówki. – Sytuacja jest trudna, bo nie mamy żadnego punktu zaczepienia. Przecież nie możemy ukarać pierwszego lepszego motocyklistę. Winę trzeba udowodnić – podkreśla.
Świadkowie mile widziani
Komisarz uzupełnia, że wbrew przekonaniom pokrzywdzonego, jeśli motor crossowy był zarejestrowany, to mógł poruszać się po drodze publicznej. To jednak gdybanie, bowiem bez sprawcy nie da się niczego konkretnego ustalić. Zapewnia, że policja w sprawie robi wiele. Zaangażowała dzielnicowych, by ci dokonywali oględzin posesji. Poszukuje także świadków i zapewnia im anonimowość. – Pomoc jest potrzebna. Na tak zwanych polach marklowickich pojawiają się crossowcy ze Świerklan, Wodzisławia, Radlina i okolic. Pole poszukiwań jest zatem ogromne – zaznacza Zieliński.
(mag)